Выбрать главу

To tylko zmęczenie. Jutro rano minie. Jutro rano być może zastanowię się ponownie nad artykułem. Albo książką. Lecz nie dzisiaj.

Zatem do łóżka.

18 lipca 2007

Dziś rano wyjąłem klucz z kosza na śmieci i schowałem go do szuflady biurka. Wyrzucanie go zbyt wyraźnie świadczyłoby, że coś jednak jest na rzeczy. Wiadomo co.

No cóż. A zresztą to tylko klucz.

27 lipca 2007

No dobrze, zgoda, przyznaję się. Policzyłem kilka rzeczy i upewniłem się, że otaczają mnie liczby parzyste. Spinacze do papieru. Ołówki w kubku. Tego rodzaju drobiazgi. Robienie tego jest dziwnie kojące. Najwyraźniej zaraziłem się od N. (Taki mój żarcik, tyle że to wcale nie żart).

Moim superwizorem jest doktor J. z Augusty, obecnie kierownik kliniki w Serenity Hill. Zadzwoniłem do niego i odbyliśmy ogólną rozmowę – zakwalifikowałem ją jako konsultację do artykułu, który przedstawię być może zimą na zjeździe w Chicago (oczywiście to kłamstwo, lecz czasami, wiadomo, łatwiej kłamać) – na temat możliwości przeniesienia się symptomów ZOK z pacjenta na psychoterapeutę. J. potwierdził moje obserwacje. Zjawisko nie jest powszechne, ale nie jest też zupełną rzadkością.

– Nie interesujesz się przypadkiem tą sprawą z powodów osobistych, Johnny? – zapytał.

Przenikliwy. Spostrzegawczy. Zawsze taki był. I dużo wie o waszym uniżonym słudze!

– Nie – odparłem. – Po prostu zaintrygował mnie ten temat. Właściwie mam na jego punkcie obsesję.

Zakończyliśmy rozmowę, śmiejąc się, a potem podszedłem do stolika i policzyłem leżące na nim książki. Sześć. To dobrze. Sześć da się znieść. (Rymowanka N.). Zajrzałem do szuflady, żeby sprawdzić, czy leży w niej klucz, i oczywiście leżał, bo gdzie miał leżeć? Jeden klucz. Czy to, że jeden, to dobrze czy źle? „Jeden księżyc jest na niebie” i tak dalej. Prawdopodobnie to nie ma znaczenia, ale warto o tym pomyśleć!

Chciałem wyjść z pokoju, ale uświadomiłem sobie, że oprócz książek leżą tam również czasopisma, i je także policzyłem. Siedem! Wziąłem „People” z Bradem Pittem na okładce i wyrzuciłem do śmieci.

Naprawdę co w tym złego, skoro poprawia mi samopoczucie? To w końcu tylko Brad Pitt.

Jeśli to się pogorszy, porozmawiam szczerze z J. Przyrzekam to sobie.

Mógłby mi chyba pomóc neurontin. Chociaż w gruncie rzeczy to lek przeciwnapadowy, wiadomo, że pomaga w przypadkach podobnych do mojego. Oczywiście…

3 sierpnia 2007

Kogo ja oszukuję? Nie ma podobnych do mojego przypadków i neurontin nie pomógł. Bezużyteczny chłam.

Ale liczenie pomaga. Jest dziwnie kojące. I coś jeszcze. Klucz był po złej stronie szuflady! Zdałem sobie z tego sprawę intuicyjnie, jednak intuicja nie jest czymś, z czego można się wyśmiewać. Przesunąłem go. Lepiej. A potem położyłem z drugiej strony inny klucz (do sejfu). Najwyraźniej go zrównoważył. Sześć da się znieść, ale dwa to dobra gra (żart). Dobrze spałem zeszłej nocy.

To znaczy nie. Koszmary. Androscoggin o zachodzie słońca. Czerwona rana. Kanał rodny. Martwy.

10 sierpnia 2007

Dzieje się tam coś złego. Ósmy głaz traci moc. Nie ma sensu mówić sobie, że tak nie jest, bo każdy nerw w moim ciele – każda cząsteczka mojej skóry – ogłasza, że to prawda. Liczenie książek (i butów, tak, intuicja N. jest trafna i nie ma się z niej co „naśmiewać”) pomaga, lecz nie rozwiązuje PODSTAWOWEGO PROBLEMU. Nawet układanie na ukos zbytnio nie pomaga, choć z pewnością…

Na przykład okruszki na kuchennym blacie. Można je wyrównać ostrzem noża. Wysypany na stole cukier. HA! Ale kto wie, ile okruszków? Ile kryształków cukru? Za dużo do policzenia!

To się musi skończyć. Jadę tam.

Zabieram aparat.

11 sierpnia 2007

Ta ciemność. Chryste Przenajświętszy. Była prawie całkowita. I coś jeszcze.

Ta ciemność miała oko.

