Ale bez względu na nowy wystrój Myrnin pozostał co najmniej na wpół szalony. Claire wiedziała, że Amelie wywiera na niego presję. Po śmierci… czy komputery mogą umrzeć? Po śmierci Ady, głównego komputera miasta, próbował wymyślić coś na jego miejsce. Tym razem bez umieszczania w nim ludzkiego mózgu, na co bardzo naci – skała Claire, wiedząc, jak dobrze sprawdziło się to rozwiązanie z Adą, i biorąc pod uwagę fakt, że mózg Claire był najpewniej następnym kandydatem na to stanowisko.
– Komputery… – prychnął Myrnin i wskazał na przygotowanego dla niego przez Claire laptopa, obrzucając go takim wzrokiem, jakby osobiście go znieważył. – Ta technologia jest kompletnie idiotyczna. Kto to zbudował? Pawiany?
– Działa poprawnie – - odpowiedziała Claire, wzięła komputer, aby uruchomić stworzony przez siebie interfejs. – Musisz mi tylko wyjaśnić, jak Ada była połączona z portalem i systemem bezpieczeństwa, a ja zbuduję jakiś łącznik. Możesz to uruchomić z tego ekranu, widzisz? – Umówiła się nawet z pewnym studentem sztuk pięknych na uniwerku, aby zaprojektował interfejs w stylu steam punku, bo uznała, że skrzyżowanie stylu wiktoriańskiego z elementami technologii zostanie dobrze przyjęte przez wampira.
Myrnin nadal się na to krzywił, ale już nie tak stanowczo. – Wypróbuj go. Po prostu dotknij ekranu.
Wyciągnął rękę i dotknął palcem ikony tarczy na ekranie. Pojawiło się okno bezpieczeństwa, całe w pordzewiałym żelazie i wymyślnych kołach zębatych. Chrząknął i nacisnął ponownie.
– I tym mam obsługiwać oprogramowanie…
– Tak, to GIU – Graficzny Interfejs Użytkownika.
– I ten program będzie w stanie wykrywać wampiry i ludzi, i ich rozróżniać?
– Tak. Wykorzystamy po prostu technologię wykrywania ciepła. Wampiry mają niższą temperaturę ciała. Łatwo zauważyć różnicę.
– Czy da się to obejść?
– Wszystko da się obejść. Ale ta metoda jest naprawdę niezła.
– A co ze zmianami w pamięci?
To był problem. I to duży.
– Obawiam się, że tego z komputerem nie da się zrobić.
No wiesz, to chyba kwestia czegoś w umyśle wampirów, prawda? – Bo prawdę mówiąc, Ada była wampirem. A maszyna, którą Myrnin zbudował, aby jej mózg pozostał przy życiu, pozwalała jakoś przekazywać moc wampirów na szerszą skalę. Claire nie do końca to rozumiała, ale wiedziała, że to działa… a raczę] działało.
– To zdecydowany minus. A co to? – Myrnin dotknął ikony przedstawiającej radar. Nic się nie stało.
– To system wczesnego ostrzegania, ma informować, czy ktoś nie zbliża się do miasta. Na wszelki wypadek.
– Na wypadek czego?
– Na przykład kolejnej wizyty Bishopa.
Myrnin uśmiechnął się, odchylił na krześle i złożył ręce na kolanach.
– Nie ma kogoś takiego, jak Bishop. Na szczęście. I to świetna robota, Claire, ale nie rozwiązuje podstawowego problemu. Urządzenie do rozpoznawania potrzebuje oprogramowania pozwalającego na usunięcie niebezpiecznych myśli. I nie znam żadnego sposobu, który by na to pozwalał, poza połączeniem elektronicznego interfejsu z biologiczną bazą danych.
– Mózgiem…
– No, technicznie rzecz ujmując, tak.
Claire westchnęła.
– Nie załatwię ci mózgu, nie jestem takim typem asystentki, doktorze Frankenstein. Możemy spojrzeć jeszcze raz na schemat?
Schemat był tak naprawdę gigantycznym diagramem na wielkich kartkach, ciągnącym się przez całą długość laboratorium. Skrupulatnie wynotowała na nim wszelkie „jeśli, to, i oraz/albo" które Myrnin był w stanie jej opisać.
Był gigantyczny, naprawdę. I nie była wcale taka pewna, czy da się zbudować maszynę. Tyle że Myrnin już raz to zrobił, z Adą.
Po prostu chciała usunąć z równania ten obrzydliwy element, jakim był mózg.
