Выбрать главу

Michael podszedł do kontuaru, wpisał się do książki i odliczył pieniądze. Kobieta przeczytała do góry nogami jego wpis.

– Glass? Jesteś stąd?

– Nie, proszę pani. – Odpowiedział. – Po prostu przejeżdżamy. Jedziemy do Dallas.

– To co was napadło, żeby zjechać aż tu? – zapytała. – Zresztą nieważne. Cieszę się, że jesteście. W pokojach jest świeża pościel i ręczniki, mydło, jakiś szampon. Jakbyście czegoś potrzebowali, dzwońcie. Śpijcie dobrze, dzieci.

A, tylko żadnych rozrób. Może i jesteśmy za miastem, ale ja osobiście znam szeryfa. Pofatyguje się tutaj, jeśli go poproszę.

– Dlaczego wszyscy myślą, że mamy nie po kolei w głowie? – Eve przewróciła oczami. – Naprawdę, jesteśmy mili.

Nie każdy w naszym wieku musi być anarchistą.

– Byłabyś, gdyby oferowali darmowe lody – zauważył Michael. Wziął dwa klucze i się uśmiechnął. – Dziękuję, proszę pani…

– Mam na imię Linda – przerwała mu kobieta. – Pani to była moja matka. Ale pewnie dla was jestem dość stara, żeby robić za panią. Tym gorzej. No to lećcie. A ja dokończę pieczenie. Zajrzyjcie później. Będą świeże ciasteczka z czekoladą.

Eve opadła szczęka. Nawet Michael był pod wrażeniem.

– Ehm, dziękujemy. – Wrócili na parking, gapiąc się na siebie. – Piecze ciasteczka…

– Tak, to przerażające – odparł Shane. – To jak to robimy?

– Dziewczyny mają własny pokój. – Eve zabrała Michaelowi jeden z kluczy. – Oj, nie rób takiej miny. Wiesz, że tak właśnie powinniśmy zrobić.

– No wiem – odpowiedział. – Wygląda na to, że są obok siebie.

I były. Pokój numer l i 2, z łączącymi je drzwiami. W środku, podobnie jak biuro Lindy, pokoje były naprawdę ładne. Claire obejrzała łazienkę. Była ładniejsza niż u nich w domu. I czystsza.

– Eve? – zawołała, wyglądając z łazienki. – Mam się zacząć bać teraz czy dopiero później?

– Oj, zamknij się. – Eve usiadła na jednym z dwóch łóżek, krzyżując nogi w kostkach, gdy sięgała po pilota do telewizora. – No dobra, to nie jest może Piekielny Motel.

Przyznaję. Ale mógł być. Hej, zobacz! Na HBO leci maraton Pity.

Świetnie. Tego im właśnie brakowało. Claire przewróciła oczami, wyszła do samochodu i pomogła chłopakom wyjmować potrzebne rzeczy, co oznaczało właściwie wszystkie ich bagaże. Eve nie zniżała się do takich zajęć i skupiła się na skakaniu po kanałach i wyszukiwaniu najwygodniejszej poduszki.

Shane przytachał jej walizę do pokoju i postawił przy jej łóżku.

– Hej, czarna królewno? Twoje badziewie.

– Ugryź się. Czekaj, twój napiwek. – Dała mu kuksańca, nie odrywając oczu od telewizora. – Świadomość, że po¬ za Morganville możemy być w takich samych stosunkach, jest naprawdę miła, prawda?

– Prawda – zaśmiał się.

Spojrzał na Claire, która oparła swoją walizkę o ścianę i rozglądała się po pokoju.

– No to chyba już najwyższa pora powiedzieć sobie dobranoc?

– Tak sądzę – zgodziła się. – No chyba że chcecie pooglądać z nami filmy?

– Przyniosę chipsy.

Dwie godziny później wszyscy leżeli na łóżkach, oparci o sterty poduszek, krzycząc, krzywiąc się i piszcząc do telewizora. Dźwięk był mocno podkręcony i przy całym tym wrzasku, piłach łańcuchowych i tym podobnych dopiero po kilku sekundach dotarł do nich jakiś odgłos spoza pokoju. Oczywiście pierwszy dosłyszał coś Michael, poderwał się z łóżka i odsłonił okno. Eve sięgnęła po pilota i wyłączyła fonię.

– Co? Co się dzieje?

Z parkingu dało się teraz słyszeć pohukiwania, przepity głos i dźwięk gniecionego metalu. Claire i Shane zeskoczyli z łóżka, a na koniec dołączyła do nich Eve.

– Hej! – krzyknęła tak głośno, że Claire się skrzywiła. – Hej, dupki, to mój samochód!

