Pokazał autostopowiczowi połączony palec wskazujący i kciuk i uniósł brwi.
Tamten wpatrywał się w niego przez chwilę bezmyślnie i Monette zaczął już podejrzewać, że jego pasażer jest nie tylko głuchoniemy, ale głupi jak but. A potem facet uśmiechnął się, pokiwał głową i również pokazał mu połączone dwa palce.
– W porządku – powiedział Monette. – Tylko sprawdzałem.
Mężczyzna ponownie oparł głowę o szybę. Tymczasem minęli w deszczu miasto, do którego podobno się wybierał, Waterville. Monette nie zauważył tego. Nadal błądził myślami w przeszłości.
– Gdyby to była tylko intymna bielizna i gry losowe, w których obstawia się samemu numerki, można by ograniczyć straty – powiedział. – Ponieważ ten sposób gry na loterii wymaga dużo czasu. Daje ci szansę pójść po rozum do głowy, zakładając oczywiście, że go masz. Trzeba odstać swoje w kolejce, odebrać los i schować go do portfela. A potem oglądać telewizję albo sprawdzić w gazecie wyniki losowania. Toteż nadal mogło się to dobrze skończyć. Jeśli oczywiście uznać za dobry fakt, że twoja żona pieprzy się z durnym nauczycielem historii i wyrzuca w błoto trzydzieści tysięcy dolców należących do kuratorium oświaty. Ale trzydzieści patoli zdołałbym zwrócić. Mógłbym wziąć drugą hipotekę na dom. Nie dla Barb, nie ma mowy, lecz dla Kelsie Ann. Wchodzący dopiero w życie dzieciak nie potrzebuje dźwigać u szyi takiego kamienia. Nazywa się to restytucją. Zdecydowałbym się na tę restytucję, nawet gdyby to oznaczało przeniesienie się do dwupokojowego mieszkania. Wiesz?
Autostopowicz najwyraźniej tego nie wiedział – nie miał pojęcia o wchodzących dopiero w życie pięknych młodych córkach, drugich hipotekach i restytucji. Było mu ciepło i sucho w jego zamkniętym na dźwięki świecie – szczęściarz.
Mimo to Monette brnął dalej.
– Rzecz w tym, że istnieją szybsze sposoby przehulania fortuny i są tak samo legalne jak… kupowanie bielizny.
9
– Przerzucili się na zdrapki, tak? – zapytał ksiądz. – Coś, co komisja do spraw gier hazardowych nazywa natychmiastowymi wygranymi.
– Mówi ksiądz jak ktoś, komu też zdarzało się grywać – zauważył Monette.
– Od czasu do czasu – przyznał ksiądz, i co godne podziwu, zrobił to bez chwili wahania. – Zawsze powtarzam sobie, że jeśli trafię główną wygraną, oddam wszystkie pieniądze na kościół. Ale nigdy nie ryzykuję więcej niż pięć dolarów tygodniowo. – Tym razem w jego głosie zabrzmiało wahanie. – Czasami dziesięć. – Kolejna pauza. – A raz kupiłem zdrapkę za dwadzieścia dolarów, w czasach gdy dopiero je wprowadzili. Jednak to było chwilowe szaleństwo. Już nigdy nie zrobiłem czegoś takiego.
– Przynajmniej do dzisiaj – powiedział Monette.
Ksiądz zachichotał.
– Słowa człowieka, który autentycznie sparzył sobie palce, synu – rzekł i westchnął. – Fascynuje mnie twoja historia, ale czy nie mógłbyś opowiadać trochę szybciej? Osoba, którą zaprosiłem, poczeka, aż zakończę bożą posługę, lecz nie będzie czekać w nieskończoność. A wydaje mi się, że przyniosła sałatkę z kurczaka z majonezem. Moje ulubione danie.
– Nie ma już dużo do opowiadania – odparł Monette. – Skoro ksiądz grał, wie ksiądz, jak to wygląda. Można kupować zdrapki w tych samych miejscach, gdzie kupuje się losy Powerball i Megabucks, ale można je też kupić w wielu innych miejscach, na przykład w zajazdach przy autostradzie. Nie trzeba nawet zwracać się do sprzedawcy; kupuje się je w automacie. Automaty mają zawsze zielony kolor, kolor pieniędzy. Zanim Barb wszystko wyśpiewała…
– Zanim wyznała swoje grzechy – poprawił go ksiądz i w jego głosie zabrzmiało coś w rodzaju przebiegłości.
– Tak, zanim wyznała swoje grzechy, skupili się w zasadzie na zdrapkach za dwadzieścia dolców. Barb twierdzi, że kiedy była sama, nigdy ich nie kupowała, lecz kiedy była z Kowbojem Bobem, kupowali je na kopy. Mając nadzieję na główną wygraną, wie ksiądz. Powiedziała, że pewnej nocy kupili sto tych cudeniek. Wydali dwa tysiące dolarów. Wygrali osiemdziesiąt. Każde z nich miało własną małą plastikową drapaczkę. Wyglądają jak drapaczki do szyb dla elfów i mają na rączce napis LOTERIA STANOWA MAINE. Są zielone jak automaty, w których kupuje się zdrapki. Pokazała mi swoją: leżała pod łóżkiem w gościnnym pokoju. Nie było na niej nic widać oprócz TERIA. Zamiast LOTERIA równie dobrze mogłaby być HISTERIA.
