Выбрать главу

Pan Hamburger coraz częściej mówi o egzaminie.

Muszę być czujny.

26

„Ukłucie przeradza się zwykle w ostry ból. Tkanki zaatakowane jadem stopniowo ulegają martwicy i złuszczają się, odsłaniając mięśnie”. (Julia Maxine Hite, William J. Gladney, J. L. Lancaster Jr., W. H. Whitcomb, Biology of the Brown Recluse Spider, Zakład Entomologii Wydziału Rolniczego Uniwersytetu Arkansas,Fayetteville, maj 1966)

Na widok buta Harold wpadł w zachwyt.

– A niech mnie, czy ty wiesz, co to jest? – wykrzyknął. – Oryginalny Limmer. Skąd go masz? Wiesz, co to oznacza?

Kimberly nie miała pojęcia, co to jest Limmer ani co to oznacza. Dlatego poprosiła Harolda, żeby opuścił przestronne biuro Wydziału Antyterrorystycznego i zjechał na trzecie piętro do ciasnej klitki mieszczącej Wydział Kryminalny. Agenci z Antyterrorystycznego nie lubili opuszczać swego sanktuarium. W końcu mieli do dyspozycji całe piętro wyposażone w telewizory, w których 24 godziny na dobę leciał Fox News. W Kryminalnym natomiast można było znaleźć… kartonowe pudła, jakieś mapy oraz parę rolek porozrzucanej żółtej taśmy policyjnej dla dopełnienia dekoracji.

Na szczęście prośba Kimberly zaintrygowała Harolda. To urodzony naukowiec, ciekawy wszystkiego. Za to go między innymi lubiła.

Kimberly zaanektowała nieużywane biurko pod samym oknem. Tam na arkuszu papieru pakowego postawiła ciemnobrązowy but turystyczny. Obok rozłożyła swój zestaw narzędzi ze stali nierdzewnej: pilnik, pęsetę, skrobak i komplet szpikulców w różnych rozmiarach. Pewnie, że wystarczyłyby patyczki po lodach, tak często używane przez techników kryminalistycznych, ale nie wyglądałoby to ani w części tak bajerancko.

Wykonała już wstępne oględziny buta, odnotowując jego wygląd, kolor, rozmiar, markę oraz wzór podeszwy. Zapisała w protokole, że to but męski w rozmiarze 10 z bardzo przetartą wyściółką na pięcie i dużym palcu. Miał gumową podeszwę i wyglądał na uszyty w całości ze skóry. Sznurówki były w kolorze brązowym z wplecioną ciemnozieloną nitką. Kimberly obfotografowała go ze wszystkich stron.

Następnie przystąpiła do zeskrobywania z podeszwy zaschniętego błota, pozostałości materii roślinnej i innych śladów. Wyselekcjonowane próbki powędrowały do szklanych fiolek, w których zostaną odesłane do laboratorium FBI. Reszta śladów została na papierze, który Kimberly teraz ostrożnie poskładała i włożyła do dużej szarej koperty. Na razie wylądują w depozycie. Na koniec z gipsu dentystycznego zrobiła odlew podeszwy, żeby go potem porównać z ewentualnymi śladami znalezionymi na miejscu przestępstwa.

Życie technika kryminalistycznego to żmudna metodyczna praca i ćwiczenie cierpliwości. Segregujesz, opisujesz i chowasz, bo a nuż kiedyś… Tyle że Kimberly nie miała ochoty czekać. Pragnęła jak najszybciej znaleźć odpowiedź. Harold, były przyrodnik i pracownik Federalnej Służby Leśnej, wydawał się najlepszym wyborem.

– A to coś szczególnego? – zapytała, podnosząc głowę.

– No pewnie. To buty z górnej półki, produkuje je mała rodzinna firma z New Hampshire. Nie kupisz ich w byle supermarkecie. To buty dla prawdziwego entuzjasty.

– Z górnej półki, powiadasz? – zaciekawiła się. – Czyli co, robione na zamówienie? W ograniczonych ilościach? Łatwo je namierzyć?

– Cóż… – rzekł przeciągle Harold, wziął od niej szpikulec i sam zaczął dłubać przy bucie. – Za moich czasów Limmer szył je na indywidualne zamówienia, ale jeśli mnie pamięć nie myli, podpisali umowę z jakąś zewnętrzną firmą na wyprodukowanie krótkiej serii obuwia turystycznego dla masowego odbiorcy. Najważniejsze więc będzie ustalenie, z jakim butem my mamy do czynienia.

Założył gumowe rękawiczki, podniósł but i dokładnie mu się przyjrzał.

