Przestało padać, na chwilę wyszło słońce, ale znowu zostało przesłonięte szarym całunem zmierzchu. Za obopólną zgodą Rita i chłopiec nie zapalili żadnych świateł. Trzymali wartę po ciemku, zaszyci w kuchni, pogryzając ser i krakersy, które popijali sokiem pomarańczowym.
We dwójkę przetaszczyli przez cały dom wielką szafę i zabarykadowali nią tylne drzwi, które zdaniem Rity były najsłabszym punktem linii obronnej. Potem Rita przyniosła stare obrusy i zasłonili nimi niżej umieszczone okna. Ona je przytrzymywała, on przypinał pinezkami. Nie chciała, żeby ten człowiek, planując atak, zaglądał im do środka i obserwował ich ruchy. A gdyby nawet wybił szybę, ciężka tkanina pozwoli im zyskać kilka minut. Trzy, cztery? Nie była pewna, a kiedy chodziła z chłopcem od pokoju do pokoju, sprawdzając zabezpieczenia, zdała sobie sprawę, że pośpiesznie wzniesiona forteca dla obrony przed jednym człowiekiem nieuchronnie stała się ich pułapką.
Nie mówiła tego chłopcu. Paskiem tkaniny oderwanym ze starej poszewki przywiązał sobie do uda nóż. Uznała, że ma dosyć na głowie.
Nie zadzwoniła pod 911 ani do biura szeryfa. Przede wszystkim dlatego, że na widok ludzi w mundurach dzieciak zaraz by uciekł. Poza tym co miałaby im powiedzieć? Oboje z chłopcem byli w stanie wojny. Znali swego wroga. Zdawali sobie sprawę, że muszą stoczyć tę bitwę.
Nigdy nie poznała mężczyzny, który mieszkał w wiktoriańskim domu na wzgórzu. Nigdy nie zamieniła z nim słowa ani nie spojrzała mu w oczy. Teraz się obawiała, że pierwsze spotkanie będzie zarazem jej ostatnim. Ale ona jest twarda, ma swojego colta. Woli wierzyć, że razem z chłopcem będą się jeszcze śmiali ostatni.
Około piątej po południu, kiedy słońce zaszło i cienie się wydłużyły, ziewnęła przeciągle. To była długa noc i jeszcze dłuższy dzień. Marzyła, żeby się wyciągnąć na sofie w salonie, rozprostować stare kości.
Powinni odpoczywać na zmianę. Czy nie tak robią wartownicy? Szkoda, że duch Josepha nie umie mówić, Rita nigdy nie była na wojnie, przydałoby się parę porad.
Chłopiec patrzył na nią wyczekująco.
– Powinieneś się zdrzemnąć – powiedziała. – Pośpij do północy, bo potem oboje musimy być w formie.
– Nie chce mi się spać.
– Nonsens. Nawet żołnierze czasem odpoczywają. Co zrobimy jutro, jeśli dziś żadne z nas się nie wyśpi?
– On na pewno przyjdzie.
– Ale na razie go nie ma, więc idź się połóż, dziecko. Póki możesz.
Skrzywił się, ale chyba uznał, że ma rację albo był bardziej zmęczony, niż sądziła, bo niechętnie skinął głową i poczłapał w stronę schodów.
– Nastawię budzik – zawołała za nim. – Obudzę cię za sześć godzin.
– Za trzy – powiedział z uporem. – Potem ciocia się położy.
– Sześć. W moim wieku trudno o sen. Ciało chyba przeczuwa, że wieczny odpoczynek jest blisko.
Chłopiec już nie dyskutował. Rita odniosła wrażenie, że garbi się bardziej niż kiedyś i szura nogami niczym skazaniec idący na ścięcie. Zrozumiała, że spodziewa się najgorszego. Co noc kładąc się do łóżka, bał się, że więcej się nie obudzi.
Była ciekawa, od jak dawna to trwa. Nawet jeśli mieliby przeżyć dzisiejszą noc, to czym tak naprawdę jest poranek dla takiego chłopca? Podejrzewała, że gdyby kiedyś zapragnął się zwierzyć, opowiedziałby takie historie, o jakich nawet Joseph nie słyszał.
Żałowała, że nie jest młodsza, bo z całego serca pragnęła przygarnąć to dziecko. Tuliłaby je do siebie, głaskała po głowie, gdyby się budził w środku nocy z krzykiem, trzymała za rękę w gorsze dni, kiedy dopadałyby go złe wspomnienia i zapominałby, że wciąż jest niewinnym, grzecznym i kochanym chłopcem. Że to nie on jest winien tych wszystkich strasznych rzeczy. Że są na świecie ludzie, na przykład ona, którzy są dumni, że mogli go poznać.
