Выбрать главу

Zabrałem mu komputer i sprzęt do nagrywania oraz fałszywe dokumenty, które mi w swej życzliwości załatwił. Kolejny raz wyruszyliśmy z Henriettą w drogę.

Błąkaliśmy się po świecie. Ja wydoroślałem i przestałem się tak rzucać w oczy. Kupiłem samochód, znalazłem niedrogie mieszkanie w bloku, gdzie sąsiadów nie interesowało, co się dzieje za ścianą. Całymi dniami siedziałem w Internecie, odwiedzałem czatroomy, przeglądałem YouTube i My Space. Przekonałem się, że na świecie jest mnóstwo samotnych dzieciaków, które naprawdę myślą, że chcę się z nimi zaprzyjaźnić. Dowiedziałem się też, że jest wielu rodziców jeszcze bardziej naiwnych niż moi.

Sypiałem po godzinę, dwie w ciągu dnia, a nocami grasowałem w sieci. Zarobiłem mnóstwo kasy i zainwestowałem w zapasy tequili, żebym w razie gdy trafi się gorszy dzień albo dopadnie mnie kilkudniowa depresja, kiedy słyszę jedynie krzyki gwałconych dzieci, sapanie Pana Hamburgera albo chrobot łopaty wbijanej w twardą ziemię, mógł wlać w gardło całą butelkę naraz. Robaki oddawałem Henrietcie, ale nie chciała ich tknąć.

Pewnej nocy, kiedy w połowie butelki zwierzałem się Henrietcie, jak strasznie brakuje mi snu, wpadłem na wspaniały pomysł. Henrietta tam była, wszystko widziała. Pomogła mi zabić Pana Hamburgera. A jednak nie miała problemów ze snem. Dlaczego? Bo ma ośmioro oczu i może widzieć we wszystkich kierunkach.

Poszedłem więc do najbliższego salonu tatuażu. Henrietta siedziała mi na ramieniu i bawiła się włosami. Wytłumaczyłem facetowi dokładnie, o co mi chodzi, a kiedy zbladł i próbował mnie zniechęcić, wyjąłem na stół pięć tysięcy dolarów i rozsiadłem się w fotelu z nieodłączną butelką tequili w ręce. Przez następne pięć godzin darłem się z bólu. Bolało jeszcze przez miesiąc, całe czoło miałem spuchnięte i rozpalone.

Pierwszego dnia po zejściu opuchlizny spałem nieprzerwanie cztery godziny. Powiedziałem Henrietcie, że jest genialna. Wtedy już byłem pewien, że przetrwam. Wygram. Henrietta mnie ocaliła.

A potem któregoś dnia zobaczyłem jego. Grał w koszykówkę na placu zabaw. Niezbyt wyrośnięty, ale zwinny. Chuderlak, który nauczył się rekompensować brak wzrostu szybkością. Podbiegł do kosza i chciał zdobyć punkt rzutem od tablicy. Dostrzegłem ten ruch kątem oka i doznałem tak silnego deja vu, że na chwilę mnie zatkało.

Chłopak wyglądał dokładnie tak jak ja. Dwadzieścia lat temu. Kiedy miałem nazwisko, rodzinę i całe życie przed sobą.

Wiedziałem, co muszę zrobić.

Myślicie, że jesteście bezpieczni. Dobra praca, dobry samochód, dom na przedmieściach. Myślicie, że wszystkie złe rzeczy przytrafiają się innym. Pewnie tym biednym idiotom z osiedli przyczep kempingowych, gdzie na czworo dzieci przypada jeden zarejestrowany przestępca seksualny.

Ale nie wam, skądże. Wy jesteście na to za dobrzy.

Macie w domu komputer? Bo jeśli tak, jestem w sypialni waszego dziecka.

Macie w sieci swój profil osobisty? Bo jeśli tak, wiem, jak to dziecko ma na imię, jakiego macie psa i czym się interesujecie.

Macie kamerę internetową? Bo jeśli tak, właśnie w tej chwili przekonuję wasze dziecko, żeby zdjęło koszulkę w zamian za pięćdziesiąt dolców. Tylko koszulkę, cóż w tym złego? A pięćdziesiąt dolarów piechotą nie chodzi.

Słuchajcie. To ja, Pan Hamburger.

Idę po was.

40

„Pająk portia to prawdziwy kanibal. Wspina się na sieć innego pająka i pociąga za nitkę. Gospodarz podchodzi do intruza, myśląc, że to owad, który wpadł w pułapkę, a wtedy portia z zaskoczenia go atakuje, uśmierca i zjada”.