– Tak jest prościej – upierał się Myrnin, kiedy szli wzdłuż wykresu. – Mózg jest zdolny do przeliczania nie – zwykłej liczby kalkulacji na sekundę i może do tego włączać zmienne i czynniki, których zwykły komputer nie potrafi. To najlepszy przykład maszyny liczącej, jaka została kiedykolwiek stworzona. Nieużywanie jej byłoby głupotą.
– No cóż, mojego mózgu do tej maszyny nie wsadzisz.
Nigdy.
– Nie zrobiłbym tego. – Myrnin strzepnął jakiś pyłek ze swojej lśniącej kamizelki. – No chyba że to byłoby jedyne rozwiązanie, albo gdybyś już go nie używała.
– Nigdy! Obiecaj.
Wzruszył ramionami.
– Obiecuję. – Nie brzmiało to przekonująco. Obietnice Myrnina były raczej… dość elastyczne. – Wyjeżdżasz na resztę tygodnia?
– Tak, dzisiaj ruszamy. Dasz sobie radę?
– A czemu nie? – Splótł dłonie za plecami i zaczął chodzić w tę i z powrotem, przyglądając się schematom. Tego dnia miał na sobie szorty i, oczywiście, klapki – od pasa w dół wyglądał zupełnie jak jakiś bezdomny surfer, natomiast powyżej sprawiał wrażenie lorda z czasów edwardiańskich. To było dziwne i takie Myrninowe. – Nie jestem dzieckiem, Claire. Nie musisz się mną opiekować, wierz mi.
Ale jakoś nie mogła. Owszem, był stary. Owszem, był wampirem. Owszem, był szalony i genialny, ale ta szalona część była zawsze równie silna, albo nawet silniejsza niż ta genialna. Nawet teraz.
– Nie zrobisz nic głupiego, prawda? – zapytała go.
Odwrócił się i spojrzał na nią. Wyglądał tak niewinnie.
– A po cóż miałbym coś takiego robić? – Zdziwił się. – Baw się dobrze, Claire. Jak wrócisz, praca będzie na ciebie czekała.
Wyłączyła i zamknęła laptopa, a następnie zaczęła go chować do plecaka. Myrnin w końcu skinął w stronę ma – szyny.
– To nie jest takie złe – stwierdził. – Na początek.
– Dzięki. – Była trochę zaskoczona. Myrnin rzadko sypał komplementami. – Dobrze się czujesz?
– Oczywiście. A czemu miałoby być inaczej?
Z jego humorem było coś nie tak. Począwszy od wizyty u jej rodziców, a skończywszy na spacerowaniu po laboratorium, nie był w typowym dla siebie, postrzelonym maniakalnym stanie. Był w zupełnie innym, postrzelonym maniakalnym stanie.
– Żałuję, że z tobą nie jadę – rzekł w końcu. – No, powiedziałem to. A teraz możesz się ze mnie wyśmiewać do woli.
– Serio? Ale my tam jedziemy tylko dla Michaela. – Kłaniała. To była ich szansa na wydostanie się z Morganville i zakosztowanie życia w prawdziwym świecie. Wiedziała, że poczucie wolności będzie wspaniałe, nawet jeśli tylko na chwilę. – Nie mógłbyś też pojechać?
Usiadł w swoim skórzanym fotelu, nałożył okulary i sięgnął po jakąś książkę ze sterty leżącej na biurku.
– Mógłbym? – zapytał. – Jeśli Amelie nie chciałaby, żebym wyjeżdżał? Nie sądzę.
Claire nigdy nie pomyślała o tym, że Myrnin może czuć się uwięziony w Morganville tak samo, jak wszyscy inni. Zdawał się… panować nad sytuacją, a zarazem był zupełnie nieopanowany. Ale uświadomiła sobie, że spośród wszystkich mieszkańców miasta to właśnie Myrnin miał najmniejsze szansę na uzyskanie zgody Amelie na wyjazd. Miał zbyt dużą wiedzę i był zbyt szalony.
Biorąc pod uwagę, jak ostrożna była Amelie, nie można było się spodziewać, że zaryzykuje coś takiego. Nie, Myrnin, spośród wszystkich w Morganville, byłby ostatnim, który by opuścił miasto. No, może poza samą Amelie. Był jej… ulubieńcem? Nie, raczej jej atutem.
Nigdy wcześniej nie przyszło jej do głowy, że Myrninowi taka sytuacja wcale nie musi się podobać.
– Przykro mi – powiedziała cicho. Machnął na nią tak, jak się odpędza kota, co sprawiło, że poczuła się lekko zagubiona. Naprawdę lubiła Myrnina, mimo że wciąż miała świadomość granic tej przyjaźni i jej niebezpieczeństw. – Zadzwoń, gdybyś…