Выбрать главу

Nie wyłączając ponownego małżeństwa?

Też pomysł, skarcił się w duchu. Idź już spać, Craig, bo znowu głupoty zaczynają ci przychodzić do głowy.

Po drodze do sypialni musiał przejść obok pokoju Cathy. Zwolnił kroku, walcząc z pokusą położenia dłoni na klamce. Już miał ruszyć do siebie, kiedy ze środka dobiegł go przeciągły jęk. Bez wahania otworzył drzwi i zapalił światło.

Leżała na łóżku z pobladłą, wykrzywioną bólem twarzą i dłońmi zaciśniętymi na łydce. Na widok nieproszonego gościa usiadła, podkuliła kolana i naciągnęła na nogi koszulę, jakby się bała, że chce ją skrzywdzić.

– Wyjdź stąd.

– Co ci jest?

– Prosiłam, żebyś stąd wyszedł.

Nie zwracając uwagi na jej słowa, zbliżył się do łóżka.

– Cathy, przecież widzę, że coś cię boli. Co się dzieje?

– Złapał mnie skurcz. Ale zaraz przejdzie.

– Pokaż nogi.

– Nie.

– Cathy, zamknij się i pozwól mi zobaczyć, co się dzieje. Zapomniałaś, że jestem lekarzem? Może uda mi się jakoś ci pomóc. – Zanim zdążyła zaprotestować, przysiadł na brzegu materaca. – Która to noga?

Nie musiała odpowiadać. Nienaturalnie wykrzywiony mięsień prawej łydki były twardy jak kamień.

– Ale skurcz! – gwizdnął z podziwem.

– Wiem – syknęła przez zęby. – A teraz idź sobie.

– Zwariowałaś? Masz olejek do masażu?

– A po co?

– Faktycznie, trudno byłoby ci samej to rozmasować. Nie ruszaj się. Zaraz wracam.

Delikatnie pogładził Cathy po twarzy i wyszedł z sypialni. Jeśli po powrocie zastanie drzwi zamknięte na klucz, nie zawaha się ich wyważyć.

Jednak drzwi pozostały otwarte. Co prawda Cathy rozważała możliwość podczołgania się do zamka, ale po pierwsze wiedziała, że Sam i tak nie da za wygraną, a po drugie, nie chciała zostać sama. Już dłużej nie mogła samotnie zwijać się z bólu. Nawet towarzystwo Sama było lepsze niż ciągnąca się godzinami przeraźliwa samotność. A może szczególnie jego towarzystwo?

Minęło dwadzieścia minut, zanim Sam zdołał rozmasować zaciśnięte mięśnie na tyle, że ból stał się mniej dokuczliwy. Przez wiele miesięcy nogi Cathy pozostawały kompletnie bezwładne. Zmuszone na nowo do pracy, teraz protestowały z całą mocą.

– Za wcześnie wypuścili cię ze szpitala. Powinnaś być pod stałą opieką rehabilitanta.

– Co tydzień chodzę na fizjoterapię.

– To za rzadko. Masz podkurczone ścięgna i chodzisz na podwiniętych stopach – powiedział, zastanawiając się, jakim cudem zdołała wrócić do pracy. To niebywałe, że wytrzymywała pełne sześć godzin za stołem zabiegowym. – Nie możesz iść jutro do kliniki.

Ukryła twarz w poduszce, żeby nie zauważył, jak chętnie by na to przystała. Dawno nie czuła się tak cudownie jak teraz. Kiedy silne dłonie Sama przesuwały się z dużą wprawą po jej łydkach, ból ustępował jakby w efekcie czarów. Najchętniej zaplotłaby mu ramiona wokół szyi i pozwoliła tym dłoniom masować się jak przed laty, od czubka głowy do stóp.

Idiotka, przywołała się do porządku.

– Nie mogę porzucić pracy. Przecież muszę z czegoś żyć.

– Mogę dać ci pieniądze. Zresztą, proponowałem ci to jeszcze przy rozwodzie, ale odmówiłaś.

– Nie potrzebuję twojej pomocy. – Podniosła się na łokciach. – Już mnie nie boli, Sam. Dziękuję. Chyba zaraz zasnę.

– Ale mięśnie masz nadal napięte.

– Nigdy nie są całkiem rozluźnione. Ale i tak jest coraz lepiej.

– Nie powinnaś wracać do pracy przed upływem pół roku.

– Przestań krakać i zostaw mnie samą.

