Spojrzał na skąpane w słońcu kraty. – To może być pewien problem.
Wciąż miał na sobie skórzaną kurtkę, ale rękawiczki miał w strzępach – wyglądały, jakby ktoś je rozszarpał pazurami. Przez dziury było widać jego bladą skórę.
Shane, który opierał się o biurko taranujące drzwi, prawie się przewrócił, kiedy wampiry z drugiej strony spróbowały wedrzeć się do wnętrza. Biurko przesunęło się kilkanaście centymetrów, nim Shane zaparł się nogami i zaczął je pchać z powrotem. Przesuwało się powoli centymetr po centymetrze i w końcu Shane'owi udało się przycisnąć je do drzwi, przytrzaskując ręce starego wampira.
– Myślcie szybko! – krzyknął Shane. – Kończy nam się czas!
Michael wziął głęboki oddech, złapał jedną ze starych zakurzonych zasłon i szarpnął nią w dół. Następnie owinął nią obie dłonie i chwycił kraty. Mimo jego starań, gdy uniósł dłonie, rękawy płaszcza opadły i Claire zobaczyła, jak zaczerwieniona od słońca skóra zaczyna skwierczeć. Michael aż zatrząsł się z wysiłku, ale słońce go pokonało. Puścił kraty i cofnął się, dysząc. Oczy mu poczerwieniały i rzucały wściekłe błyski.
– Do cholery! – krzyknął i kopnął w kraty. To okazało się skuteczniejsze. Buty i dżinsy lepiej chroniły przed słońcem, a kopniak wygiął kraty i naderwał śruby.
Nie zdążył kopnąć drugi raz, gdy wampiry po drugiej stronie drzwi znów zaatakowały, tym razem tak skutecznie, że biurko wyjechało aż na środek pokoju, a Shane poleciał na Claire. Michael obrócił się w samą porę, by stanąć twarzą w twarz z młodszym wampirem.
Michael był szybki, ale tego dnia słońce mocno go osłabiło. Obcy wampir zaatakował pierwszy, uderzając tak mocno, że Michael zatoczył się aż na przeciwległą ścianę. Szybko się otrząsnął i poderwał na nogi, podczas gdy krwiożerczy sportowiec rzucił się na Claire.
Michael złapał go za tył koszuli i szarpnął tak mocno, że tamten zwalił się na plecy. Przycisnął go kolanem do podłogi, ale to nie wystarczyło. W tym czasie drugi wampir, starzec, wszedł do pokoju, powłócząc nogami i uśmiechając się półgębkiem. Zdawał się jeszcze bardziej martwy niż większość wampirów i Claire miała wrażenie, że w jego chaotycznych ruchach dostrzega coś znajomego… coś…
Nie miała czasu się nad tym zastanawiać, bo starzec rzucił się na nich jak jakiś obrzydliwy pająk, wyciągając ręce z rozcapierzonymi jak szpony palcami. Shane odskoczył, nie wypuszczając z rąk Eve. Dzięki temu Shane i Eve znaleźli się bliżej drzwi. Shane rzucił za siebie zrozpaczone spojrzenie, po czym wyskoczył z pokoju.
– Claire, uciekaj! – krzyknął Michael. – Biegnij!
– Nie mogę biec – odpowiedziała z żalem. Kuśtykanie raczej nie miało sensu. Oba wampiry mogły ją w każdej chwili dopaść. Krok za krokiem odsuwała się od starego wampira i kierowała w stronę okna.
Najwyraźniej nie zorientował się, co planuje Claire, dopóki nie wszedł w snop światła i nie zaczął płonąć. Ale nawet wtedy musiało minąć kilka sekund, nim zorientował się, co się dzieje. Szedł dalej w jej stronę, podczas gdy jego skóra przybierała kolor różowy, następnie czerwony, aż wreszcie zaczęła dymić.
Dopiero wtedy zawył i skoczył w cień.
Claire, opierając się o framugę i nurzając w słońcu, odetchnęła z ulgą. Na chwilę.
– Sprytne – odezwał się Michael. Nie ruszył się z miejsca, przyciskając młodego wampira do ziemi i obserwując starszego zbliżającego się do Claire.
– Stój tam, gdzie teraz. Może spróbować cię złapać i ściągnąć ze słońca. Jeśli puszczę tego…
– Wiem. Panuję nad sytuacją.
Nie było to zgodne z prawdą, ale co miała zrobić? Rozejrzała się rozpaczliwie za czymś, co by jej pomogło, i mrugnęła. Możesz mi to rzucić?
Michael rozejrzał się i marszcząc brwi, podniósł coś z podłogi.
– To?
– Rzuć mi!