12 sierpnia

Czy coś widziałem? Naprawdę widziałem? Nie mam pojęcia. Wydaje mi się, że tak, ale nie wiem. W tym wpisie są dwadzieścia trzy słowa. Liczba dwadzieścia osiem jest lepsza.

19 sierpnia

Wziąłem do ręki słuchawkę, żeby zadzwonić do J. i powiedzieć mu, co się ze mną dzieje, lecz potem ją odłożyłem. Co bym mu powiedział? Poza tym numer 1-207-555-1863 ma 11 cyfr. Zła liczba.

Valium pomaga bardziej niż neurontin. Chyba. Pod warunkiem że się go nie przedawkuje

16 wrz

Wróciłem z Motown. Zlany potem. Roztrzęsiony. Ale znowu jest osiem. Naprawiłem to! Tak! Naprawiłem! Dzięki Bogu. Ale…

Ale!

Nie mogę tak żyć.

Nie mogę, ale… ZDĄŻYŁEM W OSTATNIEJ CHWILI. TO ZARAZ BY SIĘ WYDOSTAŁO. Ochrona działa tylko przez jakiś czas, a potem konieczna jest wizyta domowa! (Mój żarcik).

Zobaczyłem oko z trzema powiekami, o którym mówił N. Nie należy do tego świata ani do tej rzeczywistości.

Próbuje się wydostać.

Tyle że ja tego nie akceptuję. Pozwoliłem obsesji N. wniknąć w moją psychikę, wsunąć w nią palec (bawi się ze mną w śmierdzący palec, jeśli rozumiecie mój żarcik), a ona poszerza szczelinę, wsuwa drugi i trzeci palec, całą dłoń. Otwiera mnie. Otwiera mój…

Ale!

Widziałem to na własne oczy. Jest świat za tym światem, świat pełen potworów

Bogów

PAŁAJĄCYCH NIENAWIŚCIĄ BOGÓW!

Jedna sprawa. Co będzie, jeśli się zabiję? Jeżeli to wszystko nieprawda, skończy się przynajmniej udręka. Jeżeli prawda, ósmy kamień znowu się umocni. W każdym razie do czasu, gdy ktoś inny – następny STRAŻNIK skręci nieopatrznie w tą drogę i zobaczy…

Samobójstwo wydaje się niemal dobrym rozwiązaniem!

9 października 2007

Ostatnio jest trochę lepiej. Moje myśli należą w większym stopniu do mnie. A kiedy byłem ostatnim razem na Polu Ackermana (dwa dni temu), moje obawy okazały się płonne. Kamieni było osiem. Przyjrzałem im się – solidne jak domy – i zobaczyłem w powietrzu wronę. Skręciła, żeby nie przelatywać nad kamieniami, „jak Bozię kocham” (żart), ale jednak tam się pojawiła. I stojąc przy końcu drogi z dyndającym na szyi aparatem (zero pikseli, te kamienie nie dają się fotografować, jeśli o to chodzi, N. miał rację; czyżby to oddziaływanie radu?), zastanawiałem się, jak mogłem kiedykolwiek sądzić, że jest ich tylko siedem. Przyznaję, że gdy wracałem do samochodu, liczyłem kroki (i chodziłem przez chwilę w kółko, kiedy przy drzwiczkach kierowcy okazało się, że ich liczba jest nieparzysta), ale te rzeczy nie mijają od razu. To rodzaj KURCZÓW MÓZGU! Mimo to…

Czy mam odwagę łudzić się, że wracam do zdrowia?

10 października 2007

Istnieje oczywiście inna możliwość, chociaż wspominam o niej z niechęcią: N. miał rację co do przesileń słonecznych. Oddalamy się w czasie od jednego i zbliżamy do następnego. Lato się skończyło; przed nami zima. Jeśli to prawda, oznacza to polepszenie tylko na krótką metę. Jeżeli czekają mnie takie same psychiczne konwulsje tej wiosny… a potem następnej…

Po prostu nie dam rady.

Jak strasznie prześladuje mnie to oko. Unoszące się w gęstniejącej ciemności.

I inne czające się za nim rzeczy.

CTHUN!

16 października 2007

Osiem. Zawsze było osiem. Jestem teraz pewien. Dzisiaj na polu było cicho, trawa zwiędła, drzewa u podnóża wzniesienia są gołe, a rzeka stalowoszara pod żelaznym niebem. Świat czeka na śnieg.

I mój Boże, najpiękniejsze z tego wszystkiego: ptak, który przycupnął na jednym z tych głazów!

PTAK!

Dopiero w drodze powrotnej do Lewiston zdałem sobie sprawę, że idąc do samochodu, nie liczyłem kroków.

Oto prawda. To, co musi być prawdą. Zaraziłem się grypą od jednego z moich pacjentów, ale teraz wracam do zdrowia. Kaszel minął, przestaję pociągać nosem.