Выбрать главу

Skończywszy mówić, poczułem się lepiej, niż ośmielałem się marzyć. Po drugiej stronie stolika zapadło jednak milczenie, które straszliwie mi ciążyło.

– Więc co o tym myślisz? – zapytałem, żeby je przerwać.

Przez chwilę się zastanawiała i wcale się temu nie dziwię.

– Nie jesteśmy już chyba dla siebie obcymi ludźmi – powiedziała – a zawarcie nowej znajomości nigdy nie jest czymś złym. Chyba cieszę się, że wiem o twoim Panu Hej, Odpuść Sobie, i cieszę się, że opowiedziałam ci o tym, co zrobiłam.

– Ja też się cieszę – odparłem zgodnie z prawdą.

– Czy mogę ci teraz zadać dwa pytania?

– Oczywiście.

– Jak silne jest w tobie to, co nazywają „poczuciem winy ocalonego”?

– Mówiłaś zdaje się, że nie jesteś psychiatrą?

– Nie jestem, ale czytam czasopisma i znana jestem nawet z tego, że oglądam Oprah. O tym mój mąż akurat wie, chociaż wolałabym go w to nie mieszać. A więc… jak silne jest to poczucie, Scott?

Zastanowiłem się nad jej pytaniem. Było trafne – i oczywiście sam je sobie wielokrotnie zadawałem podczas bezsennych nocy.

– Dość silne – odparłem. – Ale czuję także wielką ulgę, nie będę cię okłamywał. Gdyby Pan Hej, Odpuść Sobie był prawdziwą osobą, nigdy nie musiałby już płacić rachunku w restauracji. Przynajmniej w moim towarzystwie. Czy to cię szokuje? – zapytałem po chwili.

Wyciągnęła rękę i musnęła lekko moją dłoń.

– Ani trochę.

Te słowa sprawiły, że poczułem się lepiej, niż mogłem sobie wyobrazić. Uścisnąłem jej dłoń i zaraz potem puściłem.

– Jak brzmi twoje drugie pytanie?

– Jakie ma dla ciebie znaczenie to, czy uwierzę w opowieść o tych powracających przedmiotach?

Pomyślałem, że to genialne pytanie, mimo że akrylowa kostka stała tuż przy nas, przy cukiernicy. Tego rodzaju przedmioty nie są w końcu rzadkie. I pomyślałem, że gdyby skończyła psychologię, a nie germanistykę, prawdopodobnie świetnie by sobie radziła.

– Nie tak duże, jak wydawało mi się godzinę temu – odparłem. – Pomógł mi sam fakt, że ci opowiedziałem.

Paula pokiwała głową i uśmiechnęła się.

– A teraz powiem ci, co o tym sądzę: prawdopodobnie ktoś się z tobą bawi. W niezbyt miły sposób.

– Robi sobie ze mnie jaja.

Starałem się tego nie okazywać, jednak dawno już nie doznałem tak dużego zawodu. Być może w pewnych okolicznościach niewiara jest swego rodzaju zbroją która chroni ludzi. A może – to chyba bardziej prawdopodobne – nie zdołałem jej przekazać mojego wrażenia, że to… naprawdę się zdarzyło. Że to się nadal dzieje. Tak jak zdarzają się lawiny.

– Robi sobie z ciebie jaja – zgodziła się. – Ale ty w to nie wierzysz – dodała po chwili.

Kolejne punkty za spostrzegawczość. Pokiwałem głową.

– Wychodząc, zamknąłem drzwi na klucz i były zamknięte na klucz, kiedy wróciłem z papierniczego. Usłyszałem stuknięcie zapadek w zamku, kiedy się obróciły. Są głośne. Nie można ich nie usłyszeć.

– Mimo to… poczucie winy ocalonego jest dziwne. I bardzo silne, przynajmniej tak piszą w czasopismach.

– To nie… – To nie jest poczucie winy ocalonego, chciałem powiedzieć, lecz wtedy postąpiłbym niewłaściwie. Miałem oto okazję zyskać przyjaciela, co w każdych okolicznościach byłoby korzystne. W związku z czym skorygowałem swoją wypowiedź. – Nie sądzę, żebyśmy mieli do czynienia z poczuciem winy ocalonego. – Wskazałem akrylową kostkę. – Jest tutaj, prawda? Tak samo istnieją okulary przeciwsłoneczne Sonji. Widzisz ją. Ja też ją widzę. Mogłem ją sam kupić, ale… – Wzruszyłem ramionami, starając się wyrazić to, co oboje wiedzieliśmy: wszystko jest możliwe.