(Christine Morley, Freaky Facts About Spiders, 2007)

W pierwszej chwili Kimberly nic nie zauważyła. Dopiero gdy zawiał wiatr, dostrzegła jakiś kształt kołyszący się lekko cztery, pięć metrów nad jej głową. Wyglądał prawie jak szyszka, tyle że ogromna.

– Rachel! Harold! – zawołała podniecona. – Hej, wszyscy! Spójrzcie w górę! One wiszą na drzewach!

Zaskoczeni członkowie ekipy poderwali się na nogi i zadarli głowy. Kimberly nie odrywała wzroku od podłużnego kształtu owiniętego w tkaninę w maskującym kolorze. Dopiero teraz dostrzegła wąski zarys skrępowanych stóp, szersze ramiona i owal głowy. Wyglądało to jak egipska mumia owinięta płótnem i przewiązana sznurem.

Znowu powiało i mumia zakołysała się w upiornej ciszy, aż Kimberly ciarki przebiegły po plecach.

– Rany boskie, co to… – wyszeptał stojący za nią Sal. Usłyszeli kolejny okrzyk, potem jeszcze jeden, gdy inni zaczęli dostrzegać makabryczne formy zwisające z gałęzi.

– On myśli, że jest pająkiem, pamiętasz? Więc owinął je kokonami i zwiesił z pajęczyny. Mój Boże, nic dziwnego, że nikt ich nie znalazł. Komu przyjdzie do głowy spojrzeć w górę?

Z tyłu podszedł do nich Quincy.

– Jedwab – stwierdził. – Podejrzewam, że użył starych wojskowych spadochronów. Jedwab dobrze się układa, a maskujący wzór wtapia się w otoczenie.

– Nylon – sprostowała Kimberly. – Aaron mi powiedział. Względy praktyczne: jedwab jest delikatny, rozkłada się całkowicie w ciągu trzydziestu pięciu miesięcy. Tak samo wełna. Z bawełną jest trochę lepiej, wytrzymuje czterdzieści osiem. Za to nylon nie wykazuje śladów rozkładu nawet po czterech latach. To najtrwalszy dostępny materiał.

Ojciec spojrzał na nią z lekkim uśmiechem.

– Przyznaję się do błędu. Dobra robota, agentko Quincy.

– Tylko się tu nie rozczulaj. Ciągle nie wiem, jak my zdejmiemy te ciała.

Harold wrócił na środek polany, Rachel za nim. Sal i Kimberly podeszli do nich, żeby odbyć naradę. Reszta grupy sprawdzała, czy wśród drzew nie ma więcej zwłok.

– Naliczyliśmy już dziesięć, i to nie koniec – zawołał Harold. – Pozaznaczam wszystkie miejsca chorągiewkami.

– Będzie nam potrzebny tachimetr – stwierdziła Rachel, omawiając kolejne etapy operacji. – Tylko tak można nakreślić plan miejsca zdarzenia, które znajduje się dosłownie w powietrzu. Zadzwonię do wozu, niech Jorge i Louise go przyniosą. Ale musimy znaleźć znacznik geodezyjny, żeby mieć jakiś punkt odniesienia. Harold?

– Mam w plecaku mapę USGS, zaraz poszukam. Ewentualnie niech ktoś w centrali sprawdzi w Internecie, gdzie jest najbliższy taki znak. Na pewno w łatwo dostępnym miejscu; chłopcy z USGS też nie lubią bez potrzeby łazić po krzakach.

– Dobra, przyniesiemy tachimetr, pomierzymy odległości i zaczniemy szkicować ogólny plan. Potem się zajmiemy detalami. A propos, potrzebne też będą role papieru, worki na zwłoki, torebki dowodowe na sznury oraz nosze, żeby te ciała jakoś znieść na dół. No i musimy zadzwonić do biura koronera, żeby zorganizowali transport. Czyli zostały nam tylko… generator, reflektory… A mogę wjechać dżipem tą drogą, którą szliśmy?

– Nie – uciął Harold.

– Inną?

– Nie.

– A niech to. – Rachel znów przygryzła wargę. – Uruchomię dwa dodatkowe zespoły. Jeśli mamy to robić na piechotę, potrzebujemy więcej nóg…

– Chryste Panie! – dobiegło z głębi lasu. – To się rusza! Jak Boga kocham, to żyje!

– O cholera! – powiedziała Rachel i wszyscy popędzili w tamtą stronę.

– Bez drabiny nie damy rady – stwierdził jeden z policjantów.