– A u ciebie? – spytał w końcu ponurym głosem, zupełnie do niego niepodobnym.
– Mieliśmy tu mały wypadek.
– Kimberly?
– Nie, mnie nic się nie stało, ale mój informator, ten chłopak, który do mnie dzwonił, zjawił się w naszym hotelu i się zastrzelił.
– Kimberly?
– Potwierdził, że Dinchara uprowadzał i zabijał prostytutki. Pomagał mu pozbywać się ciał. Sam też był jedną z jego ofiar porwaną w dzieciństwie. Nie wiedział… Nie umiał… Popełnił samobójstwo. Przystawił pistolet do skroni i rozwalił sobie mózg. W moim pokoju.
– Nic ci nie jest? Dobrze się czujesz? – spytał łagodnie Mac.
Kimberly zaskoczyła ich oboje, mówiąc:
– Nie. Czuję się fatalnie. Jestem wściekła i chce mi się wyć, tylko co to da? Spóźniłam się. Wszyscy się spóźniliśmy. Ten chłopak nas potrzebował dziesięć lat temu. Zawiedliśmy go. Tak jak Ginny Jones i Tommy'ego. Cała ta sprawa to jeden łańcuch cierpień, które nigdy nie powinny były się zdarzyć. A teraz stoję u podnóża czegoś, co się nazywa Blood Mountain i jak dobrze pójdzie, znajdziemy tu jeszcze więcej ciał porzuconych przez sukinsyna, który to wszystko zaczął. Nie mogę uwierzyć, że decyduję się wydać dziecko na świat, w którym handel żywym towarem zamiast się zmniejszać, kwitnie, gdzie dzieci porywa się z ich własnych łóżek, z pokojów hotelowych albo z rodzinnych wakacji w parku narodowym. Jeżeli egzekwowanie prawa jest wojną, to ją przegrywamy, i ja po prostu zaczynam mieć tego dosyć.
– Przyjadę tam – powiedział Mac.
– Nie wygłupiaj się. Całą noc nie spałeś. Idź się połóż.
– Jesteście od strony Woody Gap czy jeziora?
– Znasz to miejsce?
– Wychowałem się tam, zapomniałaś?
– Mac… naprawdę powinieneś się wyspać.
– Daj mi dwie godzinki. Co się może stać przez ten czas? Kocham cię, Kimberly. Do zobaczenia.
Rozłączył się. Kimberly stała pod drzewem i sama nie wiedziała, czy czuje ulgę, strach czy zaskoczenie. Przede wszystkim czuła własny puls, który wciąż rozsadzał jej skronie, oraz deszcz skapujący z gałęzi na głowę i dalej na kark. W pewnej chwili wydało jej się, że to las płacze, a przecież do niej nie pasują takie infantylne metafory.
Dotknęła więc swego brzucha. Nieśmiało, delikatnie.
– Cześć, malutka – szepnęła, a po chwili: – Przepraszam cię – chociaż do końca nie wiedziała za co.
Kątem oka dostrzegła ojca, który stał przy drodze i dawał jej jakieś znaki. Westchnęła i poszła do niego.
– Rozmawiałaś dziś rano z Ginny Jones? – spytał.
Pokręciła głową. Podeszła do nich Rainie.
– Bo chciałbym ją o coś spytać. To by mogło rzucić trochę światła na pewne sprawy.
Kimberly wzruszyła ramionami. Psy szukały tropu, reszta ekipy czekała. I tak nie było co robić.
– Dobra, zadzwonię do niej. – Wykręciła numer biura szeryfa okręgowego i przełączyła komórkę na głośnik. Wszyscy troje nachylili się nad nią.
Kiedy po drugiej stronie ktoś odebrał, Kimberly się przedstawiła i poprosiła o rozmowę z funkcjonariuszem, który przyjmował do aresztu Ginny Jones. Zawołali go i po kilku minutach podszedł do telefonu.
– O co chodzi?
– Mówi agentka specjalna FBI Kimberly Quincy. Chodzi o aresztowaną dzisiaj rano Virginie Jones. Chciałam spytać, kiedy się odbędzie rozprawa wstępna?
– Już się odbyła.
– Słucham? – Spojrzała zaskoczona na ojca i Rainie, którzy również nie kryli zdziwienia.
– O dziewiątej trzydzieści rano. Doprowadziliśmy aresztowaną na salę, sędzia wyznaczył kaucję i piętnaście po dziesiątej ją zwolniliśmy…
– Słucham? – podniosła głos Kimberly. Rainie i Quincy aż zamrugali powiekami, a policjant po drugiej stronie słuchawki na chwilę zamilkł.
