– Nie wiem, może czterdzieści, może sto czterdzieści, a może parę dni temu. W każdym razie było wtedy niebywałe lipcowe popołudnie.
Alberta podeszła do mnie i pochyliła się nade mną, i ujrzałem zarys najpiękniejszych piersi – chciałem z rozpędu pomyśleć – najpiękniejszych piersi Układu Warszawskiego, ale przecież zmieniła się postać świata i teraz widziałem zarys najpiękniejszych piersi Paktu Atlantyckiego albo najpiękniejszych piersi Unii Europejskiej, albo zarys najpiękniejszych piersi wśród państw kandydujących do Unii Europejskiej. Alberta pochyliła się nade mną, położyła mi dłoń na czole i powiedziała prawie szeptem:
– Niemożliwe, żeby cię nie było aż tyle czasu. Przecież jest już zima, sypią śniegi, panują mrozy, idą święta.
12. Wszystkie pralki świata.
Odwlekana w nieskończoność idea reperacji starej lub kupna nowej pralki sczezła sama z siebie i raczej bez związku z moimi słabostkami. Przepiłem w życiu masę pieniędzy, wydałem na wódkę majątek, ale nikczemna przygoda przepijania kwoty przeznaczonej na naprawę pralki nie przydarzyła mi się nigdy. Czynię to wyznanie nie z dumą w sercu, ale z upodleniem. Okoliczność nieprzepicia przeze mnie kwoty przeznaczonej na naprawę pralki bierze się bowiem stąd, iż ja nigdy nie przeznaczyłem żadnej kwoty na naprawę pralki. Zanim zdążyłem przeznaczyć jakąś określoną kwotę na naprawę pralki, uprzednio ją przepijałem wraz z innymi na nic jeszcze nie przeznaczonymi kwotami. Przepijałem pieniądze, zanim zdążyłem je na co innego przeznaczyć, ergo, rzec mogę pozornie samemu sobie przecząc (ale tylko pozornie, bo tam był mały, a tu jest wielki kwantyfikator), rzec zatem mogę, iż tak jest, przepiłem pieniądze na naprawę pralki, przepiłem pieniądze na szereg napraw, przepiłem pieniądze na wszystkie ewentualne naprawy, co mówię? Naprawy? Przepiłem pieniądze na kupno nowej pralki, przepiłem cały szereg nowych pralek, przepiłem tysiąc nowych pralek, przepiłem milion nowych automatycznych pralek, przepiłem miliard pralek najnowszej generacji, przepiłem wszystkie pralki świata.
Jaką duszę ma człowiek, który wie, że przepił wszystkie pralki świata? Odpowiadam: duszę ma uskrzydloną, a myśl jego wiruje jak bęben w ostatniej fazie odsączania. Kiedy czujesz na sercu ciężar miliarda przepitych pralek – jest nie do zniesienia. Ale kiedy unosisz udręczony wzrok i widzisz, jak ptasie ławice białoskrzydłych pralek szybują pod wodnistymi niebiosami niczym eskadry papieskich helikopterów, pojmujesz, iż jest ci dane więcej niż innym. Jest ci dany niekonwencjonalny dar i jeśli zdołasz przeżyć, jeśli przedtem nie umrzesz, możesz zacząć wędrówkę w poszukiwaniu wszystkich utraconych pralek, a nawet – tak jest – w poszukiwaniu wszystkich utraconych rzeczy.
Bramy doczesności mogą rozewrzeć się przed tobą, wówczas jednak trzeba niezwykle uważać, trzeba zachować niezwykłe skupienie, ponieważ bramy doczesności mogą się rozewrzeć bezpowrotnie. One nie zatrzasną się za tobą, ale jeśli będziesz słaby, jeśli krok twój będzie chwiejny i jeśli sen będzie cię morzył – nie zechcesz, nie potrafisz wrócić. Niekiedy już po setnej, a jak kto wątlejszy to nieraz już i po dziesiątej przepitej pralce bezpowrotnie traci ciekawość i wolę dla spraw doczesnych. a duchowość całkowicie uwolniona z więzi doczesności to jest przecież czysta grafomania. Przepijanie wszystkich pralek świata nieubłaganie wiedzie do całkowitego zaniedbania doczesności – w pisaniu całkowite zaniedbanie doczesności wiedzie do grafomanii, kto zatem pisze i pije, jest w trudnej sytuacji. Piłem i nie zaniedbywałem pisania i teraz z pijacką łzą w oku piszę o zaniedbanej przez picie pralce. Ach, gdybym znalazł w sobie nie tyle nawet ciekawość dla jej docześnie uszkodzonego mechanizmu, ale gdybym po prostu znalazł wolną chwilę, chwilę wolnej woli, rzecz prosta, poleciłbym komu trzeba zreperowanie pralki. Ale ja nie znajdowałem w sobie ani tego, ani tamtego.
