Выбрать главу

– To co przykryte, wydaje się ciekawsze niż to, co na wierzchu – odparła. – Ale tam, na dole, oni już zapomnieli, po co się przykrywają, i teraz ważniejsze jest dla nich, czym to robią. Każdy chce mieć lepszy liść figowy niż inni. Większy i ładniejszy. Taki, żeby inni zazdrościli – dodała po chwili, przypominając sobie kolorowe żurnale mamy i pełną ubrań szafę Barbie.

– W Ogrodzie wszystkie liście figowe są jednakowe – zwrócił uwagę Adam.

– Ja też chcę mieć ładniejszy liść niż ten! – zawołała Ewa. – I chcę mieć to samo pod liściem, co mają ludzie na dole!

Wąż opuścił się ze swego drzewa i szturchnął ją gniewnie:

– On dał ci tak wiele, jesssteś nieśmiertelna, nie czeka cię Koniec, dossstałaś imię, otrzymałaś w darze uśmiech i wciąż jesssteś niezadowolona!

Ewa wzruszyła ramionami:

– Wolałabym być na dole i mieć Środek i Koniec. Czas chyba płynie szybciej, gdy czeka się na Koniec? Nie widzisz, że stoimy z Adamem w miejscu? I straszliwie się nudzimy?

– Ale na dole nie zawsze jest dobrze – odparła ostrożnie Myszka. – Ciało jest cięższe niż tu. Czasem aż boli.

– Tam ciało trwa krótko, a tutaj wiecznie. Tam bywa chore, a tu jest dosssskonałe – zasyczał Wąż.

– Ale tutaj jest nudno! – tupnęła nogą Ewa.

– Spróbujcie się pobawić, wtedy nie będzie wam nudno – zaproponowała Myszka.

– Czym? – spytała gniewnie Ewa. – Czym mamy się bawić?

Dziewczynka znowu się zamyśliła. Zastanawiała się, co ona, Myszka, robi wtedy, gdy się nudzi – jeśli w ogóle się nudzi (stwierdziła, że prawie nigdy) – i wreszcie sobie przypomniała:

– Zróbcie sobie lalkę – powiedziała z ożywieniem.

– Co to jest lalka? – spytała Ewa.

– Lalka… lalka jest malutkim, nieprawdziwym dzieckiem – orzekła po namyśle. – Zaraz wam pokażę…

Zrobienie lalki w Ogrodzie, bez pomocy mamy, bez szmatek czy plasteliny, nie było łatwe. A jednak udało się. Lalka miała tułów z grubego patyka, głowę z jabłka, oczy z pestek, nos z kwiatowej łodyżki i usta z rozgniecionych malin. Pęk trawy zastąpił włosy. Kolejne patyki stały się rękami i nogami, a liście ubraniem. A gdy Myszka zanuciła kołysankę i pohuśtała lalkę na rękach, Ewa wydała okrzyk radości i wyrwała ją z jej rąk.

– Moja lalka – powiedziała stanowczo.

– Twoja – przytaknęła Myszka.

– Nasza – poprawił Adam.

– Wasza – zgodziła się dziewczynka. – Szkoda, że to nie jest prawdziwe dziecko, wtedy już nigdy byście się nie nudzili. Ale żywe dzieci są tylko na dole.

– Jak bardzo są żywe? Takie jak ty? – spytał Adam.

– Trochę lepsze – odparła szczerze Myszka. Zdawała sobie sprawę ze swojej inności.

– Chciałabym mieć żywe dziecko – westchnęła Ewa.

– Nie możecie mieć dziecka, póki jesteście w Ogrodzie – powiedziała Myszka. – Wszystko tutaj jest od razu duże. Ptaki, zające, krowy i kangury… Jakby nigdy nie były dziećmi. A zarazem nie są tak duże, aby mogły mieć własne dzieci.

Ewa, zajęta lalką, nie zwróciła uwagi na słowa Myszki, ale Adam słuchał zaintrygowany.

– Myślisz, że jest w nas czegoś za mało?

– Jest w was za mało wad – odparła odruchowo Myszka.

Wąż za jej plecami zachichotał.

Kobieta szybko pojęła, co robić z lalką. Już po chwili nuciła jej kołysankę, trawiaste włosy zaplatała w warkocze i karmiła ją sokiem z jabłka.

– Wszyscy tam, na dole, mają dzieci? – spytała Myszki.

– Nie wszyscy, ale większość – odparła Myszka.

– Muszę mieć prawdziwe, żywe dziecko – szepnęła Ewa.

– Czasem dziecko rodzi się zepsute – powiedziała Myszka. – Co byś zrobiła, gdyby nie miało ręki? Nogi? gdyby miało chorą głowę, ciężkie ciało, brzydką twarz i nie umiało tańczyć?

– Tu, w Ogrodzie, rośnie małe, cherlawe drzewko. Wszystkie wokół są duże i piękne, a tylko to jedno choruje – zaczęła Ewa, a Myszka pomyślała z odrobiną satysfakcji: “Znowu coś Mu się nie udało”. Wąż za jej plecami poruszył się niespokojnie. – I wszystkie drzewa, poza tym jednym, w ogóle mnie nie potrzebują – ciągnęła tymczasem Ewa. – Za to ono codziennie beze mnie umiera i także codziennie na nowo odżywa, gdy podlewam je wodą i obrywam uschnięte listki. Chciałabym mieć właśnie takie dziecko jak to drzewko – powiedziała Ewa.

