Выбрать главу

– Co jeszcze o nim wiesz? – spytał Quincy.

– Dzisiaj go widziałam pierwszy raz… Facet po trzydziestce. Doświadczony, potrafi cierpliwie i wytrwale tropić ofiarę. Sądząc po nagraniu, Veronica Jones nie była jego pierwszą. Musiał mieć czas na dopracowanie swoich metod. Jeśli chodzi o wygląd, biały, metr siedemdziesiąt pięć, siedemdziesiąt osiem, waga jakieś osiemdziesiąt kilo. Dosyć szczupły, ale umięśniony. I chyba lubi spędzać czas na łonie natury – trapery, dżinsy, terenówka.

– Myśliwy?

– W Georgii to wysoce prawdopodobne.

– Samotnik.

– Właśnie chyba nie. Ten agent, który go rozpracowuje, znalazł za wycieraczką dwie koperty. Obie zawierały prawa jazdy zaginionych prostytutek. Ponieważ nie szły za tym dalsze próby kontaktu, Sal przypuszcza, że podrzucił je ktoś blisko związany z zabójcą, ale raczej nie on sam.

Quincy uniósł brwi.

– Słusznie. Większość morderców, jeśli już kontaktuje się z policją, lubi się przechwalać i szydzić z jej nieudolności.

– No właśnie. Niestety na kopertach nie było żadnych śladów. Musimy więc sami zidentyfikować i namierzyć mordercę. Ale kiedy go już poznamy, może uda nam się znaleźć kogoś z jego rodziny, kto będzie chciał nam pomóc.

– Status społeczny i materialny? – wypytywał dalej Quincy.

– Nie potrafię ocenić. Mówi językiem z nizin, ale jak chce, potrafi też być błyskotliwy. No i to auto: limitowana wersja toyoty FourRunner. Tak samo ciuchy. Niby ubiera się zwyczajnie: dżinsy, flanelowa koszula, ale to są markowe dżinsy, markowa koszula. Ewidentnie gość z aspiracjami.

– Mobilny społecznie. Ceni dobra materialne – dorzuciła Rainie.

– Tak sądzę.

– Tu chyba kluczem do zagadki będą pieniądze – Rainie spojrzała na Quincy'ego. – Mówiłaś, że to wytrawny zabójca, ponad dziesięć ofiar na koncie. Ileż to wymaga czasu i energii. Planowanie, szukanie ofiar, zacieranie śladów, pozbywanie się zwłok. To ciężka, pełnoetatowa praca, zwłaszcza jeśli trzeba taką potencjalną ofiarę dłużej poobserwować.

– A to więcej niż pewne – wtrącił Quincy. – Skoro pozwala ofierze A wskazać ofiarę B, musi najpierw zrobić solidny wywiad i jak najwięcej się o niej dowiedzieć, zanim przystąpi do działania.

– Czyli ma pełne ręce roboty – ciągnęła Rainie. – A to znaczy, że prawdopodobnie nie ma stałej pracy i musiał znaleźć inne sposoby finansowania takiego trybu życia.

– Na przykład stręczycielstwo – mruknęła Kimberly.

– Tak. Albo oszustwa, kradzieże, handel narkotykami. Jakiś czas temu był taki przypadek, że Ministerstwo Skarbu aresztowało faceta za fałszowanie czeków. Kiedy przeszukali jego schowek w magazynie samoobsługowym, znaleźli stosy pudeł ze zdjęciami skrępowanych i gwałconych kobiet. Okazało się, że to był klasyczny sadysta seksualny, który przez wiele lat grasował na wschodnim wybrzeżu, porywając, gwałcąc i zabijając kobiety. A czeki fałszował po prostu po to, żeby pokryć wydatki.

– Słyszałaś o czymś takim jak NecroSearch International? – spytał Quincy.

Kimberly pokręciła głową.

– To organizacja typu non profit złożona głównie z emerytowanych naukowców i policjantów. Myślałem nawet, czy do niej nie wstąpić.

– O rany – zaśmiała się Rainie.

Ale Kimberly przyglądała się ojcu z zaciekawieniem.

– Czym się zajmują?

