– To ty dzwoniłeś – powiedziała. -I kazałeś mi słuchać nagrania z zabójstwa Veroniki Jones.
– Próbowałem – odparł chłodno. – Dałem pani szansę, ale pani nawaliła.
– Teraz jestem. Możemy porozmawiać.
Chłopak zamachał pistoletem.
– Nie przyszedłem tu na pogaduszki. Przyszedłem zdać egzamin.
Tym razem Kimberly rozważała ucieczkę. Gdyby tak stopniowo przesuwać się w stronę drzwi…
– Czy Dinchara wie, że uciekłeś?
– Uciekłem? Pani myśli, że kto mnie tu przysłał?
– Wie, że tu jesteśmy?
– Wszyscy wiedzą. Paradujecie po całym mieście, wymachujecie jakimiś zdjęciami. To była tylko kwestia czasu. Ale to dobrze, wasza wizyta wiele upraszcza. Przynajmniej nie muszę pani szukać, możemy od razu przejść do rzeczy.
– Naprawdę tego właśnie chcesz? Wiem o wszystkim. Wiem, co on z tobą robi. Wcale tak nie musi być. – Posunęła się o centymetr do przodu. Ani chłopak, ani ptasznik nie zareagowali. Zrobiła następny krok. – Dinchara uprowadza prostytutki, prawda? Przywozi je do domu i robi z nimi straszne rzeczy. A ty to wszystko słyszysz. Może nawet jesteś w tym samym pokoju. Chociaż nie chcesz, musisz słuchać i patrzeć, bo nie masz wyjścia. A potem, kiedy jest po wszystkim, każe ci posprzątać.
Chłopak gapił się na nią z fascynacją. Wszystko wiedziała, a właściwie prawie wszystko. Mówiła o rzeczach, o których jemu nigdy nie wolno było nawet wspominać. I to go zaintrygowało.
– On ściąga krew ze zwłok – mruknął. – W wannie. Mniej sprzątania, mniej do dźwigania. To nam potem ułatwia sprawę.
– Owija je czymś, czy to też twoje zadanie?
– Samemu nieporęcznie. Robimy to we dwóch.
– Czego używa, starych prześcieradeł, worków na śmieci, worków po ziemniakach? Możliwości jest mnóstwo.
– Nylonowych płacht skupowanych z demobilu. Tanie, wydajne. On lubi takie rzeczy.
– Pomagasz mu zanieść ciała do samochodu. – Kimberly udało się przesunąć o kolejny centymetr.
Chłopak wzruszył ramionami.
– Robię, co mi każe. Na tym ten układ polega. Zadowolisz go, to cię potem tak bardzo nie skrzywdzi.
– Jak długo z nim mieszkasz?
– Zbyt długo, żebym mógł robić coś innego.
– Czy to twój ojciec?
– Moi rodzice nie żyją.
– Opiekun?
– To Pan Hamburger – mruknął ponuro – który porywa niegrzeczne dzieci i przerabia je na mięso.
– W niczym nie zawiniłeś – przekonywała Kimberly. Przysunęła stopę bliżej torby, nerwowo przebierając palcami przy biodrze. – To jasne, że robisz to wyłącznie pod przymusem. Jeśli zaczniesz ze mną współpracować, pomogę ci. Razem położymy temu kres.
Lecz nagle wyraz twarzy chłopca się zmienił. Nie wróżył Kimberly nic dobrego.
– Właśnie to robię. – Uniósł pistolet. – On już sobie znalazł nową zabawkę. Czas, żebym odszedł.
– Ten młodszy chłopiec. Jego też porwał?
– Ani kroku dalej. Wiem, co pani chce zrobić. Nie ruszać się!
– Jak masz na imię? Powiedz, pozwól sobie pomóc.
– Nic pani nie rozumie. Ja nie mam imienia, zabrał mi je. On wszystko zabiera!- był wyraźnie pobudzony, podniósł głos. Kimberly zmusiła się, żeby pozostać w miejscu i zachować spokój. Pająk był zajęty podstawą przewróconej lampy, więc mogła skupić uwagę na zdenerwowanym nastolatku.
– A co będzie z Ginny? – zapytała.
Strzelała w ciemno, ale założyła, że skoro oboje znają Dincharę, to logicznie rzecz biorąc, powinni też znać się nawzajem.
Chłopak zamrugał powiekami, pierwszy raz stracił rezon.
– A co ma być?
Kimberly wzięła głęboki oddech i znowu zaryzykowała.
– Co z jej dzieckiem? Jesteś jego ojcem, prawda? Nie myślałeś o wspólnej przyszłości?
– To ona tak twierdzi.
– Odzywała się ostatnio? Wszystko u niej w porządku?
– Jest tutaj. Czeka na mnie w samochodzie.
