– Zrobimy teraz krótką przerwę i niedługo wrócimy – oznajmił wokalista, ocierając pot z czoła. – Napijcie się i pamiętajcie: nazywam się Tony Villanueva i grają dla was Derailers.
– To sygnał, żebyśmy włożyli nasze diamentowe buciki i wyszli – rzekł David i wziął Willę za rękę.
Wysunął się z wnęki, lecz ona za nim nie wyszła. Nie puściła jednak jego ręki i usiadł z powrotem, czując, jak ogarnia go panika. Teraz chyba wiedział, co czuje ryba, kiedy zdaje sobie sprawę, że nie zdoła urwać się z haczyka, że haczyk trzyma ją mocno i solidnie i Pan Pstrąg wyląduje zaraz na brzegu, i po raz ostatni machnie ogonem. Willa patrzyła na niego swoimi zabójczo błękitnymi oczyma, w kącikach ust miała dołeczki: Willa na skraju uśmiechu, jego przyszła żona, która rano czytała powieści, a wieczorami poezję i uważała, że telewizyjne wiadomości są… jak ona to ujęła? Efemeryczne.
– Popatrz na nas – powiedziała, odwracając od niego głowę.
Spojrzał na lustrzaną ścianę po ich lewej stronie. Zobaczył tam miłą młodą parę ze Wschodniego Wybrzeża, która utknęła w Wyoming. W swojej sukience w kwiatki Willa wyglądała lepiej od niego, ale przypuszczał, że tak będzie zawsze. Unosząc brwi, odwrócił się od lustrzanej Willi do tej prawdziwej.
– Nie, popatrz jeszcze raz. – W kącikach ust nadal miała dołeczki, ale była teraz poważna, jeśli można było w ogóle zachować powagę w tej zabawowej atmosferze. – I pomyśl o tym, co ci mówiłam.
Mówiłaś mi wiele rzeczy i myślę o nich wszystkich, miał na końcu języka, ale to byłaby odpowiedź zakochanego, miła i w zasadzie bez znaczenia. A ponieważ wiedział, o co jej chodzi, bez słowa spojrzał ponownie w lustro. Tym razem naprawdę spojrzał. W lustrze nie było nikogo. Patrzył na jedyną pustą wnękę w całej „26”. Odwrócił się do Willi, osłupiały… a mimo to wcale niezaskoczony.
– Nie zastanawiałeś się, jakim cudem atrakcyjna kobieta może siedzieć tutaj sama, podczas gdy wszyscy dookoła balują aż miło i leje się alkohol? – zapytała.
Potrząsnął głową. Nie zastanawiał się. Było sporo rzeczy, nad którymi się nie zastanawiał, przynajmniej do tej chwili. Na przykład kiedy ostatnio coś zjadł lub wypił. Albo która jest godzina i kiedy ostatnio świeciło słońce. Nie wiedział nawet dokładnie, co im się przytrafiło. Jedynie to, że Northern Flyer wypadł z torów, a teraz jakimś dziwnym zrządzeniem losu siedzieli tutaj i słuchali countrywesternowej grupy o nazwie…
– Kopnąłem puszkę – powiedział. – W drodze tutaj kopnąłem puszkę.
– Owszem – odparła – i kiedy pierwszy raz spojrzałeś, zobaczyłeś nas w lustrze, prawda? Percepcja to nie wszystko, ale percepcja i oczekiwanie razem wzięte…? – Mrugnęła i pochyliła się w jego stronę. Jej pierś oparła się o jego ramię, kiedy go całowała i wrażenie było miłe: z pewnością poczuł żywe ciało. – Biedny David, przykro mi. Ale byłeś dzielny, że tu przyszedłeś. Tak naprawdę wcale się tego nie spodziewałam.
– Musimy tam wrócić i powiedzieć innym.
Willa zacisnęła wargi.
– Po co?
– Bo…
Dwaj mężczyźni w kowbojskich kapeluszach prowadzili w stronę ich wnęki dwie śmiejące się dziewczyny w dżinsach, kraciastych koszulach i z kucykami na plecach. Kiedy się zbliżyli, na ich twarzach pojawił się identyczny wyraz zmieszania – niekoniecznie lęku – i skręcili w kierunku baru. Czują nas, pomyślał David. Odpycha ich coś w rodzaju zimnego powietrza – tym teraz jesteśmy.
– Bo to właśnie powinniśmy zrobić – dokończył.
Willa roześmiała się. W jej śmiechu zabrzmiało znużenie.
– Przypominasz mi tego starego faceta, który sprzedawał w telewizji płatki owsiane.
– Skarbie, oni myślą że przyjedzie pociąg i ich zabierze!
