Выбрать главу

Wydawało jej się, że zaparkowany na dziedzińcu mercedes to 450 SL, ponieważ jej ojciec miał podobnego, ale jego był teraz dość stary, a ten wyglądał na fabrycznie nowy, landrynkowo czerwony, z karoserią lśniącą pod ciemniejącym niebem. Z otwartego bagażnika zwisały długie blond włosy, na których dostrzegła krew.

Czy Deke powiedział, że Pickeringowi towarzyszyła blondynka? To pytanie od razu sobie zadała i była tak zszokowana, tak kurewsko zdumiona, że nie powinno to wcale dziwić. Wydawało się to całkiem rozsądnym pytaniem i odpowiedź brzmiała: nie, Deke nie powiedział. Mówił tylko, że była młoda i że to bratanica, przewracając przy tym oczyma.

Zagrzmiało. Teraz już prawie nad jej głową. Dziedziniec był pusty, jeśli nie liczyć samochodu (i blondynki w bagażniku). Dom też wydawał się opustoszały: zamknięty na głucho i bardziej niż kiedykolwiek podobny do bunkra. Tego wrażenia nie łagodziły nawet kołyszące się wokół niego palmy.

Em wydawało się, że słyszy jęk. W ogóle się nie zastanawiając, pobiegła przez bramę do samochodu. Dziewczyna w bagażniku nie mogła jęknąć. Chociaż jej oczy były otwarte, miała rany od noża co najmniej w kilkudziesięciu miejscach i gardło poderżnięte od ucha do ucha.

Em stała, zaglądając do bagażnika, zbyt zszokowana, by się poruszyć, zbyt zszokowana, by nawet odetchnąć. Nagle przyszło jej do głowy, że to nie jest prawdziwa martwa dziewczyna, to tylko filmowy rekwizyt. Chociaż zdrowy rozsądek podpowiadał, że to bzdura, ta część jej umysłu, która specjalizowała się w racjonalizacjach, uczepiła się skwapliwie tej wersji. Wymyśliła nawet całą historyjkę, by ją uprawdopodobnić. Deke nie lubił Pickeringa i kobiet, które mu towarzyszyły. No więc wyobraźcie sobie, że Pickering też nie lubił Deke’a! To nic innego jak wymyślny psikus. Pickering przejedzie przez most z umyślnie uchylonym bagażnikiem, spod którego klapy będą wystawały te fałszywe blond włosy i…

Z bagażnika dobywał się jednak smród – kału i krwi. Em wyciągnęła rękę i dotknęła policzka pod wytrzeszczonym okiem. Był zimny, ale to była skóra. O Boże, ludzka skóra.

Usłyszała za sobą jakiś dźwięk. Czyjeś kroki. Zaczęła się obracać i coś spadło jej na głowę. Nie poczuła bólu, ujrzała tylko jaskrawą biel, która spowiła cały świat. A potem świat pociemniał.

5

Wyglądało to tak, jakby próbował się z nią pobawić w koci, koci, łapci

Kiedy się ocknęła, siedziała przymocowana taśmą do krzesła w dużej kuchni, w której były okropne stalowe urządzenia: zlewozmywak, lodówka, zmywarka oraz piekarnik wyglądający jak coś, co powinno się znaleźć na wyposażeniu restauracji. Tylna część jej głowy wysyłała długie, powolne fale bólu do przedniej części. Zrób coś z tym, mówiła każda z nich. Zrób coś z tym!

Przy zlewozmywaku stał wysoki szczupły mężczyzna w szortach khaki i starej czerwonej golfowej koszulce. W bezlitosnym świetle kuchennych jarzeniówek zobaczyła pogłębiające się kurze łapki w kąciku jego oka i krótko obcięte włosy, przyprószone siwizną na skroniach. Dawała mu mniej więcej pięćdziesiąt lat. Mył w zlewie kłutą ranę, którą miał na ramieniu tuż pod łokciem.

Nagle obrócił głowę ze zwierzęcą szybkością, która sprawiła, że ścisnęło ją w żołądku. Błękit jego oczu był znacznie wyraźniejszy od błękitu oczu Deke’a Hollisa. Nie ujrzała w nich nic, co świadczyłoby o zdrowiu psychicznym, i jeszcze bardziej upadła na duchu. Na podłodze – która miała ten sam brzydki szary kolor co ściany zewnętrzne, tyle że nie była betonowa, a wyłożona terakotą – widniała ciemna wilgotna smuga szerokości mniej więcej dziewięciu cali. Em pomyślała, że to chyba krew. Łatwo było sobie wyobrazić pozostawiające ją jasne włosy dziewczyny, którą Pickering ciągnął za nogi w jakieś nieznane miejsce.

