– Masz racje, chłopcze. Ale to straszna szkoda. To okropne, żeby takie coś przydarzyło się takim miłym, niewadzącym nikomu dzieciakom. Tacy ludzie po prostu muszą na kimś się wyżyć, a wszyscy wokół mają już ich dość.
Najwyraźniej uznali, że będziecie ich nową zabawką.
– No to się pomylili – wycedził Michael i przez moment oczy znów zalśniły mu czerwienią. – Ale mamy problem. Co zrobimy z samochodem?
– Ciesz się, że wyjęliśmy nasze rzeczy – odezwał się Shane, a Michael, rozumiejąc, co przyjaciel miał na myśli, wyglądał przez chwilę, jakby zrobiło mu się niedobrze, po czym skinął głową. – Wybiorę się jutro z Eve na zakupy.
Zobaczymy, co w tym mieście można dostać.
Eve pociągnęła głośno nosem i otarła oczy, rozmazując sobie tusz po twarzy.
– Nie mam pieniędzy na nowy samochód.
– Coś wymyślimy – powiedział Shane takim tonem, jakby to miało sens i przydarzało mu się całkiem często. A Claire pomyślała, że znając jego przeszłość, nie było to wcale tak mało prawdopodobne. – Chodźcie, mazanie się nic nam nie da. Możemy równie dobrze iść spać. I tak nigdzie nie pojedziemy. Linda westchnęła.
– To okropne – powtórzyła. – Cholerni idioci. Poczekajcie tu chwilkę.
Odniosła gaśnicę do biura i wróciła z miseczką pełną…
– Ciasteczka! – krzyknął Shane i wziął je od niej. – Dzięki Lindo.
– Przynajmniej tyle mogę zrobić. – Kopnęła jakiś kamień i, marszcząc brwi, potrząsnęła głową. – Cholerni idioci. Będę czuwać przez resztę nocy i dopilnuję, żeby już tu nie wrócili.
Claire jakoś nie wierzyła, żeby się odważyli. Linda wyglądała naprawdę groźnie z tą strzelbą.
Przeszła im ochota na filmy, ale ciasteczka okazały się ciepłe i przepyszne. Eve obeschły łzy, a ich miejsce zajęła wściekłość. Aby nad nią zapanować, wzięła długi prysznic i kiedy wyszła w obłoku pary z łazienki, pozbawiona swojego gotyckiego wizerunku, wyglądała na małą i bezbronną.
Claire przytuliła ją i dała ciasteczko. Eve zjadła je i opatuliła się swoim czarnym jedwabnym kimonem, po czym weszła do łóżka.
– Chłopcy sobie poszli? – zapytała.
– Tak – odpowiedziała Claire. – Będziesz miała coś przeciwko, jeśli…
– Nie, leć. Ja tu posiedzę i popatrzę na zgliszcza mojego samochodu. – Eve spojrzała ponuro w stronę okna, które na szczęście było zasłonięte.
Claire pokręciła głową, wzięła swoje kosmetyki i poszła wziąć prysznic. To była ekspresowa kąpiel, bo Claire obawiała się, że podczas jej nieobecności Eve znajdzie jakiś sposób, żeby znów wpakować się w kłopoty. Ale kiedy wyszła z łazienki zaróżowiona od gorącej wody i z mokrymi włosami, zastała przyjaciółkę tam, gdzie ją zostawiła, zmieniającą programy w telewizorze.
– To najgorsza wyprawa, na jakiej byłam – stwierdziła Eve. – I przegapiłam koniec filmu.
– Przecież wiesz, że piła zawsze zwycięża.
Dało się słyszeć jakiś hałas za drzwiami do pokoju. Tak jakby drapanie, a potem uderzenie. Eve wyprostowała się gwałtownie.
– Co to było? Bo ja podejrzewam, że seryjny morderca!
– To Shane próbuje cię wystraszyć. Albo wrócili ci faceci – odpowiedziała Claire. – Cii.
Podeszła do okna i ostrożnie wyjrzała zza zasłony. Za drzwiami było dość ciemno, ale ujrzała jakąś sylwetkę opartą o ścianę. Samotną.
– Tylko jeden facet. Nie widzę go dokładnie.
– Czyli pomysł z seryjnym mordercą jest nadal aktualny? Nowa zasada: tych drzwi się nie otwiera.
Obie podskoczyły, gdy ktoś uderzył pięścią w drzwi.
– Wpuśćcie mnie! – usłyszały głos Olivera. – Już.
– Och. W takim razie nowa zasada – powiedziała Eve. – Poza tym w zasadzie on jest seryjnym mordercą, prawda?
Claire nie chciała się specjalnie nad tym zastanawiać, bo obawiała się, że Eve może mieć w tym względzie rację.