Nigdy specjalnie nie lubiła się modlić. Wyznawała pogląd, że kiedy się czegoś chce, należy zakasać rękawy i samemu to sobie załatwić. Ale teraz postanowiła się pomodlić. Dlatego, że zapadała noc. Dlatego, że kochała to dziecko. A przede wszystkim dlatego, że w głębi serca wiedziała, że dziewięćdziesięcioletnia staruszka nie ma szans w starciu z kimś takim jak mężczyzna z domu na wzgórzu.
Zbliżało się jej przeznaczenie. Modliła się o siły, ale głównie o to, by Bóg ocalił chłopca.
Musiała się zdrzemnąć, bo nagle usłyszała dzwonek u drzwi i wystraszona aż podskoczyła, o mało nie spadając z drewnianego krzesełka.
Po dzwonku rozległo się delikatne pukanie, więc Rita oparła się rękami o stół i powoli wstała. Głównie z ciekawości podreptała do przedpokoju. Colta zatknęła za gumkę od starych spodni Josepha; obszerna koszula zakrywała wypukłość.
Czyżby ten złoczyńca był do tego stopnia zuchwały, żeby po prostu przyjść i zapukać do drzwi? Może mimo skrupulatnego planowania przeoczyła najważniejszy szczegół: chłopiec nie należy do niej i jeśli ten człowiek pojawił się z policją i zażąda wydania go, nie będzie mogła nic zrobić.
Zmagała się z tą myślą, podchodząc do frontowych drzwi i ostrożnie odsuwając rąbek zasłony. Nie zobaczyła jednak wielkiego i przerażającego brutala, lecz dziewczynę z tej samej ulicy, która żując gumę, trzymała za kark starego czarnego kocura sąsiada.
Midnight musiał coś spsocić na jej posesji. Może zakopał parę prezentów w ogródku albo zjadł jej ulubioną wiewiórkę. Rita nie miała pojęcia, na co ta dziewczyna mogłaby się poskarżyć, zważywszy że mieszkała w domu na kółkach, a jej trawnik porastały głównie chwasty. Nigdy nie miała okazji z nią rozmawiać, widziała ją tylko wchodzącą i wychodzącą z domu o różnych dziwnych porach, pewnie do pracy w lokalnym barze, gdzie Bóg wie czym się zajmowała.
Dziewczyna zapukała jeszcze raz, tym razem niecierpliwiej, więc Rita zabrała się za otwieranie zamków.
Ledwie uchyliła drzwi, dziewczyna podsunęła jej pod nos kota. Zwierzak miauknął przeraźliwie. Potrząsnęła nim z irytacją.
– To pani kot?
– To jest Midnight, należy do sąsiada obok.
– Tak? To dlaczego, do cholery, wylegiwał się u pani na ganku? Sprawiał wrażenie, że czuje się tu jak u siebie.
– To kot, wszędzie czuje się jak u siebie.
Dziewczyna spojrzała na nią podejrzliwie, jakby jej nie wierzyła. Przestąpiła próg, wciąż trzymając przed sobą kota.
– Ostrzegam, mam potąd tego cholernego sierściucha. Jeśli pani na nim zależy, radzę go pilnować, bo jak jeszcze raz zobaczę, że mi wykopuje kwiatki w ogródku, to go nafaszeruję śrutem.
– Przecież mówiłam, że…
– Ciociu Rito…
Głos dobiegł z tyłu, tak cichy, że ledwie go usłyszała. Obróciła lekko głowę i zobaczyła w drzwiach chłopca. Po jego minie poznała, że popełniła błąd, straszliwy błąd.
– Cześć, Scott – odezwała się chłodno dziewczyna. – Pozdrowienia od Pana Hamburgera.
Rzuciła kota w stronę Rity. Ta chciała się cofnąć, ale nogi jej się zaplątały w za duże spodnie Josepha i upadła na podłogę. Stare, kruche kości w biodrze nie wytrzymały i pękły z trzaskiem. Midnight wbił się pazurami w jej ramię, po czym zeskoczył i czmychnął.
– Uciekaj! – zawołała słabym głosem. – Uciekaj!
Chłopak natychmiast się rzucił do ucieczki. Dziewczyna uderzyła Ritę w twarz i wyjęła z kieszeni garść opasek do kabli.
– Później się nim zajmę. – Z zimną krwią owinęła jedną z nich wokół chudych nadgarstków Rity i mocno zacisnęła. – To cię na jakiś czas zatrzyma, starucho.
Potem zatrzasnęła wejściowe drzwi i poszła szukać chłopaka.
Rita została na podłodze. Unieruchomił ją przeszywający ból w biodrze, który promieniował na całą dolną część ciała. Nie mogła ruszyć ani ręką, ani nogą. Pierwsze starcie ze złem, a ona nie wytrzymała nawet pół minuty.