Tak zrobił, a Claire złapała to w momencie, gdy stary wampir rzucił się na nią z krzykiem.
Claire wbiła mu ołówek w pierś. Udało jej się wbić go pomiędzy żebra, dokładnie tak, jak uczył ją Myrnin podczas jednej z lekcji samoobrony. Oczy starego wampira rozszerzyły się i padł u jej stóp, w słońcu. Claire odepchnęła go na bok, z ołówkiem w piersi.
– Ty chyba żartujesz… – stwierdził Michael i pokręcił głową. – To po prostu żenujące.
– Zauważyłeś u nich coś dziwnego? – Claire zaczęła się trząść, gdy fala adrenaliny zaczęła opadać. Wampir, którego przyciskał Michael, zamachnął się na niego, ale bezskutecznie.
– Ci goście? Nie są zbyt bystrzy.
– Są chorzy. Rozpoznałam sposób, w jaki poruszał się ten starszy. Zauważyłeś, że oni tak naprawdę nie myślą?
Nie są w stanie. Pozostały im tylko podstawowe instynkty. Polować i zabijać. Zupełnie jak niektóre chore wampiry w Morganville.
Najwyraźniej Michael o tym nie pomyślał. Natychmiast zmieniła mu się mowa ciała i przez moment Claire miała wrażenie, że chłopak wstanie i odsunie się od chorego wampira, ale rozsądek wygrał ze strachem i Michael pozostał w miejscu. On nigdy nie chorował na zarazę, która gnębiła pozostałe wampiry. Jako najmłodszy, nie miał okazji. Ale widział, co zrobiła z niektórymi wampirami w Morganville. Widział, w jakie potwory się zmienili.
– Bez obaw. Dostałeś szczepionkę. Nie sądzę, abyś mógł się zarazić.
Miała nadzieję, że to prawda. Jeśli to była nowa odmiana zarazy, to gorzej. Znacznie gorzej, zwłaszcza jeśli, jak podejrzewała, choroba atakowała szybciej i miała ostrzejszy przebieg niż ta u wampirów z Morganville.
Shane wpadł z powrotem do pokoju, prawie się przewrócił o starego wampira i rozejrzał się zadziwiony.
– Ehm… co się stało?
– Gdzie Eve?
– Zostawiłem ją w pokoju obok. Nic jej nie jest.
– Zostawiłeś ją?! – warknął Michael. – Lepiej powiedz, że źle usłyszałem.
– Michael, wszystko z nią w porządku. Jest przytomna, w miarę. Zostawiłem ją ukrytą pod biurkiem, z nożem do listów. Jest teraz bezpieczniejsza niż którekolwiek z nas. – Shane spojrzał na dźgniętego ołówkiem wampira. – Claire?
– Tak?
– Dźgnęłaś wampira ołówkiem 2B…
– Nie sprawdzałam grafitu.
– Wspominałem ostatnio, jaka jesteś niesamowita?
Próbowała się uśmiechnąć, ale jej serce łomotało w nieprzyjemny sposób.
– Na komplementy będzie czas później. Musimy się stąd wynieść i dotrzeć do samochodu. Jakieś pomysły?
– Znajdź jeszcze jeden ołówek i przyszpil tego – odezwał się Michael.
– Zdajesz sobie sprawę, jak to dziwnie brzmi, prawda? – zapytał Shane. – Nieważne. Ołówek 2B nadchodzi. Dlaczego mam wrażenie, że piszemy klasówkę?
– Claire, idź do Eve. Upewnij się, że nic jej nie jest.
Claire skinęła głową i wykuśtykała za drzwi, przez korytarz. Drzwi do kryjówki Eve były tylko przymknij‹ Pchnęła je…
Aby natychmiast zrobić unik przed atakiem Eve, która stała, opierając się o krzesło, i ściskała w ręku lśniący srebrny nóż do papieru. Eve krzyknęła i wypuściła z ręki nóż, gdy tylko się zorientowała, że to Claire. Rzuciły się sobie w objęcia, płacząc z ulgi.
– Nic ci nie jest, nic ci nie jest – szeptała Eve i ściskała przyjaciółkę. – Przepraszam. Myślałam, że jesteś jednym z potworów.
– Nie tym razem – odpowiedziała Claire i skrzywiła się, widząc krew ściekającą po twarzy Eve. – To musi boleć.
– Już nie bardzo. – Eve miała trochę mętny, rozbiegany wzrok, ale trzymała się na nogach, a to był dobry znak. – Myślałam… Myślałam, że widziałam Michaela. Ale potem był tu Shane i…
– Michael jest tutaj. Niósł cię, ale musiał walczyć.
Zaraz przyjdzie. Mówiłam ci, że tak będzie.