Выбрать главу

– Nie zapłaciłeś chyba synu komuś, żeby…

– O to też mnie pytali. Odpowiedź brzmi „nie”. Każdy, kto chce, może obejrzeć moje wyciągi bankowe. Mogę się rozliczyć z każdego centa, zarówno jeśli chodzi o moją połowę wspólnego konta, jak i połowę Barb. Finansowo była bardzo odpowiedzialna, przynajmniej dopóki nie zwariowała. Czy może ojciec otworzyć swoje drzwiczki? Chciałbym ojcu coś pokazać.

Kiedy ksiądz wysłuchał prośby, Monette zsunął z szyi medalik ze świętym Krzysztofem i podał mu go. Ich palce zetknęły się na chwilę, kiedy medalik i zwinięty cienki stalowy łańcuszek przechodziły z ręki do ręki.

Ksiądz przez pięć sekund milczał, zastanawiając się, co powiedzieć.

– Kiedy ci to zwrócono? – zapytał w końcu. – Czy medalik był w pokoju motelowym, gdzie…

– Nie – odparł Monette. – Nie w motelu. Był w naszym domu w Buxton. Na toaletce w naszej sypialni. Ściśle rzecz biorąc, obok zdjęcia ślubnego.

– Wielki Boże – powtórzył ksiądz.

– Mógł wziąć mój adres z dowodu rejestracyjnego, kiedy byłem w klopie.

– I oczywiście wspomniałeś nazwę motelu… i miasta.

– Dowrie – potwierdził Monette.

Ksiądz po raz trzeci wezwał imię swojego Szefa.

– Ten facet nie był wcale głuchoniemy, prawda? – zapytał.

– Jestem prawie na sto procent przekonany, że był niemy – odparł Monette – ale na pewno nie był głuchy. Przy medaliku był liścik na kartce, którą wyrwał z notesu. Musiał tam wejść, kiedy moja córka i ja byliśmy w domu pogrzebowym i wybieraliśmy trumnę. Tylne drzwi były otwarte, lecz nie wyważone. Mógł być dość sprytny, żeby sforsować zamek, ale moim zdaniem zapomniałem po prostu zamknąć drzwi na klucz, kiedy wychodziliśmy.

– Jaka była treść listu?

– „Dziękuję za podwiezienie” – powiedział Monette.

– Niech mnie diabli.

W konfesjonale zapadła cisza, a potem rozległo się ciche pukanie, tuż obok drzwiczek, przy których siedział Monette, kontemplując napis ALBOWIEM WSZYSCY ZGRZESZYLI I BRAK IM CHWAŁY BOŻEJ. Monette odebrał medalik.

– Powiedziałeś policji?

– Tak, oczywiście, całą historię. Wydaje im się, że wiedzą co to za facet. Znają jego tabliczkę. Nazywa się Stanley Doucette. Od lat włóczy się po Nowej Anglii z tą swoją tekturką. Podobnie jak ja, jeśli się nad tym zastanowić.

– Miał wcześniej na koncie jakieś przestępstwa z użyciem przemocy?

– Kilka – odparł Monette. – W większości bójki. Raz pobił dość dotkliwie mężczyznę w barze i kilkakrotnie przebywał w szpitalach psychiatrycznych, w tym w Serenity Hill w Auguście. Nie sądzę, żeby policja mi wszystko powiedziała.

– A chcesz wszystko wiedzieć?

– Nie – odparł po krótkim namyśle Monette.

– Nie złapali tego faceta?

– Twierdzą, że to tylko kwestia czasu. Podobno nie jest zbyt sprytny. Ale był dość sprytny, żeby mnie nabrać.

– Czy na pewno cię nabrał, synu? A może wiedziałeś, że mówisz do kogoś, kto nadstawia ucha? Wydaje mi się to kluczowym pytaniem.

Monette przez dłuższy czas nie odpowiadał. Nie był pewien, czy uczciwie zbadał wcześniej swoje serce, lecz czuł, że bada je teraz, i to bardzo dokładnie. Nie spodobało mu się wszystko, co odkrył, jednak badał dalej. Nie pominął niczego, co zobaczył. W każdym razie nie pominął celowo.

– Nie wiedziałem – odparł.

– A czy cieszysz się, że twoja żona i jej kochanek nie żyją?

W głębi serca Monette natychmiast odpowiedział „tak”.

– Odczuwam ulgę – rzekł na głos. – Przykro mi to mówić, ojcze, ale biorąc pod uwagę bałagan, jaki spowodowała… i to, jak zgrabnie udało się to rozwiązać, bez procesu, poprzez dyskretną restytucję z odszkodowania, które wypłaciło towarzystwo ubezpieczeniowe… odczuwam ulgę. Czy to grzech?

– Tak, mój synu. Przykro mi, lecz to grzech.

