– Wiem którędy, ale…
Monette zdał sobie sprawę, że facet go nie słyszy. Czekał, aż się wyprostuje. Jakiś samochód minął ich, trąbiąc, mimo że Monette zostawił mu mnóstwo miejsca. Monette pokazał mu palec. Coś takiego robił już wcześniej, jednak nigdy z powodu takiego drobiazgu.
Autostopowicz zapiął pasy i spojrzał na Monette’a, jakby chciał zapytać, z jakiego powodu ta zwłoka. Miał twarz pooraną zmarszczkami i kilkudniowy zarost. Monette nie potrafił odgadnąć, w jakim jest wieku. Wiedział tylko, że gdzieś między średnim i podeszłym.
– Jak daleko jedziesz? – powtórzył, wymawiając tym razem wyraźnie każde słowo, lecz facet w dalszym ciągu tylko na niego patrzył: średniego wzrostu, chudy, ważący nie więcej niż sto pięćdziesiąt funtów. – Potrafisz czytać z ruchu warg? – zapytał Monette, dotykając własnych.
Autostopowicz potrząsnął głową i wykonał kilka gestów rękoma.
Monette trzymał na konsoli bloczek do pisania. Kiedy pisał na nim „Jak daleko?”, minęło go kolejne auto, wlokąc za sobą tuman deszczu. Jechał aż do Derry, sto sześćdziesiąt mil, i normalnie nienawidził takich warunków jazdy; gorsze od nich były tylko intensywne opady śniegu. Tego dnia uznał jednak, że warunki są całkiem znośne. Tego dnia pogoda i wielkie ciężarówki, które pędząc, wzbijały za sobą wtórne szkwały, skupią przynajmniej na sobie jego uwagę.
Nie mówiąc już o tym facecie, jego nowym pasażerze – który spojrzał na kartkę, a potem na niego. Monette uprzytomnił sobie, że być może facet nie potrafi również czytać – kiedy jest się głuchoniemym, nauka czytania może być cholernie trudna. Ale zrozumiał chyba znak zapytania. Wskazał przednią szybę i wjazd na autostradę, następnie zaś osiem razy otworzył i zamknął dłonie. A może zrobił to dziesięć razy. Osiemdziesiąt mil. A może sto. Jeżeli w ogóle to wiedział.
– Waterville? – zapytał Monette.
Autostopowicz spojrzał na niego pozbawionym wyrazu wzrokiem.
– No dobrze – mruknął Monette. – Nieważne. Po prostu klepnij mnie po ramieniu, kiedy dotrzemy tam, gdzie chcesz wysiąść.
Autostopowicz znowu spojrzał na niego w podobny sposób.
– Rozumiem, że to zrobisz – powiedział Monette. – To znaczy, jeżeli w ogóle wybierasz się w jakieś konkretne miejsce. Musisz być kompletnie odcięty od rzeczywistości, co?
Facet nadal na niego patrzył. Wzruszył ramionami i przyłożył ręce do uszu.
– Wiem – odparł Monette, ruszając z miejsca. – Kompletnie odcięty. Zerwane wszystkie linie telefoniczne. Ale dzisiaj prawie żałuję, że ja nie jestem tobą, a ty mną. – Przerwał na chwilę. – Prawie. Nie będzie ci przeszkadzała muzyka? – zapytał.
I kiedy autostopowicz odwrócił po prostu głowę i wyjrzał przez okno, Monette nie mógł nie zaśmiać się z własnej naiwności. Debussy, AC/DC czy Rush Limbaugh – temu facetowi było wszystko jedno.
Kupił wcześniej nową płytę Josha Rittera dla córki – w przyszłym tygodniu wypadały jej urodziny – lecz jeszcze jej nie wysłał. Ostatnio działo się zbyt wiele. Kiedy wyjechali za Portland, nastawił tempomat, przeciął paznokciem celofan, w który opakowana była płyta, i wsunął ją do odtwarzacza. Przypuszczał, że od tej chwili była to już używana płyta, coś, czego nie daje się w prezencie ukochanej jedynaczce. Nieważne, może jej zawsze kupić następną. Zakładając, że nadal będzie miał na to pieniądze.
Josh Ritter okazał się całkiem dobry. Podobny do wczesnego Dylana, tylko z bardziej pozytywnym nastawieniem. Słuchając go, Monette zaczął zastanawiać się nad finansami. To, że mogło go nie być stać na nową płytę dla Kelsie, stanowiło najmniejszy z jego problemów. Fakt, że tak naprawdę chciała i potrzebowała nowego laptopa, również nie figurował wysoko na ich liście. Jeżeli Barb zrobiła to, co powiedziała – a potwierdzili to w kuratorium – Monette nie wiedział, czy zdoła opłacić ostatni rok studiów małej w Case Western. Nawet zakładając, że sam nie straci roboty. To był prawdziwy problem.
