– A jaka była w tym pani rola? – spytał Duff.
Ginny wzruszyła ramionami.
– Przywiozłam go. – Położyła rękę na ledwo zaokrąglonym brzuchu. – Jestem w ciąży z Aaronem, dlatego musiał to zrobić. Żebyśmy mogli być razem.
Przerzuciła wzrok na Kimberly.
– Co pani zrobiła? To jeszcze dzieciak, nic nie rozumiał. Jak pani mogła zastrzelić dziecko?
Kimberly zacisnęła usta. Ginny jeszcze nie wiedziała, co zaszło w pokoju hotelowym, a policja jakoś się nie śpieszyła z poinformowaniem jej o tym.
– Wystawiłaś mnie – powiedziała. – Aaron musiał znaleźć ofiarę, a ty wskazałaś mu mnie. Dlaczego?
– Wcale nie…
– Powiedział mi o wszystkim! Radzę ci, zacznij mówić, bo twoje dziecko urodzi się w więziennym szpitalu i nawet go na oczy nie zobaczysz. Mogę ci przynieść całe artykuły o tym, jak to wygląda. Rodzisz z rękami i nogami przykutymi do łóżka, wszyscy cię traktują jak klacz zarodową, a potem odbierają ci dziecko. Chcesz wiedzieć więcej, posłuchać, co cię czeka…?
– To Dinchara mnie do tego zmusił! Już pani zapomniała? On tylko wtedy odczuwa satysfakcję, gdy ktoś zabija ukochaną osobę. Tylko że Aaron już nie miał żadnej rodziny. To kogo miał kochać? Kto bliski mu pozostał?
Przy tych ostatnich słowach Ginny uciekła wzrokiem w bok. Kimberly to dostrzegła i nagle zrozumiała. Zaskoczona, oparła się na krześle i poczuła, że opada z niej pierwsza złość.
– Ty… – szepnęła. – Ty byłaś logicznym celem. I oboje zdawaliście sobie z tego sprawę, prawda? Wiedzieliście, że Dinchara każe Aaronowi zabić ciebie. Chyba że znajdzie kogoś innego.
– Chcieliśmy, żeby to był ktoś ważny – powiedziała Ginny, nie patrząc już na nikogo – ale też w jakiś sposób groźny dla Dinchary, tak żeby go zaintrygował. Znalazłam artykuł o pani i Eco-Killerze. Pokazałam mu i… – Wzruszyła ramionami. – Spodobała mu się pani. Atrakcyjna kobieta, która potrafi skopać tyłek. Uważał, że to całkiem zabawne. Wtedy już wiedziałam, że się uda.
– Czemu nic nie mówiłaś? – westchnęła Kimberly. – Przecież byśmy wam pomogli, zorganizowalibyśmy całą akcję. Wystarczyło powiedzieć, co się dzieje.
– Jak moja matka błagała o życie? Albo Tommy? – Usta Ginny wykrzywiły się w uśmiechu, gdy ujrzała zaskoczoną minę Kimberly. – Wiem, co zrobił Aaron. Dinchara mi powiedział. Nie odmówiłby sobie tej przyjemności. Opowiadał, jak mu się ręce trzęsły, kiedy unosił pistolet. Jak Tommy błagał o litość, mówił do niego „proszę pana”, proponował mu samochód, pieniądze, a nawet że mu zrobi laskę. Wyobraziłam sobie ten upiorny szept Dinchary za plecami: „No, strzelaj, cioto. Pociągnij za ten cholerny spust… Strzelaj, strzelaj, strzelaj… „.
I Aaron strzelił. Ciągle to słyszę, najczęściej w nocy. Krzyki mamy, błagania Tommy'ego i rechot Dinchary. Więc jak niby chcesz mi pomóc, laluniu z FBI? Nikt tu nie pomoże.
Przestała mówić. Przez cały czas trzymała ręce na brzuchu, głaszcząc go teraz w uspokajającym geście.
– To Aaron do mnie dzwonił, prawda? Dałaś mu mój numer telefonu. Dzwonił, żeby zarzucić przynętę.
– Dostaliście informacje – odparowała Ginny. – Mieliście tylko złapać Dincharę, a wtedy to wszystko by się nie wydarzyło.
– A te koperty z prawami jazdy wetknięte za wycieraczkę samochodu agenta Martignettiego?
Ginny wzruszyła ramionami.
– Mnie nie pytajcie, jak tylko wykonywałam polecenia.
– Ty je podrzuciłaś? – zdziwił się Sal. – Ale po co? Kto ci kazał?
Ginny dziwnie na niego spojrzała.
– Dinchara, a któż by inny? Przecież to on wszystkim kręci.
Kimberly podzielała zdziwienie Sala.
– Dinchara chciał, żeby trafiły w ręce GBI?
– Chciał, żeby trafiły w ręce agenta Sala Martignettiego. Pokazał mi jego zdjęcie i w ogóle.
