7
– Defraudacja – powtórzył ksiądz.
Monette zastanawiał się, czy to słowo padło kiedykolwiek w tym konfesjonale. Uznał, że chyba tak. „Kradzież” z całą pewnością.
– Pracuje w dziewiętnastym okręgu oświatowym stanu Maine – powiedział. – To jeden z większych okręgów, na południe od Portlandu. Tak się składa, że jego siedziba mieści się w Dowrie, tej samej miejscowości co Range Riders… ta tancbuda, gdzie popularne są taneczne korowody… oraz historyczny motel Grove. Bardzo wygodnie. Można wycinać hołubce i pier… uprawiać miłość w tym samym rejonie. Mało, nie trzeba nawet siadać za kółkiem, jeśli zaleje się pałkę. Co robili prawie co wieczór. Ona popijając tequilę, on whiskey. Naturalnie jacka danielsa. Powiedziała mi. Wszystko mi powiedziała.
– Jest nauczycielką?
– Och, nie… nauczyciele nie mają dostępu do tego rodzaju kasy. Gdyby była nauczycielką, nigdy nie udałoby jej się zdefraudować ponad stu dwudziestu tysięcy dolarów. Zaprosiliśmy kiedyś kuratora okręgowego z żoną do nas na kolację i oczywiście widywałem go na wszystkich piknikach organizowanych na zakończenie roku szkolnego, na ogół w Dowrie Country Club. Nazywa się Victor McCrea. Absolwent Uniwersytetu Maine. Grał w futbol. Zrobił dyplom z wychowania fizycznego. Krótko przystrzyżony. Prawdopodobnie jechał na samych trójach, ale miły facet, z tych, co to znają pięćdziesiąt dowcipów o gościu, który wchodzi do baru. Miał pod sobą kilkanaście szkół, od pięciu podstawówek po liceum Muskie High. Dysponował bardzo dużym rocznym budżetem i z trudem potrafił zliczyć do trzech. Barb była od dwunastu lat jego sekretarką. – Monette na chwilę przerwał. – Miała książeczkę czekową.
8
Padało coraz mocniej. Za chwilę mogła się zacząć prawdziwa ulewa. Monette, nawet o tym nie myśląc, zwolnił do pięćdziesiątki. Inne samochody wyprzedzały go niefrasobliwie z lewej strony, każdy ciągnął za sobą własny tuman deszczu. Niech pędzą. On sam sprzedawał już od bardzo dawna najlepsze jesienne listy w historii (nie wspominając o najlepszych wiosennych listach w historii i kilku letnich listach niespodzianek, składających się w większości z książek kucharskich, książek dietetycznych i popłuczyn po Harrym Potterze) i miał czyste bezwypadkowe konto. Nie chciał, żeby to się zmieniło.
Siedzący po jego prawej stronie autostopowicz lekko się poruszył.
– Obudziłeś się, stary? – zapytał Monette. Bezsensowne, aczkolwiek naturalne pytanie.
Autostopowicz skomentował je z tej strony swojego ciała, która najwyraźniej nie była niema. Pfffit. Cicho, grzecznie, a co najważniejsze – bezwonnie.
– Biorę to za odpowiedź twierdzącą – rzekł Monette, ponownie skupiając uwagę na prowadzeniu. – Na czym to stanąłem?
Na bieliźnie, oto, na czym stanął. Nadal ją widział. Zwaloną na stertę w szafie niczym w erotycznym śnie nastolatka. A potem przyznanie się do defraudacji: ta ścinająca z nóg suma. Po dłuższej chwili, w trakcie której zastanawiał się, czy przypadkiem Barb nie okłamuje go z jakiegoś pokręconego powodu (choć oczywiście to wszystko było i tak maksymalnie pokręcone), zapytał, ile zostało, a ona odpowiedziała – w ten sam łagodny i senny sposób – że nie zostało ani centa, naprawdę, chociaż spodziewała się, że może zgarnąć więcej. Przynajmniej na krótko.
„Ale niedługo się dowiedzą – dodała. – Gdyby chodziło tylko o biednego durnego Vica, to mogłoby trwać w nieskończoność, jednak w zeszłym tygodniu byli u nas inspektorzy stanowi. Zadawali za dużo pytań i zabrali kopie dokumentacji. Teraz to pójdzie piorunem”.
– Zapytałem ją więc, jak udało jej się wydać ponad sto tysięcy dolców na pasy do pończoch i majtki – oznajmił Monette swojemu milczącemu towarzyszowi. – Nie czułem gniewu… w każdym razie nie w tamtym momencie, byłem chyba zbyt zszokowany… ale autentycznie mnie to ciekawiło. A ona odparła… tym samym tonem, wcale nie zawstydzona i wcale nie agresywna, jakby dalej śniła swój sen: „Zainteresowaliśmy się grami losowymi. Uważaliśmy chyba, że uda nam się w ten sposób odzyskać pieniądze”.
