– A więc Ginny znała się z Dinchara?
– No, tak.
– I nie miała nic przeciwko włochatej publiczności?
Delilah wzruszyła ramionami.
– Pająki jej nie przeszkadzały. Mówiła, że niczego się nie boi. W każdym razie już nie.
– To kiedy ją ostatnio widziałaś?
– Dawno.
– Delilo…
– Parę miesięcy temu. Około wpół do drugiej w nocy Dinchara podjechał swoim SUV-em.
– Opisz mi go.
– Czarny z chromowanymi dodatkami. Jakaś toyota, ale wypasiony model, z bajerami typu ozdobne felgi, skórzane siedzenia. Wersja limitowana.
– Numer rejestracyjny?
– Nie pamiętam – odparła błyskawicznie.
Kimberly znowu jej się przyjrzała. Odpowiedź była zbyt pośpieszna, zwłaszcza w dzisiejszych czasach, kiedy nawet prostytutki oglądają Kryminalne zagadki Las Vegas i znają wartość informacji.
– Tablice były z Georgii?
– Tak.
– Może pamiętasz choć pierwsze litery?
– Nie, naprawdę. – Tym razem zabrzmiało to szczerze. – Staram się wiedzieć jak najmniej. Dziewczyny, którego tego nie robią, źle kończą. To proszenie się o kłopoty.
– Rysopis tego człowieka.
Delilah spuściła wzrok. Poskubała dolną wargę.
– Biały, w średnim wieku, szatyn. Niewysoki, ale umięśniony, jak drwal albo ktoś, kto pracuje fizycznie. Dziwnie pachniał, jakąś chemiczną substancją. Wydawało mi się, że zajmuje się jakimś dziwnym rzemiosłem, ale nigdy nie pytałam.
– Znaki szczególne?
– Co na przykład?
– Blizny, tatuaże, znamiona.
– Pani myśli, że oni się fatygują, żeby zdjąć ubranie?
– A na twarzy?
Wzruszyła ramionami.
– Bo ja wiem, dla mnie oni wszyscy wyglądają tak samo.
– Oni?
– Faceci, klienci, zboki. Jak ich tam pani nazwie. Wszyscy są tacy sami.
Kimberly spojrzała na nią z powątpiewaniem. Delilah nagle się ożywiła.
– Zaraz… Jest jedna rzecz: czapka. Zawsze miał na głowie czerwoną czapkę z daszkiem. Nigdy jej nie zdejmował, nawet kiedy… wie pani. No więc czerwona bejsbolówka. To już jest jakaś informacja, nie?
– Jakaś jest – zgodziła się Kimberly i ją zanotowała. – A poza tym jak się ubierał?
– Dżinsy, koszula z długim rękawem. Sportowa, ale dobrej firmy. On chyba ma dużo kasy.
– Z czego to wnioskujesz?
– Samochód, ciuchy, stawka, jaką oferuje. Byle robola na to nie stać.
– Opisz jego głos. Mówił z jakimś akcentem?
Delilah chwilę się zastanowiła.
– Południowym. Lekko zaciągał.
– Skąd jesteś, Delilo?
Dziewczyna nie odpowiedziała.
– A słownictwo, sposób wypowiadania się? Myślisz, że jest wykształcony?
– Bardzo dużo wie o pająkach.
– Ty też.
Delilah poczerwieniała.
– Mój brat dawno temu hodował jednego. To była samica, nazywała się Ewa. Pomagałam mu łapać dla niej świerszcze. Była całkiem ładna. Ale Dinchara… on nie jest zwykłym hodowcą. Miał kiedyś takiego białego pająka, raz powiedziałam o nim tarantula, to dosłownie wpadł w szał. „To nie żadna tarantula, tylko Grammostola rosea… „. Jakiś gatunek ptasznika z Chile czy coś. Okropnie się wściekł, że nie widzę różnicy. Nawet się go trochę wystraszyłam.
– Czemu?
– Nie wiem. Patrzył tak jakoś… – wzruszyła ramionami. – Przez chwilę myślałam… może ja też jestem okazem w kolekcji. Prostituensis vulgaris. - Zaśmiała się z własnego dowcipu, lecz jej oczy pozostały poważne.
– Groził ci?
– Nie musiał. Miał to wypisane na twarzy. Z niektórymi facetami tak jest; lubią, jak widzisz, co cię czeka.
Kimberly tego nie skomentowała. Dostatecznie długo pracuje w tej branży, żeby wiedzieć, co Delilah miała na myśli.
– W jaki sposób podrywa dziewczyny? Z samochodu?