Podkręcił muzykę, żeby zagłuszyć ten problem, i częściowo mu się to udało, kiedy jednak zbliżyli się do Gardiner, skończyła się ostatnia piosenka. Autostopowicz był odwrócony twarzą i ciałem do bocznego okna. Monette widział tylko tył jego poplamionej budrysówki i cienkie włosy opadające strączkami na kołnierz. Z tyłu budrysówki był chyba kiedyś wydrukowany jakiś napis, ale zbyt spłowiała, żeby go teraz odczytać.
Tak właśnie wygląda życie tego biednego szmondaka, pomyślał Monette.
Z początku nie mógł zgadnąć, czy autostopowicz drzemie, czy ogląda krajobraz. A potem zauważył, jak jego głowa pochyla się lekko w dół i szyba zaparowuje od jego oddechu, i uznał, że raczej drzemie. Całkiem zrozumiałe. Jedyną rzeczą nudniejszą od autostrady Maine Turnpike na południe od Augusty jest autostrada Maine Turnpike na południe od Augusty w zimnym wiosennym deszczu.
Monette miał inne płyty w centralnej konsoli, lecz zamiast je przejrzeć, wyłączył radio. A kiedy minęli punkt poboru opłat na wysokości Gardiner – nie zatrzymując się, jedynie zwalniając, dzięki cudownej technologii E-ZPass – zaczął opowiadać.
3
Monette umilkł i spojrzał na zegarek. Była za kwadrans dwunasta, a ksiądz mówił, że ktoś przyjdzie do niego na lunch. Że dokładnie rzecz biorąc, ten ktoś przyniesie lunch ze sobą.
– Ojcze, przykro mi, że to tak długo trwa. Postarałbym się streścić, gdybym wiedział jak, ale nie wiem.
– Nic nie szkodzi, synu. Zainteresowałeś mnie.
– A ta osoba, którą ksiądz zaprosił…
– Poczeka, kiedy będę sprawował bożą posługę. Czy ten mężczyzna cię obrabował, synu?
– Nie – odparł Monette. – Odebrał mi tylko spokój ducha. Czy to można uznać za rabunek?
– Z całą pewnością. Więc co takiego zrobił?
– Nic. Wyglądał przez okno. Myślałem, że drzemie, lecz później doszedłem do wniosku, że byłem w błędzie.
– A co ty zrobiłeś?
– Mówiłem o mojej żonie – odparł Monette, po czym przerwał, żeby się nad tym zastanowić. – Nie, to nieprawda. Wściekałem się na swoją żonę. Narzekałem na moją żonę. Przeklinałem moją żonę. Ja… rozumie ksiądz… – Przez chwilę zmagał się z tym, co miał do powiedzenia, zaciskając usta i spoglądając na splecione mocno między udami dłonie. – On był głuchoniemy, rozumie ksiądz! – wybuchnął w końcu. – Mogłem powiedzieć wszystko i nie musiałem wysłuchiwać, jak to analizuje, nie musiałem wysłuchiwać jego opinii ani mądrych rad. Był niemy i głuchy, do cholery, myślałem, że chyba śpi, i mogłem mówić, co mi się, kurwa, żywnie podobało.
Monette skrzywił się w pomieszczeniu z przypiętą do ściany kartką.
– Przepraszam, ojcze.
– Co konkretnie mu o niej powiedziałeś? – zapytał ksiądz.
– Powiedziałem, że ma pięćdziesiąt cztery lata – odparł Monette. – Od tego zacząłem. Ponieważ to właśnie… to właśnie najbardziej mnie ubodło.
4
Za punktem poboru opłat w Gardiner autostrada Maine Turnpike staje się ponownie bezpłatna i przez trzysta mil biegnie przez lasy i pola, na których widać czasami przyczepę z anteną satelitarną na dachu i stojącym obok pick-upem na cegłach. Z wyjątkiem lata mało kto nią podróżuje. Każdy samochód staje się osobnym, niewielkim światem. Monette’owi przyszło nawet do głowy (być może pod wpływem zawieszonego na lusterku wstecznym medalika ze świętym Krzysztofem, prezentu od Barb, który dostał od niej w lepszych, normalniej szych czasach), że znalazł się w konfesjonale na kółkach. Mimo to na początku mówił wolno, jak wielu, którzy przystępują do spowiedzi.