– Dlaczego?
– A dlaczego nie? Czy wy jesteście głusi? Dincharze nie zadaje się żadnych pytań. Chyba że komuś życie niemiłe. Dał mi dokładne instrukcje, wykonałam zadanie i tyle.
Kimberly zmarszczyła brwi. Nie spodobała jej się ta ostatnia informacja. Duff odchrząknął.
– Proszę pani, ten Dinchara… Czy on ma jakieś nazwisko, adres zamieszkania? Takich informacji potrzebujemy.
– Nie wiem.
– Kłamiesz – skwitowała Kimberly.
– Przecież mówię, że…
– Kłamiesz! – Kimberly rzuciła jej przed nos fotografię godzinę wcześniej znalezioną w jej torebce. Czarno-białe, sfatygowane zdjęcie przedstawiało Ginny i Aarona, którzy zetknięci czołami śmieją z czegoś, co tylko im jest wiadome. Dopiero teraz Sal i Kimberly przyjrzeli mu się uważniej.
– Wspólne popołudnia w centrum handlowym, publiczne okazywanie czułości, zdjęcia? Najwyraźniej tworzyliście całkiem bliski związek. A to mogło się stać tylko, jeżeli Dinchara was ze sobą poznał.
– Przywiózł go raz ze sobą do Sandy Springs.
– I co, hojnie ci zapłacił, żebyś go przeleciała?
– Filmował nas, kiedy się kochaliśmy. On tym się właśnie zajmuje: kręci pornosy i sprzedaje je w Internecie. Znacie tych zboków, co rozsyłają spam typu: „Chcesz zobaczyć zdjęcia, jak trzynastolatka bzyka się z kozłem?”. To właśnie Dinchara.
– Czyli musi mieć studio…
– Tylne siedzenie samochodu…
– Bzdura. To skomplikowane przedsięwzięcie. Ma studio w jakimś domu, do którego cię zawoził i tam spotykałaś się z Aaronem.
– Miałam zawiązane oczy! – zawołała dziewczyna. – Nie pozwalał mi patrzeć. Wy nie wiecie, jaki on jest…
– Bzdura! Dobrze znamy takie typy. Moje biurko jest zawalone setkami podobnych spraw. Przestań więc wreszcie utrudniać i mów wszystko, co wiesz.
Ale Ginny nie przyjmowała tego do wiadomości. Z dzikim wzrokiem pochyliła się nad stołem i powiedziała:
– Nie, serio, takiego świra jeszcze nie widzieliście. Ja też nie zdawałam sobie sprawy, dopiero jak zdjął czapkę. On nie tylko lubi pająki, on myśli, że jest pająkiem. Słowo daję, wytatuował sobie nawet oczy na czole.
Trwało to jeszcze następne dwie godziny. Ginny zaprzeczała, jakoby znała drugiego chłopca. Uparcie twierdziła, że Dinchara za każdym razem zawiązywał jej oczy. Samodzielnie nigdy nie spotkała się z Aaronem, więc nie miała o niczym pojęcia.
Pierwsza nad ranem. Druga. Tymczasem przyjechała ekipa Kimberly. Rachel Childs kierowała pracami w pokoju. Kimberly opuściła na jakiś czas jadalnię, żeby złożyć wyjaśnienia. Pobrano jej próbki z dłoni, aby stwierdzić, czy nie ma śladów prochu i sfotografowano jej twarz. Gdy Harold skończył robić zdjęcia, poprosiła, żeby wziął aparat i zszedł z nią na dół.
Ginny wciąż siedziała przy stole. Była blada, ze zmęczenia trzęsły jej się ręce. Sal stał oparty o ścianę z założonymi rękami i nieprzeniknionym wyrazem twarzy. Nic nie dało się z niej wyczytać. Rainie gdzieś zniknęła, pewnie poszła spać. Tylko Quincy i Duff jeszcze się tam kręcili.
Kimberly postawiła przed Ginny aparat cyfrowy. Zaczęła od zbliżenia zwłok Aarona Johnsona, ukazującego roztrzaskaną czaszkę. Potem przeszła kolejno przez wszystkie sto pięćdziesiąt dwa zdjęcia.
– To właśnie zrobił Dinchara – stwierdziła ze spokojem. Klik, klik, klik. – Zwichnął psychikę Aarona. – Klik, klik, klik. - Zdeprawował go. – Klik, klik, klik. - Zniszczył. Aaron się zabił, ponieważ bał się, że jeśli będzie żył, skrzywdzi twoje dziecko. Czy nie tego właśnie uczył go Dinchara? Musisz zniszczyć to, co kochasz. A on kochał ciebie. I tylko w ten sposób umiał ci tę miłość wyznać – strzelając sobie w głowę. Więc jak to będzie, Ginny? Pozwolisz, żeby Dincharze uszło to na sucho?