I Oliver właśnie mu to odebrał.
– Przykro mi – powiedziała Claire. Michael zaniknął laptopa, wyłączył z kontaktu i wstał. Nie spojrzał jej ponownie w oczy.
– Przygotuj się na szóstą – powiedział. – Przekaż Shane'owi. Ja powiem Eve.
Skinęła głową. Podszedł ze spuszczoną głową do drzwi kuchni. Kiedy tam dotarł, zatrzymał się na moment, ale się nie odwrócił.
– Dzięki – powiedział. – To mnie wyssało…
– Wiem.
Michael zaśmiał się gorzko.
– Shane powiedziałby, że to raczej ja wysysam.
– Nie jestem Shane'em.
– Wiem. – Nadal się do niej nie odwracał. – Cieszę się, że jesteś z nim szczęśliwa. To dobry chłopak.
– Michael…
Ale kiedy wypowiedziała jego imię, wampira już nie było, tylko drzwi huśtały się na zawiasach. Nie było sensu go gonić. Chciał pomartwić się w samotności.
Zadzwoniła do Shane'a i powiadomiła go o godzinie wyjazdu, ale nie wspomniała o Oliverze. Tak naprawdę nie chciała się tym jeszcze martwić. Poszła na wykłady. Po serii porannych miała dwie godziny przerwy, podczas której musiała coś załatwić, aby móc z czystym sumieniem opuścić miasto.
A poza tym czekała na ten moment od chwili, kiedy wpadła na ten pomysł.
Krok pierwszy – przeszła z kampusu do Common Grounds, kawiarni Olivera, i zamówiła mokkę. Stał za ba – rem, wysoki, starszy mężczyzna, o długich włosach i farbowanej ręcznie koszulce pod poplamionym kawą fartuchem. Patrząc, jak obsługuje gości, nikt nie zgadłby, że widzi wampira i to jednego z najgorszych, jakiego Claire w życiu spotkała.
Z kawą w ręku zaesemesowała do Moniki. „Spotkajmy się w Common Grounds, szybko".
Natychmiast dostała odpowiedź: „Idę, zachowuj się!"
O, i to jak się zachowa!
Claire popijała kawę i czekała. W końcu podjechała Monica w czerwonym, błyszczącym kabriolecie. Tym razem bez Giny i Jennifer. Wyglądało na to, że Monica coraz częściej obywa się bez swoich przybocznych. Ciekawe… Claire podejrzewała, że w końcu zmęczyło je nieustanne przytakiwanie Monice.
Monica weszła do środka w zdecydowanie zbyt krótkiej, ale pokazującej jej długie, opalone nogi, spódnicy. Podmuch wiatru sprawił, że osiągnęła prawie zakazaną długość. Zsunęła drogie ciemne okulary na błyszczące, ciemne włosy i rozejrzała się po kafejce. Uśmieszek na jej wydatnych wargach był pewnie odruchowy.
Po zamówieniu kawy usiadła naprzeciwko Claire.
– No i? – zapytała, kładąc na stoliku miniaturową torebkę. – Lepiej, żeby to było ważne.
Kiedy Oliver przyniósł Monice kawę, Claire poprosiła:
– Poświęcisz nam chwilę?
– Co?
– Jako moderator. – Oliver doglądał umów, jakie zawierano w Morganville. A Common Grounds było głównym miejscem, w którym ludzie i wampiry mogli się spotkać, bezpiecznie pogadać i zawrzeć najróżniejsze układy, których świadkiem i egzekutorem był Oliver.
Jednak rzadko się zdarzało, że między ludźmi. Oliver wzruszył ramionami i dosiadł się do stolika.
– Dobra, tylko szybko.
Monica była wściekła, więc Claire zaczęła mówić:
– Monica umówiła się ze mną, że dostanie ode mnie odpowiedzi do testu. Chcę, żebyś był świadkiem, jak je przekazuję.
Oliver zmarszczył brwi i zaczął wyglądać na lekko rozbawionego:
– Prosisz mnie, żebym był świadkiem organizowania ściąg? Jak… oryginalnie.
Claire mówiła dalej. Przesunęła pendrive'a w stronę Moniki:
– Jest na nim plik – powiedziała. – Zabezpieczony hasłem. Jeśli zgadniesz hasło, będziesz miała odpowiedzi.
Monice opadła szczęka.
– Co?
– Powiedziałaś, że mam ci dać odpowiedzi. I tak zrobiłam. Chciałam, żeby Oliver widział, jak ci je przekazuję.
Teraz je masz i jesteśmy kwita. Jasne?
– Zabezpieczyłaś je hasłem?
