– Claire! – krzyknęła za nią matka, gdy dziewczyna pognała do kuchni. – Chyba nie zamierzasz dziś od nas uciec?
Miałam nadzieję, że spędzimy trochę czasu razem.
– Właśnie to zrobiliśmy – wyszeptała pod nosem, spłukując talerz i wkładając go do zmywarki. Podniosła głos i odkrzyknęła. – Nie mogę mamo. Muszę się uczyć. A wszystkie książki zostały w Domu Glassów.
– Nie pozwolę ci wracać samej po ciemku.
– Mówiłam ci, że mam plakietkę od Amelie! Nie będą mnie zaczepiać!
Jej ojciec otworzył drzwi do kuchni:
– A co ze zwykłymi ludźmi? Myślisz, że taka plakietka może cię uchronić od wszystkiego?
– Tato…
– Martwię się o ciebie, Claire. Narażasz się, a ja zupełnie nie wiem po co. Nie rozumiem, dlaczego uważasz, że to w porządku.
Przygryzła wargę. W jego głosie było coś, jakby zawód, który przejął ją do głębi i prawie przyprawił o łzy. Kochała tatę, ale czasem był taki niezorientowany.
– Nie powiedziałam, że będę szła. Popełniam błędy, ale nie jestem głupia!
Wyjęła telefon, wybrała numer i odwróciła się plecami do ojca. Kiedy Eve odpowiedziała radośnie:
– Wal!
Poprosiła:
– Możesz mnie odebrać? Ode mnie z domu?
– Claire – odezwał się jej ojciec.
Odwróciła się do niego:
– Tato, ja naprawdę muszę się uczyć.
– Wiem. Odwiozę cię do domu – powiedział to z takim dziwnym uśmiechem, smutnym i zrezygnowanym. I dopiero kiedy się uśmiechnęła, zrozumiała, co tak naprawdę powiedział.
Dom. Dom Glassów.
– Trudno nam cię puścić – dodał. – Wiesz o tym, prawda?
Wiedziała. Przez chwilę się wahała, po czym powiedziała do słuchawki:
– Nieważne. Sorry, Eve. Tata mnie odwiezie.
Po czym przytuliła ojca, a on odwzajemnił się uściskiem, mocnym, i pocałował ją w czoło.
– Kocham cię, skarbie.
– Wiem, też was kocham.
– Ale nie na tyle, żeby zjeść trochę więcej faszerowanej papryki i zagrać ze staruszkami w jengę.
– Papryki nie tknę, ale bardzo chętnie zagram. Jedna partyjka?
Uścisnął ją jeszcze mocniej.
– Przyniosę grę.
Trzy rundy później Claire była zmęczona, zadowolona i trochę smutna. Widziała, że jej mama się śmieje, a tata wygląda na zadowolonego, co było dobre, ale było też w tym coś dziwnego. Czuła się jak gość, jakby już tu nie pasowała tak jak kiedyś. Byli jej rodziną z zewnątrz. Miała teraz zbyt wiele doświadczeń, w których oni nie uczestniczyli.
– Claire… – jej ojciec odezwał się, wioząc ją przez ciemne ulice Morganville. Było pusto, minęli tylko kilka samochodów. W tym dwa radiowozy. Co najmniej trzy inne miały mocno przyciemnione szyby, zbyt ciemne, aby mógł przez nie widzieć człowiek.
– Twoja mama ze mną rozmawiała. I nie zamierzam się upierać, żebyś mieszkała z nami. Jeśli chcesz mieszkać z przyjaciółmi, to nie mam nic przeciwko.
– Naprawdę? – Usiadła prosto i spojrzała na tatę. – Mówisz serio?
– Nie wiem, co to za różnica. Masz siedemnaście lat i jesteś bardziej niezależna, niż ja byłem kiedykolwiek. Masz pracę i obowiązki bardziej skomplikowane, niż jestem w stanie zrozumieć. Nie widzę sensu, żebyśmy dalej traktowali cię jak małą, żyjącą pod kloszem dziewczynkę. – Zawahał się, po czym dodał. – Mówię, jakbym był najgorszym ojcem na świecie, prawda?
– Nie, skądże. – zaprzeczyła. – Mówisz jak ktoś, kto… rozumie.
Westchnął.
– Twoja matka uważa, że jeśli nałożymy na ciebie jeszcze więcej ograniczeń, to wszystko wróci do normy. Znów będziesz tą małą dziewczynką, którą pamięta. Ale to nie wróci, a ty się nie zmienisz. Wiem o tym.