Odsunęła zamki i otworzyła drzwi. Oliver wszedł do środka, zrobił dwa kroki i osunął się na ziemię.
– Nie dotykaj go! – krzyknęła Claire, gdy Eve wstała z łóżka, by do niego podejść. Był pokiereszowany i zakrwawiony. – Idź po Michaela, szybko!
Nie było potrzeby. Michael i Shane już otwierali swoje drzwi. Cała czwórka stanęła nad Oliverem, który przekręcił się na bok, a potem na plecy i wpatrywał się w przestrzeń.
Źle wyglądał. Był blady, a na twarzy i rękach miał otwarte rany. Ubranie też miał podarte i przesiąknięte krwią. Nie odzywał się. Michael skoczył z powrotem do pokoju i wrócił z przenośną lodówką. Ukląkł przy Oliverze, po czym spojrzał przez ramię na pozostałych.
– Idźcie do drugiego pokoju. Już. Szybko.
Shane złapał dziewczyny i wyprowadził z pokoju, zamykając za sobą drzwi.
Claire próbowała się odwrócić.
– Nie! – rzucił Shane i zaprowadził je do swojego pokoju. – Doskonale o tym wiesz. Jeśli potrzebuje krwi, to niech ją sobie weźmie z lodówki, a nie z kranu.
– Co mu się stało? – Eve zadała przerażające, logiczne pytanie, które Claire cały czas próbowała od siebie odepchnąć. – To Oliver. Chodzący drań. I ktoś mu to zrobił.
Jak? Czemu?
– Myślę, że będziemy musieli mu to pytanie zadać – stwierdził Shane. – O ile nie ma właśnie ogromnej ochoty na nocną przekąskę.
– Cholera – zauważyła Eve. – Skoro o tym mówisz…
zostawiłam tam ciasteczka. A nie zaszkodziłoby mi jeszcze jedno. A tak w ogóle, to jak bardzo mamy przechlapane?
– Biorąc pod uwagę samochód i to, w co się wpakował Oliver? Bardzo. Ale to w końcu norma, prawda?
– Chwilowo wolałabym, żeby to nie była norma.
Grali w pokera, dopóki nie wrócił Michael, a wraz z nim Oliver. Znów mógł chodzić, ale wyglądał tak, jakby wrzucił ubrania do niszczarki.
I nie wyglądał na zadowolonego. Nie żeby kiedykolwiek sprawiał takie wrażenie, jeśli akurat nie udawał hipisa, ale tym razem zdawał się naprawdę niezadowolony.
– Musimy się stąd wynosić. Szybko.
– Z tym będzie pewien problem – odezwał się Shane. – Biorąc pod uwagę, że nasz samochód nie ma już przyciemnionych szyb, nawet gdyby nie przeszkadzały nam spalone siedzenia. Nawet bagażnik nie nadaje się do użytku po ciosie młotem. A za dwie godziny wzejdzie słońce. Nijak nie da rady.
– Oliverze, nadeszła pora, żebyś nam wyjaśnił, dlaczego tu w ogóle przyjechaliśmy. I co ci się stało – powiedział Michael.
– Nie wasza sprawa.
– Przepraszam, ale skoro ściągnąłeś nas tutaj, to powie¬ działbym, że jest to też nasza sprawa.
– A to moja sprawa zniszczyła wasz samochód? Nie, to wasz brak myślenia. Powtarzam, wy nie musicie wiedzieć, a ja nie muszę wam nic mówić. Daruj sobie. – Mówił prawie jak dawny Oliver, ale jednak przygaszony, i przysiad} na łóżku, jakby stanie go męczyło, a to nie było w jego stylu.
– Wszystko w porządku? – zapytała Claire.
Podniósł głowę i ich spojrzenia spotkały się na moment. Claire zobaczyła w nich coś zadziwiającego – strach. Wszechogarniający, zmęczony, przedwieczny strach. Zszokowało ją to. Nie sądziła, że Oliver może się bać czegokolwiek.
– Tak, w porządku. Rany się goją. Ale to, co się stanie, jeśli pozostaniemy tutaj, nie. Nie możemy czekać na ratunek z Morganville. Musimy się stąd wydostać, nim znów zapadnie zmrok.
– Albo? – zapytała Claire.
– Albo będzie gorzej. Z nami wszystkimi. – Był znękany i bardzo zmęczony. – Muszę odpocząć. Znajdźcie jakiś samochód.
– Ehm… Wiesz, nie tarzamy się w gotówce.
Oliver bez słowa wyjął z kieszeni spodni portfel, skrzywił się, widząc, jak bardzo był zniszczony i go otworzył. W środku znajdował się plik zielonych banknotów.
Setki.