– Takim, które możesz bez trudu zgadnąć – dodała Claire. – Jeśli odrobiłaś pracę domową. Albo umiesz szybko czytać.
– Ty mała zdziro! – Monica wyciągnęła gwałtownie dłoń, ale nie po pendrive'a, tylko rękę Claire. Rozpłaszczyła ją na stole i wbiła jej paznokcie głęboko w skórę. – Mówiłam, że przysmażę cię na wolnym ogniu.
– W twoim przypadku wiem, że na pewno nie są to puste słowa – stwierdziła Claire. – Alyssa Collins jest tego przykładem.
Monica zamarła i coś błysnęło w jej oczach – szok? A może nawet żal i poczucie winy.
– Nie biorę tego. Musisz mi dać niezabezpieczone hasłem odpowiedzi.
Oliver chrząknął.
– Czy ustaliłaś, w jakiej formie ma ci dać odpowiedzi?
– Nie – odezwała się Claire. – Powiedziała tylko, że mam je dać. No i dałam. Przyznaj, że i tak zrobiłam to ładnie. Mogłam je na przykład napisać po łacinie!
– Puść ją – powiedział spokojnie Oliver. A gdy Monica nie zareagowała, powtórzył lodowatym tonem. – Puść ją!
Zabrała dłoń, spojrzała groźnie na Claire i dodała przez zaciśnięte zęby:
– To nie koniec.
– Owszem – oświadczył Oliver. – To nie jej wina, że marnie wyjaśniłaś, o co ci chodzi. Spełniła twoje warunki.
Masz nawet niezłe szansę na to, że rozwiążesz hasło. Bierz to i spływaj, Monica.
– To nie koniec. – Monica go zignorowała. A kiedy sięgnęła po pendrive'a, blada, silna dłoń Olivera zacisnęła się na jej palcach, unieruchamiając ją. Monica krzyknęła. To musiało boleć.
– Spójrz na mnie – powiedział Oliver. Monica mrugnęła i skupiła na nim wzrok. Claire widziała, jak rozszerzają się jej źrenice i rozchylają usta. – Monico Morrell, jestem za ciebie odpowiedzialny. Masz mnie szanować i słuchać. I zostawisz Claire Danvers w spokoju. Jeśli będziesz miała powód, by ją zaatakować, najpierw mnie o tym poinformujesz. Ja zadecyduję, czy możesz to zrobić. I nie masz mojej zgody. Nie na to. – Puścił ją. Monica poderwała rękę z blatu i przycisnęła ją do piersi. – A teraz zabierać swoje sprawy i kawę gdzie indziej. Mówię do was obu.
Monica sięgnęła po pendrive'a. Kiedy go złapała, ode – zwała się Claire:
– Pendrive kosztował dziesięć dolców. – Spojrzenie Moniki miało siłę rażenia bomby atomowej, ale ponieważ Oliver wciąż z nimi siedział, pogrzebała w swojej torebeczce, wyciągnęła pognieciony banknot dziesięciodolarowy i rzuciła go Claire. Ta wygładziła go, uśmiechnęła się i schowała pieniądze do kieszeni.
– Skończyłyście wreszcie? – spytał Oliver. – To wychodzić. Monica, idziesz pierwsza. Nie chcę, żebyś coś nabroiła. Nie jestem twoją niańką.
Monica rzuciła mu spojrzenie nieco łagodniejsze od po – przedniego. To było bardziej przestraszone niż złe. Wzięła torebkę i kawę i wyszła. Nie oglądając się za siebie, wsiadła do swojego kabrioletu i ruszyła z piskiem opon.
– Któregoś dnia przeciągniesz strunę – stwierdził spokojnie Oliver, wciąż wpatrując się w ulicę. – Zdajesz sobie z tego sprawę?
W gruncie rzeczy wiedziała o tym. Ale czasem po prostu nie dało się inaczej.
– Czyli jedziesz dziś z nami?
Tym razem Oliver odwrócił się w jej stronę, a w jego spojrzeniu było coś tak zimnego i odległego, że aż zadrżała.
– Słyszałaś, jak kazałem wam się stąd zbierać? Nie lubię, jak się mnie wykorzystuje do rozwiązywania własnych problemów.
Przełknęła ślinę, zebrała swoje rzeczy i wyszła.
Popołudnie spędziła z Myrninem w jego laboratorium szalonego naukowca. Od kiedy je odnowił, sprawiało całkiem przyjemne wrażenie. Nowy sprzęt, komputery, ładne regały na książki, porządne oświetlenie zastąpiło dziwolągi z końca XIX wieku, strzelające iskrami za każdym razem, gdy próbowało się je włączyć albo wyłączyć.