– Wyznaczono kaucję w wysokości dziesięciu tysięcy… – zaczął.
– Za pomoc w usiłowaniu zabójstwa agenta federalnego?
– No, ale ten chłopak zabił siebie, nie panią, i to chyba trochę osłabiło argumentację prokuratora okręgowego.
– Ginny nie mogła wiedzieć, że Aaron właśnie to zechce zrobić.
– Ja tylko mówię, co powiedział sędzia. Dziesięć tysięcy dolarów kaucji. Pieniądze zostały wpłacone i…
– Kto wpłacił?
– Hm… – usłyszeli stuk odkładanego telefonu i głos wołający w głąb pomieszczenia: – Hej, Rick?Nie wiesz, kto wpłacał kaucję za tę Jones? Rodzina, agencja finansowa? Aha. Dobra, dzięki. - Wrócił. – Jakiś facet. Miał czek gotówkowy na dziesięć patyków. Rick mówi, że to chyba jej znajomy, bo się ściskali na parkingu.
Kimberly zamknęła oczy.
– Tylko niech mi pan nie mówi, że miał na głowie bejsbolówkę.
– Hej, Rick… - Po chwili: – Tak, czerwoną.
– Kurwa mać! – W tym momencie do niej dotarło. Nie wiedziała, czy ma się śmiać czy płakać, więc trzasnęła klapką telefonu i z impetem kopnęła kępę trawy. – Ależ z nas idioci! Zagrała nam na nosie!
Ojciec i Rainie mieli zdziwione miny, więc nie przestając kopać trawy, niemal oszalała z wściekłości, wszystko im wyjaśniła:
– Musisz zabić osobę, którą kochasz. Takie są reguły. Aaron Johnson zginął. Czyli co to oznacza?
Pierwszy pojął Quincy.
– Ona zdała egzamin. Ginny Jones wystawiła Aarona, żeby się uwolnić.
– Otóż to. A my jesteśmy kretynami, którzy pozwolili jej uciec. Dinchara wpłacił za nią kaucję i odebrał z aresztu. Widziano, jak się obejmowali na parkingu. Są teraz razem, wolni, a my co? Daliśmy się zrobić w konia.
– Chyba nie myślisz… – zaczęła Rainie.
Ale rozmowę przerwało głośne ujadanie psa, a po nim podniecony krzyk. Wszyscy troje podnieśli głowy i zobaczyli masę biegnących ludzi, którzy też krzyczeli. Psy podjęły trop i wciągnęły w głąb lasu Skeetera oraz resztę ekipy.
38
„Skakuny mają wielkie oczy, które potrafią dostrzec najmniejszy ruch przechodzącego owada. Najpierw podkradają się do ofiary, a następnie skaczą na nią, otwierając w locie szczęki, i zadają śmiertelne ukąszenie”.
(Christine Morley, Freaky Facts About Spiders, 2007)
Szli za psami już kilka godzin. LuLu i Fancy zawzięcie węszyły.
Harold maszerował obok Skeetera, z łatwością pokonując stromą, nierówną ścieżkę pełną powalonych pni, wystających kamieni i uskoków wymytych przez wodę. Co pewien czas obwiązywał drzewo pomarańczową taśmą, znacząc trasę dla swych nieco wolniejszych kolegów. Rachel wyposażyła go też w aparat, zakładając, że dotrze na miejsce pierwszy i będzie mógł się zabrać za dokumentowanie miejsca zdarzenia.
Kilkoro ludzi z ekipy ERT dyżurowało na dole w przyczepie, pozostając w kontakcie radiowym. Gdyby się okazało, że potrzeba dodatkowego sprzętu, Rachel tylko da znać i agent dojdzie na górę, kierując się oznaczeniami na drzewach. Wszyscy byli przepisowo ubrani w kamizelki kuloodporne i mieli przy sobie przenośne zestawy pierwszej pomocy oraz broń osobistą. Bezpieczeństwo to priorytet, nawet kiedy się szuka martwych ludzi.
Kimberly osłabła wcześniej, niżby chciała. Umysł był chętny, ale ciało nie bardzo. Przy każdym kroku, kiedy uda dotykały stale powiększającego się brzucha, czuła napięcie mięśni. Ścięgna i więzadła wystarczająco ciężko pracowały, usiłując sprostać nowym wyzwaniom, żeby je jeszcze katować sprintem pod górę. Quincy i Rainie dotrzymywali jej kroku. Sal był już chyba wyżej, na czele grupy.