– Co?
Chłopak zaczął w pośpiechu wyrzucać z siebie słowa:
– To ona panią wybrała. Czytała, że kiedyś złapała pani innego mordercę, więc pomyślała, że teraz też się uda. Mówiłem jej, że jest stuknięta. Co jakaś laska z odznaką może zdziałać po tylu latach. Ale teraz to już chyba nie ma znaczenia. Nawaliła pani, więc jestem. Ja i mój mały przyjaciel, jak by powiedział Al Pacino. Gotowi wykonać zadanie.
– Zastanów się. Dinchara nigdy was nie uwolni. Pomagasz mu pozbywać się zwłok. Ginny zarabia dla niego forsę. Czemu miałby z tego rezygnować?
– Znalazł następcę na moje miejsce.
– Przecież to dziecko! Za małe, żeby udźwignąć zwłoki.
– Kładziemy je na noszach i ciągniemy za sobą. Jeszcze trochę i będzie się nadawał.
– Wspinacie się szlakiem Cooper Gap aż na samą górę? – spytała z niedowierzaniem.
Chłopak połknął przynętę.
– Jakim Cooper Gap? Mamy własne trasy, powyżej Blood Mountain i obozowiska skautów. Zabić dziwkę, pozbyć się zwłok, popatrzeć, jak mały chłopczyk robi siku – tak wygląda udany dzień Pana Hamburgera.
– Nie jesteś niczemu winien – przemawiała do niego łagodnie, przesuwając się o kolejny metr. Torba była już tak blisko, tak blisko… – Na pewno rozumiesz, że to nie twoja wina.
– Ja tylko chcę zdać ten cholerny egzamin! – wrzasnął chłopak i nagle się wyprostował. Ruch wystraszył ptasznika, który znowu uniósł odnóża. Chłopak błyskawicznie się odwrócił, wycelował i strzelił.
Pająk i lampa eksplodowały na łóżku. Kimberly rzuciła się do przodu, czując, jak rozpryśnięte kawałeczki ceramicznej podstawy wbijają się w jej skórę. Zdążyła zrobić trzy kroki, kiedy chłopak krzyknął:
– NIE RUSZAĆ SIĘ, MÓWIŁEM!
Ręce już miała na suwaku torby, ale zmusiła się, żeby je opuścić, wzięła głęboki oddech i spokojnie spojrzała na chłopca. On też krwawił, na nosie, policzku, brodzie, szyi.
– Przyniosę ci ręcznik…
– Robił ze mną okropne rzeczy – rzekł zgaszonym głosem. – Pani nie ma nawet pojęcia. A potem ja też zacząłem robić okropne rzeczy, bo nie wiedziałem, że można inaczej. To już trwa tak długo… Ja nawet… Kiedyś miałem rodziców. Przynajmniej tak mi się wydaje… Nie mam już siły… Jestem tak strasznie zmęczony…
– Opowiedz mi wszystko. Pomóż mi zrozumieć.
– Ginny chce, żebyśmy wzięli ślub – ciągnął, jakby nie słyszał, co mówiła. – Żebyśmy stąd wyjechali i zamieszkali razem z dzieckiem, jak rodzina. Ja nie wiem, co to rodzina.
– Wszystko jest możliwe. Jeszcze nie jest za późno…
– I co, pójdę do pracy? Będę chodził w krawacie? Przecież ja nie skończyłem nawet czwartej klasy. Kto mnie zatrudni? Umiem się tylko pieprzyć, porywać małe dzieci i zabijać prostytutki. Gdzie się przydadzą takie kwalifikacje? Proszę mi znaleźć ogłoszenie…
– Jesteś młody, całe życie przed tobą…
– Ona nie wie, co ja zrobiłem. Myśli, że to Dinchara, ale nie, to by było zbyt proste. On mi dał do ręki pistolet. „Naciśnij spust, chłopcze. Nie bądź dupkiem. Wiesz, że gdyby mogła, zaraz by do niego wróciła”. No więc nacisnąłem i zabiłem go. Ona się w końcu dowie, to tylko kwestia czasu. Albo Dinchara jej powie, tak dla zabawy.
– Zastrzeliłeś Tommy'ego Marka Evansa.
– Musiałem. Pani nie rozumie. Chodziło o trening przed egzaminem.
W ranach zebrała się krew. Zaczynała teraz powoli spływać po jego twarzy niczym strużki łez. Chłopak ponownie uniósł pistolet, precyzyjnie wycelował.
Dłoń Kimberly błyskawicznie znalazła się na torbie, palce gorączkowo majstrowały przy suwaku. Po jaką cholerę ją zamykała? Nie ma mowy, nie zdąży. Uniesiony pistolet, lufa wymierzona prosto w nią…