Monette przerwał. Obserwował chodzące tam i z powrotem wycieraczki. Przez chwilę zastanawiał się, czy nie skręcić nagle kierownicą w prawo i nie wjechać w jedną z betonowych podpór estakady. Odrzucił ten pomysł. Później powie księdzu, że jednym z powodów był wywodzący się jeszcze z dzieciństwa zakaz samobójstwa, lecz myślał przede wszystkim o tym, że przed śmiercią chciałby przynajmniej jeszcze raz posłuchać albumu Josha Rittera.
Poza tym nie był już sam.
Zamiast popełnić samobójstwo (i uśmiercić jednocześnie swojego pasażera) przejechał pod estakadą ze stałą, umiarkowaną prędkością pięćdziesięciu mil na godzinę (mniej więcej przez dwie sekundy szyba była czysta, a potem wycieraczki ponownie zaczęły zbierać deszcz) i kontynuował swoją opowieść.
– Musieli kupić więcej losów na loterię niż ktokolwiek w historii – powiedział, po czym przemyślał to i potrząsnął głową. – No… chyba nie. Ale na pewno kupili ich z dziesięć tysięcy. Powiedziała mi, że w listopadzie zeszłego roku… byłem wtedy prawie przez cały miesiąc w New Hampshire i Massachusetts, a potem na konferencji w Delaware… kupili ponad dwa tysiące. Powerball, Megabucks, Paycheck, Pick Trzy, Pick Cztery, Triple Play, próbowali wszystkiego. Z początku wybierali numerki, lecz po pewnym czasie Barb doszła do wniosku, że zabiera im to za dużo czasu, i przerzucili się na system EZ Pick.
Monette wskazał białe plastikowe pudełko przyklejone do przedniej szyby tuż pod uchwytem lusterka wstecznego.
– Wszystkie te gadżety sprawiają, że świat kręci się szybciej. Może to i lepiej, choć ja raczej w to wątpię. „Przeszliśmy na EZ Pick – oznajmiła – bo ludzie stojący w kolejce niecierpliwią się, kiedy za długo wybierasz numerki, zwłaszcza jeśli w puli jest ponad sto milionów”. Powiedziała, że czasami rozdzielali się i chodzili do różnych punktów, czasami do dwudziestu paru jednego wieczoru. I oczywiście losy sprzedawano także tam, gdzie chodzili na tańce. „Kiedy Bob kupił po raz pierwszy los, wygraliśmy pięćset dolarów w Pick Trzy – dodała. – To było takie romantyczne”.
Monette potrząsnął głową.
– Później też było romantycznie, ale skończyły się wygrane. Tak mi powiedziała. Poinformowała mnie, że raz wygrali tysiąc, lecz mieli już wtedy trzydzieści tysięcy w plecy. Tak dokładnie się wyraziła. Któregoś razu… to było w styczniu, kiedy byłem w trasie, próbując odrobić to, co wydałem na kaszmirowy sweter, który kupiłem jej na Boże Narodzenie… pojechali do Derry i spędzili tam kilka dni. Nie wiem, czy organizują tam taneczne korowody, nigdy tego nie sprawdziłem, ale mają miejsce, które nazywa się Hollywood Slots. Wynajęli tam apartament, objadali się frykasami… tak dokładnie powiedziała… i przepuścili siedem i pół tysiąca w wideopokera. Twierdziła jednak, że nie przypadł im zbytnio do gustu. Preferowali głównie loterie, wydawali na nie coraz więcej kasy z kuratorium, próbując odegrać się, zanim pojawią się inspektorzy stanowi i wszystko weźmie w łeb. I co jakiś czas kupowała sobie oczywiście coś z bielizny. Dziewczyna musi czuć się świeża, kiedy kupuje los Powerball w miejscowym Seven-Eleven. Dobrze się czujesz, stary?
Nie było odpowiedzi ze strony pasażera – to chyba oczywiste – w związku z czym Monette wyciągnął rękę i potrząsnął go za ramię. Autostopowicz odsunął głowę od szyby (jego czoło zostawiło na niej tłusty ślad) i rozejrzał się, mrugając zaczerwienionymi oczyma, jakby dopiero co się zbudził. Monette nie sądził, żeby dopiero co się zbudził. Nie wiedział dlaczego, takie po prostu odnosił wrażenie.