– Czy ją uderzyłeś, synu? Dlatego tu jesteś?
– Nie – odparł Monette. – Chciałem ją zabić. Z powodu pieniędzy, nie zdrady, ta historia ze zdradą wydawała się nierealna, nawet kiedy patrzyłem na tę pierdo… na tę całą intymną bieliznę. Ale nie tknąłem jej nawet palcem. Byłem chyba zbyt zmęczony, żeby to zrobić. Wszystkie te informacje po prostu mnie zmęczyły. Miałem ochotę uciąć sobie drzemkę. Długą drzemkę. Taką która trwa parę dni. Czy to dziwne?
– Nie – odparł ksiądz.
– Zapytałem, jak mogła mi coś takiego zrobić? Tak mało ją to obchodziło? A ona zapytała…
10
– Zapytała mnie, jak to się stało, że nic nie wiedziałem – rzekł Monette autostopowiczowi. – I zanim zdążyłem się odezwać, udzieliła sobie odpowiedzi, więc domyślam się, że to było… jak to się nazywa?… pytanie retoryczne. „Nie wiedziałeś, bo nic cię to nie obchodziło. Byłeś prawie zawsze w drodze, a jeśli nie byłeś w drodze, chciałeś być w drodze. Dziesięć lat minęło od czasu, kiedy po raz ostatni obchodziło cię, jaką noszę bieliznę… dlaczego miałoby cię to obchodzić, skoro nie obchodziła cię kobieta, która ją nosi? Jednak teraz cię to obchodzi, tak? Teraz cię obchodzi”.
Człowieku, po prostu na nią spojrzałem. Byłem zbyt zmęczony, żeby ją zabić… albo nawet uderzyć… lecz mimo to byłem wściekły. Zszokowany, ale i wściekły. Próbowała wykazać, że to moja wina. Widzisz to, prawda? Próbowała zwalić to wszystko na moją pierdoloną robotę, tak jakbym mógł znaleźć sobie inną, w której zarabiałbym chociaż połowę tego co tam. Do czego innego mogę się nadawać w moim wieku? Mógłbym pewnie zatrudnić się jako strażnik przeprowadzający dzieciaki przez ulicę… nigdy nie aresztowano mnie za obrazę moralności… ale na tym chyba koniec.
Monette przerwał. Daleko przed nim, nadal słabo widoczny w strugach padającego deszczu, stał niebieski znak.
– Lecz nie o to w gruncie rzeczy chodziło – powiedział po krótkim zastanowieniu. – Chcesz wiedzieć, o co chodziło? O co jej chodziło? Żebym miał wyrzuty sumienia, ponieważ lubię swoją pracę. Ponieważ nie przewracam bezmyślnie papierów, czekając tylko na kogoś, z kim mógłbym pieprzyć się do upadłego!
Autostopowicz lekko się poruszył, pewnie dlatego że trafili na wybój (albo potrącili jakieś małe zwierzę), i w tym momencie Monette zorientował się, że krzyczy. Facet mógł nie być kompletnie głuchy. A nawet jeśli był, mógł czuć wibracje w kościach twarzy w momencie, gdy hałas osiągał pewien poziom decybeli. Kto to mógł, kurwa, wiedzieć?
– Nie zagłębiałem się w to z nią – kontynuował trochę ciszej. – Nie chciałem się w to z nią zagłębiać. Wiedziałem chyba, że jeśli to zrobię, jeśli naprawdę zaczniemy się kłócić, wszystko może się zdarzyć. Chciałem stamtąd wyjść, dopóki jeszcze jestem w szoku… bo tak było dla niej bezpieczniej, rozumiesz?
Autostopowicz nie odezwał się, lecz Monette zrozumiał za nich obu.
– „Co teraz będzie?”, zapytałem, a ona odpowiedziała „Pójdę chyba do więzienia”. I wiesz co? Gdyby zaczęła w tym momencie płakać, pewnie bym ją przytulił. Ponieważ po dwudziestu sześciu latach małżeństwa takie rzeczy robi się odruchowo. Nawet jeśli nie ma już prawie uczucia. Ale ona nie zaczęła płakać, więc wyszedłem. Po prostu odwróciłem się i wyszedłem. A kiedy wróciłem, czekał na mnie liścik, w którym pisała, że „się wyprowadziła”. To było prawie przed dwoma tygodniami i od tego czasu jej nie widziałem. Rozmawiałem z nią tylko kilka razy przez telefon. I z jej adwokatem. Zamroziłem wszystkie nasze konta, lecz to i tak nic nie da, kiedy zaczną się obracać żarna sprawiedliwości. Co stanie się już wkrótce. Gówno zatka całą klimatyzację, jeśli rozumiesz, co mam na myśli. Wtedy pewnie znowu ją zobaczę. Na sali sądowej. Ją i Kowboja Boba.