– Obudziłaś się – powiedział. – To bardzo dobrze. Znakomicie. Myślisz, że chciałem ją zabić? Miała nóż w pieprzonej skarpetce. Uszczypnąłem ją tylko w ramię, nic więcej. – Przez chwilę chyba się nad tym zastanawiał, wycierając jednocześnie zwiniętymi kuchennymi ręcznikami krawędzie ciemnej, wypełnionej krwią rany. – No i lekko w cycek. Ale wszystkie dziewczęta mogą się tego spodziewać. Albo powinny. To się nazywa gra wstępna. Czy, w tym wypadku, gra „występna”.

Zaznaczył cudzysłów pierwszym i drugim palcem obu dłoni. Wyglądało to tak, jakby próbował się z nią pobawić w koci, koci, łapci. Poza tym robił wrażenie stukniętego. W gruncie rzeczy nie było wątpliwości co do stanu jego umysłu. Nad ich głowami uderzył piorun, łoskot przypominał przewracanie mebli. Em podskoczyła – o ile można podskoczyć, kiedy jest się przywiązanym do kuchennego krzesła – ale stojący przy dwukomorowym zlewie z nierdzewnej stali facet nie uniósł nawet głowy. Zupełnie jakby nic nie usłyszał. Wysunął do przodu dolną wargq.

– Więc jej go odebrałem. A potem straciłem głowę. Przyznaję. Ludzie myślą, że jestem superopanowany i staram się zasłużyć na taką opinię. Naprawdę. Staram się zasłużyć na taką opinię. Ale każdy facet może stracić głowę. Z tego właśnie nie zdają sobie sprawy. Każdy facet. W pewnych szczególnych okolicznościach.

Deszcz lał się strumieniami, jakby Bóg spuścił wodę w swojej osobistej toalecie.

– Kto może podejrzewać, że tu jesteś?

– Mnóstwo ludzi – odparła bez wahania.

Doskoczył do niej w okamgnieniu. Okamgnienie było odpowiednim słowem. Jeszcze przed chwilą stał przy zlewie, a teraz był tuż przy niej i tłukł ją po twarzy tak mocno, że przed oczyma eksplodowały jej białe gwiazdy i wirując dookoła, zostawiały za sobą jasne kometarne warkocze. Głowa przechyliła się jej na bok, włosy opadły na policzek i poczuła napływającą do ust krew. Miała pękniętą dolną wargę. Zęby skaleczyły ją od środka, i to głęboko. Na dworze lało. Umrę w czasie deszczu, pomyślała Em, ale w to nie wierzyła. Może nikt w to nie wierzy, kiedy naprawdę przychodzi ten moment.

– Kto wie?! – ryknął, nachylając się nad jej twarzą.

– Mnósztwo ludzi – powtórzyła, sepleniąc, ponieważ spuchła jej dolna warga. Poczuła, jak krew spływa jej cienką strużką po podbródku. Ale jej umysł nie spuchł mimo bólu i lęku. Wiedziała, że jedyną szansą jest przekonanie tego faceta, że złapią go, jeśli ją zabije. Oczywiście złapią go również, kiedy ją wypuści, ale tym zajmie się później. Jeden koszmar na raz.

– Mnósztwo ludzi! – powtórzyła jeszcze raz wyzywająco.

Facet pomknął do zlewozmywaka. Kiedy wrócił, miał w ręku nóż. Mały. Niewykluczone, że ten sam, który zabita dziewczyna wyciągnęła ze skarpetki. Przytknął jego czubek do dolnej powieki Em i pociągnął ją w dół. W tym momencie opróżniła pęcherz, gwałtownie, silną strugą.

Na twarzy Pickeringa pojawił się na moment wyraz najwyższego niesmaku, lecz mimo to wydawał się równocześnie zachwycony. W jakiejś części swojego umysłu Em usiłowała pojąć, jak można ulegać dwóm tak sprzecznym emocjom. Dał pół kroku do tyłu, ale czubek noża nawet nie drgnął. Nadal wbijał się w jej skórę, ściągając w dół dolną powiekę i wpychając gałkę oczną głębiej w oczodół.

– No pięknie – powiedział. – Kolejny bałagan do posprzątania. Ale można się było tego spodziewać. Można. Jak powiedział pewien człowiek, na zewnątrz jest więcej miejsca niż w środku. Tak powiedział pewien człowiek. – Po tych słowach się roześmiał, wydając krótkie parsknięcie, a potem pochylił się do przodu i spojrzał swoimi jasnobłękitnymi oczami w jej piwne. – Wymień jedną osobę, która wie, że tu jesteś. Nie wahaj się. NIE WAHAJ SIĘ. Jeśli się zawahasz, będę wiedział, że coś kombinujesz. Wydłubię ci oko i wyrzucę je do zlewu. Mogę to zrobić. Więc powiedz mi. Już!