Выбрать главу

Ale z tego co Kimberly wiadomo, dzieci wymagają opieki w piątkowe wieczory, porannych czułości w niedzielne poranki oraz poświęcania im mnóstwa czasu przez cały tydzień.

Co na tym ucierpi? Jej praca? Jego praca? Może poproszą o pomoc matkę Maca? Z drugiej strony po co mieć dziecko, skoro od razu oddaje się je na wychowanie komuś innemu?

Ostatnio zaczęła miewać nocne koszmary, potwornie realistyczne sny, w których Mac ginie w wypadku samochodowym, zostaje zastrzelony na służbie albo w drodze na lunch trafia w sam środek strzelaniny. Kończyły się zawsze tak samo: Kimberly trzyma w dłoni słuchawkę telefonu, z której słychać głos mówiący: „Z przykrością zawiadamiamy, że pani mąż nie żyje”, a z głębi korytarza dobiega przeraźliwy krzyk noworodka.

Budziła się wtedy zlana potem i roztrzęsiona. Ona, kobieta, której kiedyś w pokoju hotelowym morderca przystawił do skroni pistolet.

Była silna, inteligentna i odporna. I doskonale wiedziała, że sama sobie nie poradzi.

W takie noce odsuwała się od ciepłego ciała męża i z dłonią na brzuchu zwijała się w kłębek. Wpatrywała się w ścianę i tęskniła za matką.

Kimberly przejrzała do końca katalog, odstawiła szklankę i wślizgnęła się do gościnnej łazienki, gdzie po cichu umyła zęby. Jej włosy wciąż śmierdziały paliwem lotniczym, a ciało i ciuchy – zapachem smażonego tłuszczu z grilla. Wepchnęła ubranie do kosza i poszła do sypialni.

Mac zostawił włączoną lampkę. Przywykły do jej powrotów o różnych godzinach, nawet nie drgnął, kiedy odkręcała prysznic, a potem stukała szufladami, szukając piżamy.

Kiedy wreszcie czysta i odświeżona wsunęła się pod kołdrę, odwrócił się do niej i zaspany uniósł ramię.

– Jak tam? – szepnął.

– Znaleźliśmy głowę Ronniego.

– Super.

Wtuliła się w niego, kładąc sobie jego rękę na boku, gdzie dało się wyczuć ruchy dziecka przypominające trzepotanie skrzydeł motyla, które wypełniało jej serce.

Usłyszała czyjeś głosy:

– Chyba żartujesz, Sal. Na litość boską, jest trzecia nad ranem. Ta gówniara pewnie nigdy nie widziała Kimberly na oczy. Chce ratować skórę i tyle. Wiesz, jakie one są.

Na dźwięk swego imienia Kimberly nieco oprzytomniała. Otworzyła oczy i na środku pokoju zobaczyła Maca rozmawiającego przez komórkę. Gdy tylko zauważył, że na niego patrzy, spłoszył się i zaczerwienił.

Odwrócił się plecami i kontynuował rozmowę:

– A cóż to za informacja, że aż wymaga osobistej wizyty agenta FBI? Jasne. Bo uwierzę. Poza tym to i tak nasza działka, nie federalnych.

Kimberly była już w pełni przebudzona. I coraz bardziej zła.

Mac ręką przeczesywał włosy.

– A tak między nami, myślisz, że ona mówi serio, czy tylko chce ratować tyłek? Wiem, wiem, to nie ty podejmujesz decyzje. Ale co ci zależy?

Sal najwyraźniej jednak nie miał ochoty ustąpić. Mac westchnął, znów przejechał ręką po włosach, przytknął telefon do piersi i ze zrezygnowaną miną odwrócił się do żony. Nie czekając, aż rozpocznie swoją tyradę, powiedział:

– Dzwoni agent Martignetti z GBI. Patrol policji w Sandy Springs aresztował prostytutkę, która twierdzi, że jest twoją informatorką. Nie ma przy sobie twojej wizytówki, niewiele też potrafi o tobie powiedzieć, ale twardo się upiera. Ci gliniarze współpracują z Salem w ramach VICMO, więc dali mu cynk, a on zadzwonił do mnie.

VICMO (Violent Crimes and Major Offenders) to program ścigania najcięższych zbrodni i przestępczości zorganizowanej. W jego ramach przy rozpracowywaniu poważnych przestępstw współpracują funkcjonariusze z całego stanu. Tak naprawdę to wymysł jakiegoś biurokraty, którego celem było zakończenie kłótni o kompetencje pomiędzy policjantami a agentami FBI.

– Hej, skoro Sal ma interes do mnie, czemu nie rozmawia bezpośrednio ze mną? Nie o to chodziło w tej całej współpracy? Mamy być jedną wielką, szczęśliwą rodziną, która może do siebie dzwonić w dzień i w nocy.

