Выбрать главу

A Eve i Shane tam pozostali. Claire zrobiło się niedobrze. Czuła się też winna.

– Dlaczego ja? Dlaczego uratowaliście mnie, nie Eve? Albo Shane'a?

– Bo byłaś najbliżej – odparł Michael. – I… jesteś najmłodsza. Eve i Shane skopali by mi zadek, gdybym próbował uratować najpierw ich, a nie ciebie. – Ale jego też przepełniało poczucie winy. Claire była pewna, że on także myśli o Eve. – Słyszałem, jak mnie wołała. To dlatego… dlatego postanowiliśmy wkroczyć.

– Mieliśmy do wyboru to albo słuchać jego jęczenia przez całą drogę – wtrącił Oliver. – Nigdy w życiu nie byłem zakochany i coraz bardziej się z tego cieszę. Wygląda na to, że miłość ogłupia, a do tego sprawia, że stajesz się okropnie męczący.

Jason parsknął. Może po prostu pohamował śmiech.

– Taa, świetnie to określiłeś.

Oliver plasnął chłopaka w tył głowy.

– Nie potrzebuję twojej aprobaty. Jedź!

Claire próbowała zebrać myśli.

– To… to co teraz zrobimy? – zapytała. – Po prostu będziemy za nimi jechać? A co jeśli… co jeśli coś się stanie w autokarze, a my będziemy tutaj?

– Tak – odpowiedział Oliver. – Bo gdybyśmy teraz zaatakowali, nie byłoby elementu zaskoczenia i Morley byłby przygotowany. Może nawet spróbuje nas sprowokować i zmusić do jakiejś głupoty. Będziemy ich śledzić, aż się zatrzymają. Kiedy wyjdą z autokaru, będzie nam dużo łatwiej coś zrobić.

– A gdyby tak, no wiesz, staranować autokar? – zaproponował Jason. – W tym słońcu raczej nie będą nas mogli ścigać piechotą. Przynajmniej niezbyt daleko.

– Staranowanie autokaru zakończy się tylko uszkodzeniem samochodu, a nie masz żadnej pewności, że również unieruchomi autokar – tłumaczył Oliver. – To musiałoby być coś większego. Znacznie większego. Poza tym to nierozsądne. Za duże niebezpieczeństwo dla waszych delikatnych ludzików na pokładzie.

– Ale…

– Po prostu zamknij się i jedź za nimi! Mam dość tej dyskusji. Koniec.

Claire wiedziała, kiedy należy zamilknąć. Pokręciła się trochę i podciągnęła lewą nogawkę spodni. Kostka była spuchnięta i zaczynała sinieć. Tak. Była zwichnięta.

– Mamy tu zestaw pierwszej pomocy?

Oliver wyciągnął apteczkę i podał jej przez dziurę w kracie. Znalazła bandaż elastyczny i spróbowała obwiązać nim kostkę. Michael wyjął jej z ręki bandaż, zdjął but i skarpetkę, po czym bez słowa obandażował kostkę.

– Dzięki – powiedziała cicho. Po opatrzeniu kostka już jej tak nie doskwierała, ale nadal przy każdym ruchu przeszywał ją tępy ból. – Czy jest coś…

– Goję się. – Michael odłożył apteczkę i oparł głowę o zagłówek. – Cholera, nie tak wyobrażałem sobie tę wycieczkę.

– Naprawdę? – spytał Oliver. – A ja właśnie tego się spodziewałem. Niestety.

Rozdział 9

Zdawało im się, że jadą w nieskończoność, ale wbudowany w deskę rozdzielczą zegar informował, że minęło tylko kilka godzin. Autokar kręcił się nieustannie po jakichś bocznych dróżkach, jakby czegoś szukali. W końcu się zatrzymał.

– Co to? – Jason puknął w ekranik, który się natychmiast powiększył. – Czy to jakieś miasto? – Claire nie widziała przez kratę nic oprócz kropki na ekranie. – Jeśli tak, to jest malutkie. Mniejsze niż to miejsce, gdzie was zaatakowano.

– Nie prowadzą do niego żadne inne drogi – powiedział Oliver, oglądając wyświetlacz. – Tak czy inaczej, zobaczą, że nadjeżdżamy. Tu jest płasko jak na patelni. I równie gorąco.

– Właśnie, kto wymyślił, żeby Wampirowo wybudować w Teksasie? Czyj to był poroniony pomysł?