To byli ci trzej goście ze stacji benzynowej, o jakiś sześciopak piwa głupsi, co w teorii wydawało się już niemożliwe. W praktyce dwuręcznym młotem i dwoma kijami bejsbolowymi właśnie rozwalali samochód Eve. Przednia szyba pękła od uderzenia młotem zadanego przez tego Wkurzonego. Facet w pomarańczowej czapeczce zamachnął się kijem i zrobił kolejne głębokie wgniecenie w mocno już zniszczonej masce auta. Trzeci wyłamał boczne lusterko, posyłając je jednym wprawnym uderzeniem gdzieś daleko w pole.

Ten w czapce posłał Eve pocałunek, po czym wyciągnął z tylnej kieszeni spodni szklaną butelkę wypełnioną lekko różowym płynem przypominającym lemoniadę…

– Benzyna! – krzyknął Michael. – Muszę ich powstrzymać.

– Zabiją cię. – Shane zagrodził mu drogę. – Nie ma mowy. To nie Morganville, a jeśli skończysz w więzieniu, umrzesz. Rozumiesz?

– Ale mój samochód! – jęknęła Eve. – Nie… nie… nie…

Ten w pomarańczowej czapeczce wylał benzynę na siedzenia samochodu i wrzucił do środka zapałkę.

Auto Eve stanęło w płomieniach, zupełnie jak ognisko na zakończenie roku szkolnego. Eve znów wrzasnęła i spróbowała ominąć Shane'a. Cofnął się, by zagrodzić drzwi i zrobił unik, żeby nie oberwać od Eve.

– Claire! Pomożesz? – krzyknął, kiedy Eve w końcu go dosięgła. Claire złapała przyjaciółkę za ręce i odciągnęła ją do tyłu. Nie było to łatwe. Eve była od niej większa, silniejsza i w tym momencie kompletnie oszalała.

– Puszczaj! – wrzasnęła.

– Nie! Uspokój się. Już za późno. Już nic nie poradzisz!

– Skopię im tyłki!

Michael doszedł już do tego samego wniosku, co Shane, i kiedy Eve wyrwała się Claire, zastąpił jej drogę i objął ją, zmuszając do zatrzymania się.

– Nie – powiedział. – Nie, nie możesz.

Miał czerwone ze złości oczy, zamrugał i wziął kilka głębokich oddechów, nim się uspokoił i stał z powrotem niebieskookim i opanowanym Michaelem.

Na parkingu trzech facetów wrzeszczało i podskakiwało, patrząc na płonący samochód Eve. Gdy otworzyły się drzwi od recepcji motelu, wsiedli do swojego olbrzymiego pikapa.

W wejściu stała babcia Linda. Wyglądała jak sam Gniew Boży w fartuchu. W ręku trzymała śrutówkę, którą wycelowała w niebo i wystrzeliła. Huk był przerażająco głośny.

– Wynocha, kretyni! – krzyknęła za uciekającymi facetami. – Następnym razem, jak was zobaczę, skończycie ze śrutem w zadzie.

Wystrzeliła jeszcze raz, ale nie musiała przeładowywać broni. Pikap już odjeżdżał, sypiąc żwirem spod opon. Wyjechał szybko z parkingu, z trudem zawrócił i pognał z powrotem w stronę Durram.

Babcia Linda wsadziła śrutówkę pod pachę, zmarszczyła brwi, patrząc na płonący samochód, i wróciła do biura. Po chwili wyszła z gaśnicą i szybko zagasiła pożar kilkoma uderzeniami białej piany.

Shane otworzył drzwi i natychmiast Eve go wyminęła. Tuż za nią Michael. Shane i Claire szybko podążyli za nimi. Claire zrobiło się niedobrze. Samochód był kompletnie zniszczony. Po ugaszeniu ognia widać było potłuczone okna, pogniecioną i poskręcaną karoserię, zniszczone światła i sflaczałe opony. W niektórych miejscach ogień pozostawił z siedzeń tylko sprężyny.

Samochody na złomowiskach były w lepszym stanie.

– Ta trójka nie ma nawet tyle rozumu, co bakteria… – powiedziała Linda. – Zadzwonię po szeryfa i powiem mu, żeby tu przyjechał. Przykro mi, kochanie.

Eve płakała, cała się trzęsła, patrząc na wrak swojego ukochanego samochodu. Claire objęła ją, a Eve odwróciła się i wtuliła twarz w jej ramię.

– Dlaczego? – załkała wściekła i zdezorientowana. – Dlaczego nas śledzili? Czemu to zrobili?

– Przestraszyliśmy ich – odezwał się Michael. – A przestraszeni ludzie robią różne głupie rzeczy. Pijane i przestraszone zbiry robią nawet głupsze.

Linda skinęła głową.