– Nie zawsze. To nie jest tak, że stoimy na ulicy i łapiemy, co się nawinie. Są pewne miejsca, do których się chodzi, żeby trafić na określonego klienta.
– Kluby – dopowiedziała Kimberly. – Dogadujesz się z klientem i co dalej?
– Wychodzę z nim w jakieś spokojniejsze miejsce albo do jego samochodu. Po drodze ustalamy szczegóły. Biorę kasę z góry, robię, co mam robić i spadam.
– A z Dincharą?
– Robimy to w jego aucie.
– Zdarzyło się, że nie chciał cię puścić?
– Nie, ale ja się staram streszczać. Jeśli wzięłaś forsę z góry, możesz się wymknąć, kiedy facio jest jeszcze półprzytomny. Łatwiej zwiać.
Kimberly uniosła brew.
– Czyli krótko mówiąc, znikasz, zanim facet zdąży podciągnąć spodnie?
– Niezawodny sposób.
– A więc znasz Dincharę i mówisz, że Ginny Jones też go zna. Powiedz mi, dlaczego myślisz, że on ma coś wspólnego z jej zniknięciem?
– Bo ostatni raz, kiedy ją widziałam, była z nim. Wychodzili z klubu. Nawet się trochę wkurzyłam. On płacił tyle, ile normalnie zarabiam przez pół nocy.
– No i?
– No i właśnie wtedy ostatni raz widziałam Ginny.
Kimberly przez chwilę porządkowała w głowie zebrane informacje i formułowała następną wypowiedź.
– Delilo, to wszystko jest bardzo interesujące, ale ja nic nie mogę z tym zrobić.
– Dlaczego?
– Nie mam podstaw, żeby uznać, że zostało popełnione jakieś przestępstwo.
Dziewczyna spojrzała na nią dziwnie.
– Pani mi nie wierzy? Ja nie kłamię. Ginny to moja przyjaciółka. On ją skrzywdził. Powinien za to zapłacić!
– Czy widywałaś go w ciągu tych ostatnich trzech miesięcy?
Delilah odwróciła wzrok.
– Może.
– Korzystał z twoich usług?
– Może – tym razem prawie to wyszeptała.
– Jak mówiłaś, kasa jest niezła – mruknęła Kimberly. – Ciągle masz ochotę spotykać się z nim sam na sam. Chyba nie może być aż takim potworem, co?
Dziewczyna przez dłuższą chwilę nie odpowiadała. Gdy wreszcie zaczęła mówić, Kimberly musiała się nachylić, żeby coś usłyszeć.
– Przy ostatnim spotkaniu, kiedy klęczałam i robiłam mu, wie pani co, nagle chwycił mnie za szyję i tak ścisnął, że nie mogłam oddychać. Krztusiłam się, okładałam go pięściami i usłyszałam, jak szepcze… „Ginny”. Potem nagle mnie puścił i uciekłam. Myślę, że on sobie nie zdaje sprawy, że to powiedział. Zapomniał się. Ale głowy nie dam. Może później to do niego dotarło. Może wie, że ja wiem. Nie umiem… nie czuję się tak bezpiecznie jak kiedyś. No bo jeśli on rzeczywiście skrzywdził Ginny? Udusił na przykład? A ja jestem jedyną osobą, która go może z nią powiązać? Pomóżcie mi. Tu nie chodzi tylko o Ginny, ale i o mnie. Muszę mieć ochronę.
Kimberly westchnęła i podrapała się w nos.
– Chcesz, żebym ci uwierzyła? Zacznijmy od twojego prawdziwego nazwiska.
– Delilah Rose. Można sprawdzić. Policja już to zrobiła.
– Imię i nazwisko, data urodzenia.
– Czemu zawsze czepiacie się mnie? Ciągle muszę coś udowadniać. Właśnie podałam wam na tacy zboczeńca. Może dla odmiany pani mi coś udowodni?
– I tu nasuwa mi się kolejne pytanie: dlaczego chciałaś rozmawiać akurat ze mną? Skąd w ogóle znasz moje nazwisko?
Tym razem Delilah nie śpieszyła się z odpowiedzią. Kimberly odniosła nawet wrażenie, że coś kombinuje.
– To pani złapała tego słynnego seryjnego zabójcę. Widziałam w wiadomościach. Młoda agentka, no i do tego kobieta. Pomyślałam, że jeżeli Dinchara zamordował Ginny, to tylko pani może go dopaść.
– Nie mogę, Delilo. Nie ma żadnego dowodu, że zostało popełnione przestępstwo, a nawet gdyby był, to sprawa nie leży w moich kompetencjach. Musisz się zgłosić do Wydziału Policji Sandy Springs.