– Amelie – odpowiedział Oliver. – I to nie wasza sprawa. Nie ma sensu czekać do zmroku… Będą mieli wyostrzone zmysły i łatwiej będzie im nas zauważyć. Lepiej zaatakować w dzień, o ile będziemy w stanie. Niestety, moja armia składa się z jednego nieodpowiedzialnego kryminalisty, nieletniej inwalidki i kompletnie postrzelonego młodego wampira z problemami skórnymi. Jakoś nie czuję się pewnie.

– Nie mamy wyjścia – odezwała się Claire. – Musimy to zrobić. Eve i Shane…

– Bardziej martwi mnie to, co robi Morley – przerwał jej Oliver. – Przeciwstawił się Amelie. Przeciwstawił się mnie. Nie mogę puścić tego płazem.

I tak sprowadzało się to do tego samego, na szczęście. Nie mieli wyboru – Oliver musiał pomóc. Rozmyślał nad tym przez kilka minut, podczas gdy radiowóz zbliżał się do miasta. W końcu kiwnął energicznie głową.

– Dobra. Wchodzimy. Teraz. Ale kiedy już wkroczymy, musicie działać szybko i bezwzględnie. Michael, skoro tak się upierasz, by ratować swoją dziewczynę i przyjaciela, to będzie to twoje zadanie. Claire, Jason, wy zostajecie ze mną. Możliwe, że będę potrzebował kogoś dla odwrócenia uwagi.

– Czyli przynęty – odezwał się Michael. – Nie użyjesz do tego Claire.

– Jest ranną sarną. Doskonale pasuje do tej roli.

– Nie użyjesz Claire. I nie ma żadnego ale. Nie obchodzi mnie, czy uważasz się za szefa, po prostu jej nie wykorzystasz. – Michael mówił z takim przekonaniem, że Oliver po chwili lodowatego milczenia, w końcu skinął głową na znak zgody.

– Dobrze. Użyję kryminalisty. Jego, jak sądzę, można?

Jason chrząknął.

– Dostanę śrutówkę, skoro robię za przynętę?

– Nie. Nawet o tym nie marz.

Nagle do Claire coś dotarło – jej mózg zaczął dochodzić do siebie po upadku z okna autokaru.

– Hej! Dojazd z Morganville do tego miejsca trwa strasznie długo. Jak Jason…

– Jason mówi, żebyś zamilkła – warknął brat Eve. – To nie twoja sprawa, jasne? Powiedzmy, że po prostu byłem w okolicy.

Oliver się nie odezwał. To oznaczało, że albo Jason próbował uciec z Morganville i dał się Oliverowi złapać, albo załatwiał dla Olivera jakieś sprawy. W każdym razie łączył ich jakiś związek, którego jeszcze miesiąc temu nie było.

Właściwie to Oliver całkiem jasno opowiadał się za grupą „wykończyć drania". To jakim cudem Jason stał się nagle częścią jego drużyny? I to zaufaną, skoro dostał zgodę na opuszczenie Morganville?

Claire uznała, że pewnie nigdy się tego nie dowie. Jason się obraził. A Oliver nigdy nie był gadułą, nawet gdy był w dobrym humorze.

Był zły, skupiony i bardzo, bardzo niebezpieczny.

– Zawieź nas tam. Wszyscy wiedzą, co mają robić. Jeśli będziecie w stanie, zdobądźcie popleczników z grupy Morleya, dowolnym sposobem. Zastraszcie, jeśli nie będziecie ich mogli przekonać. Nie dajcie się otoczyć. Uzbrójcie przyjaciół, zniszczcie wrogów. I bez względu na ofiary, zwyciężcie! Jasne? Ja zajmę się Morleyem.

Michael skinął głową. Jego twarz goiła się szybciej, niż Claire się spodziewała, ale podejrzewała, że nie będzie już tak dobrze wyglądał, jeśli znów wyjdą na światło dzienne. Zastanawiała się, ile on jeszcze zniesie, nim ból i obrażenia go pokonają.

Miała nadzieję, że nie będzie okazji tego sprawdzić.

Jason prowadził zdecydowanie za szybko, zmuszając silnik do wysiłku jak podczas wyścigów, wzniecając kłęby kurzu i uśmiechając się jak maniak, którym pewnie był. Był gotowy do walki. Claire nigdy go takim nie widziała i uznała, że chłopak wygląda naprawdę przerażająco.

Michael milczał, zamknął się w sobie, skupił na opanowaniu bólu, który musiał dawać mu się we znaki. Oliver pewnie nic nie czuł. Wyśmiałby każdego, kto posądziłby go o strach.

Claire było niedobrze, ale postanowiła być tak silna, jak się da. Przejrzała apteczkę i znalazła kilka bardzo mocnych tabletek przeciwbólowych. Zapytała też Michaela, czy może ma jakąś broń dla niej.