Tuliła do siebie lalkę, trzymając ją z taką wprawą, jakby przez całe życie nic innego nie robiła. Myszka pomyślała, że kobiety rodzą się z tą umiejętnością. Niektóre z nich rodzą się też z umiejętnością pokochania tego, kogo nikt nie chce. Być może Ewa do nich należała. Ale Adam?

– Czy umiałbyś pokochać zepsute dziecko? – spytała.

– Co to znaczy “pokochać”? – spytał Adam w odpowiedzi.

Przez Ogród przemknął lekki, łagodny wietrzyk. Trawy pochyliły się, a gałęzie dotknęły w przelotnej pieszczocie.

“Wiem…”, pomyślała nagle Myszka.

– Przytul ją – powiedziała do Adama. – Ona ma wprawdzie lalkę, ale ty masz je obie. Nie bój się… Wyciągnij ręce… Ooo, tak… Będzie wam dobrze, ciepło i bezpiecznie.

Adam niezgrabnie objął Ewę, najpierw zdziwiony jej bliskością, potem zaciekawiony, a wreszcie z wyraźną fascynacją.

– Wysssstarczy – zasyczał niecierpliwie Wąż, lecz Myszka go nie słuchała.

– A teraz ją pocałuj – podpowiedziała, przypominając sobie filmy z telewizora.

– Pokaż, jak – powiedziała niecierpliwie Ewa. Myszka złożyła wargi jak do pocałunku i cmoknęła Adama w policzek.

– Teraz ja – zdecydował Adam i pocałował Ewę. Plastikowy policzek Kobiety na ułamek chwili nabrał cielistego odcienia prawdziwej skóry.

– Pocałuj ją w usta – powiedziała Myszka szybko, aby nie tracić czasu. Już wiedziała, że jest szansa na to, by Barbie i Ken ustąpili miejsca prawdziwej Kobiecie i równie prawdziwemu Mężczyźnie. I trzeba do tego o wiele mniej, niż sądziła. Tylko trochę uczucia.

“Może oni są tylko uwięzieni w tej plastikowej skorupie, ale w środku są żywi?”, pomyślała.

Pocałunek tym razem trwał długo. Ramiona Adama mocniej objęły Ewę, a ona przylgnęła do niego. Myszka patrzyła, jak powoli zanika nienaturalna gładkość i sztuczna różowość ich ciał. Z każdą chwilą stawali się mniej plastikowi, a równocześnie zaczęli się zmieniać. Nogi Ewy już nie były długie, o wyrafinowanym kształcie, za to wydawały się mocniejsze; nadawały się do chodzenia, a nie tylko do stania w wyszukanej pozie; i nie były już tak gładkie, gdyż pokrył je puszek, a skóra na kolanach zgrubiała. Na jej twarzy pojawiły się drobne piegi, nos się powiększył, oczy zmalały, a kunsztowna, spiętrzona fryzura opadła w strąkach na ramiona. Na jej rękach uwypukliły się niebieskie żyłki. Podobne zmiany zachodziły w Adamie. Oboje już nie byli doskonale piękni; na oczach Myszki tworzył się inny rodzaj urody. Była to uroda skaz i wad; uroda spoconej skóry, z fałdkami i załamaniami, z meszkiem włosów, z drobnymi otworkami porów na poprzednio nienaturalnej gładkości. Uroda swojska, bliska, zapraszająca do dotyku, jakby nowo rodzące się uczucie torowało sobie drogę w poprzednim, odpychająco doskonałym wyglądzie, żłobiąc w nim bruzdy powszedniości.

“Doskonałość jest zimna i boi się zbliżenia”, uświadomiła sobie Myszka.

O dziwo, razem z Adamem i Ewą normalniał Ogród. Już nie przypominał kurtyny z wesołego miasteczka. Gładkie pnie drzew nabywały chropowatości; sypki i żółty piasek na ścieżkach zgrubiał i zszarzał; zmatowiały fluorescencyjny szafir nieba i szmaragdowa zieloność trawy. Czerwone wiewiórki zrudziały, kropki żyrafy zróżnicowały swoją wielkość, a paski na skórze zebry już nie przypominały piżamy Myszki. Dziewczynce przez chwilę zdawało się, że Adam i Ewa, a nawet drzewa, zaczęli rzucać cień. Trwało to jednak krótko i cień roztopił się zaraz w zbyt promiennym słońcu.

“Cień to czas”, uświadomiła sobie. “A tutaj nie ma czasu. Brak cienia to nierzeczywistość…”

– Dossskonale – wyszeptał Wąż, huśtając się na pobliskiej jabłoni. – Brak cienia to nieśmiertelność.

Nagle Wąż zasyczał niespokojnie. Ogród znieruchomiał, jakby zdziwiony tym, co się dzieje, i zamarł w oczekiwaniu. Dziewczynka już wiedziała, co wywołuje ten stan wyczekiwania. I rzeczywiście. Jego Głos dał się słyszeć równocześnie z mocnym tchnieniem wiatru.

– TO JEST DOBRE – zamruczał, a potężne, huczące echo wątpliwości odbiło się od grubych pni drzew i powróciło, zwielokrotnione i bezradne. W Ogrodzie zrobiło się cicho i jedynym dźwiękiem był miękki szelest, z jakim Wąż przesuwał się po pniu drzewa.

Myszka spojrzała pytająco na Węża, a on popchnął ją swym lśniącym łbem:

– On pyta siebie i nikogo więcej, nie rozumiesz? Każdej odpowiedzi szuka się najpierw w sssssobie.