– Czy może ksiądz dać mi rozgrzeszenie?

– Dziesięć Ojcze nasz i dziesięć zdrowasiek – odparł szybko ksiądz. – Ojcze nasz za brak miłosierdzia… to poważny grzech, ale nie śmiertelny.

– A zdrowaśki?

– Za wulgarny język w konfesjonale. W którymś momencie trzeba będzie się zająć cudzołóstwem, twoim, nie jej, jednak na razie…

– Zaprosił ksiądz kogoś na lunch. Rozumiem.

– Prawdę mówiąc, straciłem apetyt na lunch, choć powinienem z pewnością cieszyć się z wizyty. Przede wszystkim jednak czuję się trochę zbyt… przytłoczony, żeby, jak to ująłeś, szukać w tym momencie u kogoś pociechy.

– Rozumiem.

– To dobrze. A teraz, synu…

– Tak?

– Nie chcę być namolny, ale czy na pewno nie dałeś temu mężczyźnie wolnej ręki? Albo czy w jakiś sposób go nie zachęciłeś? Ponieważ w takim wypadku nie będziemy mieli do czynienia z drobnym grzechem, lecz z grzechem śmiertelnym. Muszę zapytać własnego duchowego doradcę, żeby się upewnić, ale…

– Nie, ojcze. Nie sądzi jednak ojciec… czy to możliwe, że sam Bóg zesłał tego faceta do mojego samochodu?

W głębi serca ksiądz natychmiast odpowiedział „tak”.

– To bluźnierstwo, za które odmówisz dziesięć następnych Ojcze nasz. Nie wiem, jak długo byłeś poza Kościołem, ale nawet ty powinieneś to wiedzieć. Czy chcesz powiedzieć coś więcej i zasłużyć na kolejne zdrowaśki, czy już skończyliśmy?

– Skończyliśmy, ojcze.

– W takim razie idź i nie grzesz więcej, jak mówimy w naszej branży. I opiekuj się swoją córką, synu. Dzieci mają tylko jedną matkę, bez względu na to, jak się prowadzi.

– Tak, ojcze.

Kształt za kratką poruszył się.

– Czy mogę ci zadać jeszcze jedno pytanie?

Monette niechętnie usiadł z powrotem. Chciał już wyjść.

– Tak?

– Powiedziałeś, że policja uważa, że złapie tego mężczyznę.

– Twierdzą, że to tylko kwestia czasu.

– Chciałbym zapytać, czy chcesz, żeby policja go złapała?

– Oczywiście, że tak – odparł Monette, ponieważ naprawdę chciał stamtąd wyjść i odprawić pokutę w bardziej intymnym konfesjonale swojego samochodu.

W drodze powrotnej do domu odmówił dwie dodatkowe zdrowaśki i dwa dodatkowe Ojcze nasz.

Ayana

Nie sądziłem, że kiedykolwiek opowiem tę historię. Nie pozwalała mi na to żona; twierdziła, że nikt mi nie uwierzy i narobię sobie tylko wstydu. W rzeczywistości nie chciała, żebym to jej narobił wstydu.

– A Ralph i Trudy? – zapytałem. – Byli tam. Oni też to widzieli.

– Trudy każe twojemu bratu trzymać gębę na kłódkę – oznajmiła Ruth – i nie trzeba go będzie długo przekonywać.

W tej kwestii prawdopodobnie się nie myliła. Ralph był wówczas inspektorem okręgu szkolnego numer 49 w New Hampshire, a ostatnią rzeczą, jakiej życzyłby sobie oświatowy urzędnik z małego stanu, jest wystąpienie w jednej z kablówek w czasie antenowym zarezerwowanym dla relacji o UFO nad Phoenix i kojotach liczących do dziesięciu. Poza tym historia o cudach jest nic niewarta bez cudotwórcy, a Ayana zniknęła.

Lecz dziś moja żona nie żyje – miała atak serca w samolocie, którym leciała do Kolorado, aby pomóc w wychowaniu naszego pierwszego wnuka, i zmarła prawie natychmiast. (Tak przynajmniej mówią przedstawiciele linii lotniczych, jednak w dzisiejszych czasach nie można im nawet powierzać bagażu). Nie żyje również mój brat Ralph – doznał udaru, grając w turnieju golfa seniorów – a Trudy kompletnie zidiociała. Mój ojciec zmarł dawno temu; gdyby nadal żył, miałby ponad setkę. Zostałem tylko ja, więc ja opowiem tę historię. Nie sposób w nią uwierzyć (Ruth miała co do tego rację) i nadawać jej jakieś znaczenie – cuda nie zdarzają się nikomu z wyjątkiem tych szczęśliwych czubków, którzy widzą je wszędzie. Ale jest interesująca. I prawdziwa. Wszyscy widzieliśmy, co się stało.