– Szukaniem zwłok. Najbardziej znani są z tego, że zakopują świnie w celu udoskonalenia metod odnajdywania ukrytych grobów. To właśnie oni znaleźli w Kolorado ciało Michele Wallace prawie dwadzieścia lat po jej zaginięciu.

– Michele Wallace? – powtórzyła Kimberly, bezskutecznie przeszukując pamięć. – Nie kojarzę tej sprawy.

– Bo jesteś za młoda. To było w siedemdziesiątym czwartym. Wallace miała wtedy dwadzieścia pięć lat i mieszkała w Gunnison w Kolorado. Zapalona turystka. Wybrała się w któryś weekend ze swoim psem, owczarkiem niemieckim, na wycieczkę do Schofield Park. Kiedy wracała na parking, natknęła się na dwóch mężczyzn, którym się zepsuł samochód, i zaproponowała, że ich podwiezie. Od tej pory ślad po niej zaginął. Jeden z tych mężczyzn, Chuck Matthews, zeznał, że Wallace wysadziła go w mieście i dalej pojechała z jego kolegą, Royem Melansonem. Niedługo potem Melanson został aresztowany na podstawie starego listu gończego. Wśród jego rzeczy znaleziono prawo jazdy Michele, sprzęt biwakowy, a nawet torbę z karmą dla psa. Im głębiej policjanci grzebali w jego przeszłości, tym bardziej rósł ich niepokój. Melanson był już poszukiwany w celu przesłuchania w trzech niezależnych sprawach o gwałt i jednej o zabójstwo w Teksasie. Przycisnęli go do muru, jednocześnie zarządzając zakrojone na szeroką skalę poszukiwania ciała Wallace w Schofield Park. I wiecie, co?

– Co?

– I nic. Nie znaleźli dowodów przestępstwa, więc nie mogli postawić zarzutów. Melanson twierdził, że wszystkie te rzeczy dostał od Wallace w prezencie. Kto mu udowodni, że było inaczej? W końcu skazano go za używanie podrobionych czeków, odsiedział trzynaście lat i wyszedł. Z kolei matka Michele Wallace popełniła samobójstwo, prosząc w liście pożegnalnym, że gdyby kiedykolwiek odnaleziono zwłoki jej córki, pochowano je w grobie obok niej.

– Boże.

– W siedemdziesiątym dziewiątym roku inny turysta wędrujący po Schofield Park natknął się na ludzkie włosy leżące na środku szlaku. Były wciąż przyczepione do skóry i zaplecione w dwa warkocze, tak jak je nosiła Michele. Policja umieściła znalezisko w depozycie i na tym się skończyło. Aż do roku tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego. Nowa pani detektyw, Kathy Young, skontaktowała się z NecroSearch International i poprosiła ich o pomoc. Sprowadzili botanika, antropologa sądowego, archeologa i innych ekspertów. Botanik przeanalizował znaleziony we włosach materiał roślinny i na podstawie proporcji zawartości igieł i kory różnego rodzaju drzew ustalił, że tylko w kilku miejscach na obszarze parku rośnie akurat ten zestaw gatunków. Naukowcy skoncentrowali się na nich i po kilku dniach metodycznych poszukiwań odnaleźli czaszkę Michele. We wrześniu dziewięćdziesiątego trzeciego Roy Melanson został uznany winnym zamordowania Michele Wallace, a w kwietniu następnego roku jej szczątki wreszcie spoczęły obok matki.

– Jezu – mruknęła Kimberly, na moment odwracając głowę. Coś ją ścisnęło za gardło. Jakże tego nie znosiła.

– Zmierzam do tego – kontynuował ojciec – że ciało to najważniejszy dowód. Jeżeli twoja teoria jest słuszna, gdzieś musi być ukrytych co najmniej sześć trupów. Skoro tradycyjne metody policji nie przynoszą rezultatów, może pomogą odpowiedni specjaliści?

Zastanowiła się nad tym.

– Właściwie mamy nowy ślad. Naszej agentce udało się zdobyć zabłocony but należący do podejrzanego. Myślałam, czyby nie zadzwonić do mojego kolegi z USGS*, żeby przeanalizował próbki gleby.

* United States Geological Survey – amerykańska służba geologiczna (przyp. tłum.).