Mac skarcił ją wzrokiem.

– Nie zaczynaj. Dziewczyna twierdzi, że nazywa się Delilah Rose. Mówi ci to coś?

– Marna ksywa.

– Nie musisz jechać. Daj spokój, dopiero trzy godziny temu wróciłaś, a jak znam życie, jeszcze przed szóstą znowu będziesz na miejscu katastrofy.

– Co im powiedziała?

– Odmówiła podania szczegółów. Chce gadać tylko z tobą.

– Ale Sal coś zasugerował. Mac wzruszył ramionami.

– Ona chyba twierdzi, że ma informacje o następnej zaginionej prostytutce.

Kimberly uniosła brwi.

– I to niby ma być „działka” GBI, jak to ująłeś? – powiedziała oschle.

– O ile dobrze pamiętam regulamin, tak właśnie jest.

– Chyba że w grę wchodzi przekroczenie granic stanu. – Kimberly odrzuciła kołdrę i wstała z łóżka.

– Kimberly…

– Mac, ja tylko porozmawiam z tą dziewczyną, nie idę orać pola. Uwierz mi, to jest w stanie zrobić nawet baba w ciąży.

Po tylu latach wspólnego życia Mac potrafił rozpoznać, kiedy przegrywa. Przyłożył telefon do ucha.

– Sal? Słyszałeś? Tak, spotka się z nią. Zrób coś dla mnie, dobra? Dopilnuj, żeby na posterunku mieli zapas wody mineralnej.

– O Boże – rzuciła przez ramię Kimberly. – Powiedz jeszcze, żeby od razu kupili beczkę ogórków.

Sal widocznie i to usłyszał, bo Mac zaczął protestować do słuchawki:

– Nie, nie, nie! Ale jeśli wam zależy na poufnych informacjach, odda wszystko za kubek puddingu waniliowego. Ja zawsze mam w aucie zapas słodyczy. Może dzięki temu jeszcze żyję. Aha, i nie zapomnij o plastikowych łyżeczkach, bo zrobi piekło. Dobra, dzięki, stary. Cześć.

Kimberly ochlapała twarz zimną wodą – z łazienki wyszła już całkowicie obudzona. Mac wrócił do łóżka, ale się nie położył, tylko siedział oparty o zagłówek i przyglądał się jej ze smutkiem. Wyjęła z szafy czyste spodnie. Mac milczał.

Ten konflikt trwał już od trzech miesięcy i nie zanosiło się na jego szybkie zakończenie. Kimberly była zaangażowana w wyjątkowo dużo śledztw, nawet jak na standardy FBI. Po jedenastym września dwa tysiące pierwszego roku Wydział Kryminalny Biura został zredukowany – rozbudowano za to sekcje działające w systemie bezpieczeństwa narodowego. W filii w Atlancie liczbę agentów zmniejszono z szesnastu do zaledwie dziewięciu, przy czym pięćdziesięciogodzinny tydzień pracy zamienił się w siedemdziesięciogodzinny maraton. Dniówki rozpoczynały się zwykle o dziewiątej, a kończyły nad ranem.

Jakby tego było mało, Kimberly zgłosiła się na ochotnika do ERT, co się wiązało z kolejnymi czterdziestoma, pięćdziesięcioma wezwaniami rocznie. I to do zdarzeń tak wyczerpujących emocjonalnie, jak katastrofy lotnicze, morderstwa, porwania, napady na banki czy od czasu do czasu ostateczna rozgrywka z przywódcą jakiejś sekty. Członkom jednostek nieetatowych przysługiwało bezpłatne szkolenie, lecz dodatkowe wynagrodzenie już nie. W końcu ich praca to służba, do tego zostali powołani. Sama w sobie ma być nagrodą.

Kimberly była w czwartym tygodniu ciąży, kiedy Mac zaczął jej suszyć głowę o to, że za dużo pracuje. Może powinna wrócić do Wydziału Przestępstw Gospodarczych albo, jeszcze lepiej, przenieść się do Wydziału do spraw Nadużyć w Służbie Zdrowia, gdzie na stałe pracuje Rachel Childs. Ona ma na głowie tylko pięć spraw rocznie. Owszem, wymagają przekopywania się przez tony papierów, ale też ciągną się dłużej, co daje większą swobodę w dysponowaniu czasem. Rachel pozwoliło to zaangażować się w kierowanie ERT, Kimberly dzięki temu mogłaby spokojnie urodzić dziecko.

Rozpracowywanie nadużyć w służbie zdrowia to bardzo pożyteczna działalność. Ten wydział jest wręcz duszą i sercem Biura, jak mawiał Mac, kiedy się rozpędził.