– Czujesz, jaki ciężki, skubaniec? Waży spokojnie z kilogram. Nylonowe wzmocnienia, dwuwarstwowa wyściółka, podeszwa z vibramu. Fajne.

– Skoro są takie wyjątkowe, to czemu o nich wcześniej nie słyszałam? Też łażę po górach.

Harold spojrzał na nią z politowaniem.

– Kiedy ostatnio chodziłaś po Szlaku Appalachów?

– Hm – zastanawiała się intensywnie. – Czeka na swoją kolej.

– No właśnie. Jesteś zwykłą amatorką. Te buty są dla zawodowców.

Kimberly rzuciła pod nosem pogardliwą uwagę, ale nie mogła zaprzeczyć.

– Więc gdybym zadzwoniła do producenta, to on byłby w stanie mi powiedzieć, kto je kupił?

– Możliwe, zwłaszcza jeżeli były szyte na miarę. Mogę? – Pokazał na podeszwę.

Kimberly wzruszyła ramionami; od godziny oglądała ten but i jak na razie nabawiła się tylko bólu głowy.

Poszła sobie nalać wody. Harold tymczasem przysunął krzesło i zabrał się do roboty.

– Dużo różnych minerałów – stwierdził, przesiewając grudki zeschniętego błota. – Kwarc, skaleń, a nawet ametyst. Masz latarkę?

Kimberly wyjęła spod biurka walizkę z przyborami i podała Haroldowi latarkę.

– Lupa.

Podała lupę.

– Szklanka wody.

Przewróciła oczami, ale posłusznie po nią poszła.

Harold nie napił się, tylko za pomocą kroplomierza nabrał odrobinę wody i nalał ją do fiolki, potem wrzucił do niej grudkę ziemi i dolał jeszcze trochę. Potrząsnął naczyniem i ostrożnie zlał płyn znad osadu do drugiej fiolki.

– Widzisz te połyskujące drobinki? – Uniósł do góry pierwsze naczynie, pozbawione teraz brudnej wody. – To ziemia bogata w metale i minerały. Masz mikroskop?

Kimberly uniosła brwi.

– Haroldzie, my tylko zbieramy ślady, nie badamy ich. Nikt tu nie ma mikroskopu.

– Ja mam – odparł.

– Co?

– No wiesz… – zaczął się usprawiedliwiać – Nigdy nie wiadomo, kiedy może się przydać.

Kimberly zupełnie nie wiedziała, co na to odpowiedzieć. Wysłała go na górę po ten mikroskop. Kiedy wrócił, jeszcze raz przepłukali próbkę i sporządzili preparat. No bo rzeczywiście, są sytuacje, gdy bez mikroskopu ani rusz.

– Złoto – stwierdził w końcu Harold. – Większość to skaleń i kwarc, ale są też śladowe ilości złota.

– Naprawdę?

– Jasne. W końcu pierwsza gorączka złota rozpoczęła się właśnie tu, w Georgii, w tysiąc osiemset dwudziestym dziewiątym. – Harold odsunął głowę od mikroskopu i zeskrobał jeszcze trochę błota z podeszwy. – W Parku Narodowym Chattahoochee. Powinnaś kiedyś pojechać do Dahlonegi, zwiedzić muzeum i stare kopalnie. Jest tam nawet hotel, który ma własną kopalnię złota w piwnicy.

– Mnie Dahlonega zawsze się kojarzyła z winnicami.

– Wino to współczesne złoto. Hm, ciekawe. Spójrz na to.

Kimberly się nachyliła. Harold wyskrobał z buta strzępki jakiejś rośliny. Jeden położył na szkiełku i wsunął pod mikroskop.

– Co tam masz? – dopytywała się Kimberly.

– Wygląda na zgnieciony listek kalmii. – Poprawił ostrość, po czym wyjął szkiełko i wsunął następne. – A to jest chyba sosna biała. Znalazłem też zeschnięte liście dębu i buka. O tak, twój podejrzany bez wątpienia bywał w lasach Chattahoochee. W rejonie, gdzie rośnie dużo gatunków liściastych o twardym drewnie i iglastych zimozielonych. Patrz, są nawet ślady świerka. Hm…

– Czy to byłoby dobre miejsce do ukrycia zwłok?

– Chattahoochee? – spytał wciąż pochylony nad mikroskopem Harold.

– Tak. Sądzimy, że ten człowiek mógł uprowadzić i zamordować dziesięć kobiet. Byłoby nam jednak o wiele łatwiej, gdybyśmy znaleźli jakieś ciało. Może właśnie tam warto zacząć poszukiwania? – Zwłaszcza że Chattahoochee jako park narodowy podpada pod jurysdykcję FBI.