– Nie sądzę, żebyś to zrobił. Jednak nie mogę też przyjąć do wiadomości faktu, że otworzyły się drzwiczki między rzeczywistością i strefą mroku i te rzeczy stamtąd wypadły.

Tak, na tym polegał problem. Dla Pauli myśl, że akrylowa kostka i inne rzeczy, które pojawiły się w moim mieszkaniu, mają jakieś nadprzyrodzone pochodzenie, była automatycznie nie do przyjęcia bez względu na to, jak mocno przemawiałyby za tym fakty. Musiałem rozstrzygnąć, czy udowodnienie własnej racji jest dla mnie ważniejsze od zyskania przyjaciela.

Uznałem, że nie jest.

– No dobrze – mruknąłem, po czym nawiązałem kontakt wzrokowy z kelnerem i wykonałem w powietrzu gest pisania. – Przyjmuję do wiadomości twoją niemożność przyjęcia do wiadomości.

– Naprawdę? – zapytała, bacznie mi się przyglądając.

– Tak. – I chyba była to prawda. – Jeżeli będziemy mogli napić się od czasu do czasu razem kawy. Albo po prostu pozdrowić się w holu.

– Pewnie – odparła, lecz wydawała się trochę nieobecna duchem. Przyglądała się akrylowej kostce z zatopionym w środku stalowym pensem. A potem spojrzała na mnie. Widziałem niemal zapalającą się nad jej głową – niczym w komiksie – żarówkę. Wyciągnęła rękę i złapała kostkę. Nigdy nie zdołam wyrazić grozy, która mnie ogarnęła, kiedy to zrobiła, ale co mogłem powiedzieć? Byliśmy nowojorczykami w czystym, jasno oświetlonym miejscu. Jeśli o nią chodzi, ustaliła już podstawowe zasady, które zdecydowanie wykluczały istnienie sił nadprzyrodzonych. Siły nadprzyrodzone nie wchodziły w grę. Każdy strzał w tamtą stronę trzeba było powtórzyć.

A w oczach Pauli zapaliło się światełko. Takie, które sugerowało, że do domu wróciła Pani Hej, Odpuść Sobie, a wiem z własnego doświadczenia, że to ktoś, komu trudno się oprzeć.

– Daj mi to – poprosiła, uśmiechając się do mnie. Kiedy to zrobiła, spostrzegłem – naprawdę po raz pierwszy – że jest nie tylko ładna, ale i ponętna.

– Po co? – Tak jakbym tego nie wiedział.

– Nazwijmy to zapłatą za wysłuchanie twojej opowieści.

– Nie wiem, czy to taki dobry…

– Bardzo dobry – odparła. Wyraźnie zapalała się do własnego pomysłu, a kiedy ludzie to robią, rzadko przyjmują do wiadomości odmowę. – Wspaniały. Postaram się, żeby przynajmniej ten kawałek wspomnień nie wrócił do ciebie, merdając ogonem. Mamy sejf w mieszkaniu. – Mówiąc to, wykonała krótką czarującą pantomimę przedstawiającą zamykanie drzwi sejfu, ustawienie kombinacji cyfrowej, a potem wyrzucenie kluczyka przez ramię

– No dobrze. To mój podarek dla ciebie – zgodziłem się i poczułem coś w rodzaju wrednego zadowolenia. Nazwijcie to głosem Pana Hej, Sama Się Przekonasz. Nie chodziło tylko o pozbycie się tego przedmiotu. Paula mi nie uwierzyła, a jakaś moja cząstka chciała, by mi wierzono, i miała o to do niej pretensję. Ta cząstka wiedziała, że oddawanie jej akrylowej kostki to absolutnie fatalny pomysł, ale mimo to cieszyła się, widząc, jak chowa ją do torebki.

– Świetnie – rzekła z werwą. – Mamusia mówi „do widzenia” i wszystko znika. Kiedy to nie wróci do ciebie w ciągu tygodnia albo dwóch… wszystko zależy od tego, jak uparta chce być twoja podświadomość… będziesz mógł zacząć oddawać pozostałe rzeczy – dodała i te słowa były dla mnie prawdziwym darem, choć wówczas tego nie wiedziałem.