Mówił, jakby mu było trochę smutno, i przypomniała sobie, jak się czuła w domu – jakby nie u siebie, jakby tylko odwiedzała ich życie. Jej życie zaczęło się toczyć innym torem.
To było takie dziwne uczucie.
– Ale co do Shane'a…
– Tato!
– Wiem, że nie chcesz tego usłyszeć, ale i tak to powiem. Nie mówię, że Shane to zły chłopak, jestem pewien, że nie, głęboko w sercu, ale naprawdę powinnaś pomyśleć o swojej przyszłości. Co chcesz zrobić ze swoim życiem. Nie angażuj się za mocno, za szybko. Rozumiesz, co mam na myśli?
– Ożeniłeś się z mamą, jak miałeś dziewiętnaście lat! – Westchnął.
– Wiedziałem, że mi to wypomnisz.
– No i? Ty mogłeś podejmować decyzje przed dwudziestką, ale ja nie mogę?
– Chcesz krótkiej odpowiedzi? Tak. I oboje wiemy, że gdybym chciał, to mógłbym zamienić życie Shane'a w piekło. Ojcowie tak robią.
– Nie zrobiłbyś tego!
– Nie, bo uważam, że on naprawdę cię kocha i naprawdę chce cię chronić. Ale Shane może nie zdawać sobie teraz sprawy z tego, że może być najgorszą rzeczą, jaka cię spotkała. Że może całkiem wykoleić ci życie. Po prostu… nie trać głowy, dobrze? Jesteś mądrą dziewczynką. Nie pozwól, aby hormony kierowały twoim życiem.
Zatrzymał samochód za olbrzymim autem Eve pod Domem Glassów. W oknach paliło się światło – ciepło, przyjaźń i inne życie, jej życie, życie, które jej rodzice mogli oglądać tylko z zewnątrz.
Odwróciła się do ojca i zobaczyła, że przygląda jej się z tym samym smutnym wyrazem twarzy. Odgarnął jej kosmyk z czoła.
– Moja mała dziewczynka. – Uśmiechnął się. – Liczę, że niedługo przyjdziesz na obiad.
– Dobrze – obiecała i ucałowała w policzek. – Pa, tato. Kocham cię.
Uśmiechnął się, a ona wyskoczyła z samochodu, przebiegła popękanym chodnikiem i wskoczyła na schodki. Wyjmując klucze, pomachała mu sprzed frontowych drzwi. Mimo to czekał, patrząc, aż otworzyła drzwi, weszła do środka i zamknęła je za sobą. Dopiero wtedy usłyszała warkot odjeżdżającego samochodu.
Michael grał w dużym pokoju. Głośno. To nie było jego typowe zachowanie i kiedy Claire weszła do pokoju, zobaczyła, że Eve i Shane siedzieli na podłodze i podziwiali show. Michael uruchomił amplituner, grał na swojej gitarze elektrycznej, czego zwykle nie robił w domu. I do licha… To naprawdę robiło wrażenie. Usiadła obok Shane'a i wtuliła się w niego, a on objął ją ramieniem. Muzyka była zupełnie jak mur, który na nią naciskał i po kilku sekundach walki z nim Claire w końcu się poddała. Pochłonęła ją muzyka Michaela. Zupełnie nie znała tej piosenki, głośnej, szybkiej i fascynującej.
Kiedy się skończyła, Claire nadal huczało w uszach, ale nie dbała o to. Razem z Shane'em i Eve klaskała, wrzeszczała i gwizdała, a Michael poważnie się ukłonił, po czym wyłączył amplituner i odłączył kabel. Shane wstał i przybił z nim piątkę.
– To było niesamowite, stary. Jak ty to robisz?
– Nie mam pojęcia. – Odpowiedział Michael. – Hej, Claire. Jak tam rodzice?
– Dobrze. Tata mówi, że mogę oficjalnie wprowadzić się z powrotem.
Nie żeby kiedykolwiek się tak naprawdę wyprowadziła.
– Wiedziałam, że ich przekonamy – odezwała się Eve. – W końcu jesteśmy naprawdę świetni.
I tym razem to Eve przybiła piątkę Shane'owi.
– Przynajmniej jak na paczkę pokręconych wariatów i ciamajd.
– Do której grupy należysz? – zapytał Shane. Trzepnęła go. – A tak, ciamajd. Dzięki za przypomnienie.
Claire sięgnęła do plecaka i wyjęła z niego przepustki, które przyniósł jej Myrnin.
– Ehm… dostałam je dzisiaj. Czy ktoś może mi to wyjaśnić?
Michael podszedł do niej z wampirzą prędkością i wyrwał jej kopertę z rąk. Rozłożył przepustki i patrzył na nie zadziwiony.