Ani chleba, ani naszego, ani powszedniego, ani amen. Moja pierwsza żona z czasem przywykła do wiecznie nie zreperowanej pralki i przestała wywierać na mnie presję, i odeszła nie wywierając na mnie presji. Moja druga żona odeszła, zanim przywykła i zanim zaczęła wywierać presję.
Jeszcze w czwartek się piło. I to jak się piło! A teraz krzyczał w dzień i w nocy, i ochrypł, teraz dogorywał.
Jurij Tynianow.
Pokrzepiwszy się tęgo, bardzo tęgo, począłem składać wszystkie swoje manatki na dachu szopy, do którego mogłem sięgnąć ręką, najpierw teczkę, później jedną butelkę po drugiej: saską żytniówkę, potem cztery nie napoczęte i jedną napoczętą butelkę śliwowicy szwarcwaldzkiej, wszystko starannie jedno obok drugiego na krawędzi dachu.
Hans Fallada.
Zabija czas, nic innego mu nie pozostało. Nie pomoże mu teraz ta ćwiartka bourbona, którą cisnął na oślep do rzeki.
Robert Lowell.
Ty masz koniak? Może niesiesz go dla chorej, starej kobiety? Może chowasz go na ponowne przyjście naszego Pana Jezusa? Skąd zresztą mogę, drogi przyjacielu, odgadnąć przeznaczenie twojego koniaku?
John Steinbeck.
Czy ci wiadomo, czy ci wiadomo, szanowny panie, żem przepił nawet jej pończochy?
Fiodor Dostojewski.
Czyż nie odczuwam? Owszem. Im więcej piję, tym więcej odczuwam. Właśnie dlatego piję, że w trunku tym szukam współczucia i serca. Nie wesela szukam, lecz jedynie boleści… Piję, albowiem pragnę dotkliwiej cierpieć!; to Fiodor Dostojewski.
Grzechów, które rzeczywiście się zdarzają, Bóg ani chce, ani nie chce, lecz tylko je dopuszcza.
Gottfried Wilhelm Leibniz.
Tak więc spędziłem całą noc pijąc i wymiotując na przemian.
Hans Fallada.
Wchodzi do kościoła, usta mu się ruszają w czymś modlitwopodobnym. w środku jest chłodno; na ścianach obrazy drogi krzyżowej. Zdaje się, ze nikt nie patrzy. Szczególnie w kościele lubi sobie popić.
Malcolm Lowry.
Lecz bywali tacy opoje, którzy – czując w sobie zbytek trunku, a nie chcąc go odstąpić, kiedy po skończonym stole trwała jeszcze dobra ochota – wychodzili za dom i tam sprawiwszy sobie dobrowolnie wymiot, powracali do kompanii i znowu na nowo pili.
Jędrzej Kitowicz.
Nie wydaje ci się, że trochę cię znudzi mieszkanie z pijakiem? Nie widziałaś jeszcze najgorszego. Wszystko przewracam. Cały czas rzygam. To cud, ze przez te ostatnie kilka dni czułem się tak dobrze. Jesteś jak antidotum, co miesza się z alkoholem i utrzymuje mnie w równowadze, ale to nie będzie trwało wiecznie.
John O'Brien.
I osądzi wszystkich sprawiedliwie i przebaczy dobrym i złym, wyniosłym i pokornym… a gdy już skończy ze wszystkimi, naonczas przemówi i do nas: “Chodźcie i wy – powie – Chodźcie pijaniuteńcy! Chodźcie słabiutcy! Chodźcie zasromani!” i my wszyscy przyjdziemy nie wstydząc się i staniemy przed Nim. A On powie. “Świnie jesteście! Na obraz i podobieństwo bestii; ale chodźcie i wy też!”
Fiodor Dostojewski.
Tylko drugorzędny umysł nie umie wybrać pomiędzy literaturą a prawdziwą nocą duszy.
Emil Michel Cioran.
Nie mogę wszelako pojąć, w jaki sposób zdołał ktoś rozciągnąć przyjemność picia poza pragnienie i urobić sobie w imaginacji jakoby apetyt sztuczny i przeciw naturze.
Michel de Montaigne.
Daj, Panie, nam wszystkim, nam pijakom, tak lekką i tak piękną śmierć.