– Cóż, może i przyjedzie! – Jej niespodziewanie ostry ton prawie go wystraszył. – Ten pociąg, o którym zawsze śpiewają, pociąg dobrej nowiny, pociąg do chwały, pociąg, którym nie jadą hazardziści i typy spod ciemnej gwiazdy.
– Nie sądzę, żeby Amtrak miał połączenie z niebem – mruknął David. Miał nadzieję, że ją rozśmieszy, ale ona przyjrzała się swoim dłoniom z niemal ponurym wyrazem twarzy, i nagle coś go tknęło. – Czy jest coś jeszcze, co wiesz? Coś, co powinniśmy im powiedzieć? Jest coś takiego, prawda?
– Nie wiem, po co mielibyśmy się tym przejmować, skoro możemy tu po prostu posiedzieć – odparła i wydało mu się, że słyszy w jej głosie rozdrażnienie. Tak, wyraźnie je usłyszał. To była Willa, której nie znał. – Może i jesteś trochę krótkowzroczny, Davidzie, ale przynajmniej przyszedłeś. Kocham cię za to – dodała i znów go pocałowała.
– Spotkałem również wilka. Klasnąłem w dłonie i uciekł. Zastanawiam się, czy nie zmienić nazwiska na David Pogromca Wilków.
Patrzyła na niego przez chwilę z otwartymi ustami i David zdążył pomyśleć: musiałem poczekać, aż umrzemy, żeby naprawdę zaskoczyć kobietę, którą kocham. Willa oparła się o wyściełane przepierzenie wnęki i wybuchła głośnym śmiechem. Przechodząca obok kelnerka upuściła pełną tacę piwa i soczyście zaklęła.
– Pogromca Wilków! – zawołała Willa. – Chcę cię tak nazywać w łóżku! Och, och, Pogromco Wilków, jaki jesteś wielki! Jaki owłosiony!
Kelnerka wpatrywała się w wielką spienioną plamę na podłodze, klnąc niczym marynarz na przepustce. Przez cały czas trzymała się z daleka od jedynej pustej wnęki.
– Myślisz, że nadal możemy? – zapytał David. – To znaczy kochać się?
Willa otarła łzy, które popłynęły jej z oczu.
– Percepcja i oczekiwanie, pamiętasz? Razem mogą przenosić góry – podsumowała i wzięła go znowu za rękę. – Nadal cię kocham, a ty kochasz mnie. Prawda?
– Czyż nie jestem Pogromcą Wilków? – zapytał. Mógł obrócić to w żart, ponieważ nie do końca wierzył, że nie żyje. Spojrzał w lustro i zobaczył ich oboje. A potem tylko siebie, z ręką trzymającą pustkę. Później oboje zniknęli. A mimo to… oddychał, czuł zapach piwa, whiskey i perfum.
Nie wiadomo skąd pojawił się pomywacz i zaczął pomagać kelnerce w uprzątnięciu bałaganu.
– Miałam wrażenie, że schodzę w dół – usłyszał jej głos David. Czy takie rzeczy słyszy się w zaświatach?
– Chyba z tobą wrócę – powiedziała Willa – ale nie będę sterczała na tej nudnej stacji z tymi nudnymi ludźmi, kiedy obok jest ten lokal.
– W porządku – odparł.
– Kto to jest Buck Owens?
– Wszystko ci o nim opowiem – obiecał. – I o Royu Clarku. Ale najpierw zdradź, co jeszcze wiesz.
– Większość z nich w ogóle mnie nie obchodzi, ale Henry Lander jest miły. Podobnie jak jego żona.
– Phil Palmer też jest do rzeczy.
Willa zmarszczyła nos.
– Phil grzdyl.
– Co jeszcze wiesz, Willo?
– Zobaczysz sam, jeśli naprawdę popatrzysz.
– Czy nie byłoby prościej, gdybyś…
Najwyraźniej nie. Willa wstała, przyciskając uda do krawędzi stołu, i wskazała palcem przed siebie.
– Zobacz! Wraca zespół!
Kiedy on i Willa wyszli na drogę, trzymając się za ręce, księżyc mieli nad głowami. David nie wiedział, jak to możliwe – wysłuchali tylko dwóch pierwszych piosenek z następnej części koncertu – ale jego tarcza świeciła wysoko na rozgwieżdżonym niebie. To było niepokojące, lecz o wiele bardziej niepokoiło go coś innego.
– Który mamy rok, Willo? – zapytał.
Zaczęła się zastanawiać. Wiatr szarpał jej sukienkę, tak jak szarpałby sukienkę każdej żywej kobiety.
– Nie pamiętam dokładnie – odparła. – Czy to nie dziwne?
– Zważywszy na fakt, że nie pamiętam, kiedy ostatnim razem jadłem jakiś posiłek albo wypiłem szklankę wody? Niezbyt dziwne. Gdybyś miała zgadywać, co byś powiedziała? Szybko, bez zastanowienia.