Spojrzał z zatroskaniem na drobną, bladą twarz okoloną wianuszkiem wijących się włosów, rozrzuconych bezładnie na poduszce. Wyglądała tak pięknie, że nie zdołał oprzeć się pokusie pogładzenia jej po policzku.

A potem pochylił się, ujął tę twarz w dłonie i pocałował najdelikatniej jak umiał. Cathy leżała nieruchomo, jak motyl przyszpilony do poduszki. Wiedział, że powinien się cofnąć, ale… Niegdyś była jego żoną i przynajmniej jego uczucia nigdy nie wygasły. Przecież to Cathy. Ta sama Cathy, której obiecywał, że nie opuści jej w zdrowiu i w chorobie. Dopóki śmierć ich nie rozłączy.

– Powinieneś już iść – odezwała się niepewnie.

– Nie potrafię.

– Sam…

Nie pozwolił jej skończyć. Przez następne dwadzieścia minut tak jak niegdyś pieścił jej ciało, rozkoszował się zapachem skóry, napawał ciepłem.

– Powiedz, jeśli chcesz, żebym wyszedł – wyszeptał. – Cathy, moja jedyna…

Uniosła dłoń i być może zamierzała go odepchnąć, ale palce miała tak ciepłe, że nie mógł się oprzeć i zaczął je całować. Potem ukląkł na łóżku i wziął w ramiona całą jej drobną postać. I wtedy właśnie wydarzył się cud. Nie protestowała. A po chwili nieśmiało odwzajemniła uścisk.

Czyli nie wszystko stracone, pomyślał. A już prawie zapomniał, jak cudownie potrafili się kochać.

– Cathy, moja droga…

Myślała, że śni. I wcale nie chciała się zbudzić. Przecież nigdy nie przestała go kochać. Miała wrażenie, że płonie. Wsunęła mu dłonie pod koszulę i pieściła gładką skórę, kryjącą silne mięśnie. Kiedy ich usta złączyły się w namiętnym pocałunku, była bliska szaleństwa. Aż nagle czar prysł.

– Cathy, zaczekaj – wyszeptał.

– Na co? – zapytała zmienionym głosem.

– Nie zabezpieczyłem się. Kochanie, poczekaj.

Jego słowa podziałały na nią jak lodowaty prysznic. No pewnie, po co mu teraz dziecko, pomyślała i nagle wróciła jej cała trzeźwość umysłu, a bolesne wspomnienia dały znać o sobie z całą mocą.

– Niepotrzebne nam żadne zabezpieczenia – zapewniał jeszcze kilka dni przedtem, zanim ją porzucił.

Tyle że wtedy zależało mu na dziecku. Gdyby zaszła w ciążę, nie miałaby wyboru – musiałaby porzucić Coabargo i wyjechać u boku męża do Nowego Jorku. Ale teraz? Ma już dzieci. Co prawda nie własne, bo dostał je w spadku, ale po co mu większa rodzina? Żeby spędzać więcej czasu w domu, opuszczać kolejne, jakże cenne sympozja, wysłuchiwać pretensji?

Ból był tak silny, że Cathy nie zdołała go ukryć.

– Kochanie, co się stało? Kolejny skurcz? – Sam przyglądał się jej z przerażeniem.

– Nie! – Odepchnęła go i zerwała się z łóżka. – Nie waż się do mnie więcej zbliżyć!

– Nie bój się. Nie chcę cię skrzywdzić.

– Już raz mnie skrzywdziłeś i dobrze o tym wiesz. Ale drugi raz ci nie pozwolę. Wynoś się stąd! Natychmiast!

Nie zdołał jej przekonać, by zmieniła zdanie, więc odszedł do własnego pokoju i położył się do łóżka, ale długo jeszcze nie mógł zasnąć. Rozważał najróżniejsze sposoby, by odzyskać Cathy, lecz nic rozsądnego nie przychodziło mu do głowy. Przed kilkoma laty wbrew rozsądkowi zgodziła się zostać jego żoną. Jakże srodze ją potem zawiódł. Zupełnie jakby nie zależało mu na jej miłości.

Co gorsza, mimo że pokochał ją taką, jaka była naprawdę, ledwie zamieszkali razem, zaczął dokładać wszelkich starań, żeby ją zmienić, dopasować do własnych potrzeb. Marzył o uległej, pięknej żonie, która dodawałaby mu splendoru. Zapewne niejedna kobieta chętnie dostosowałby się do tych wymagań.

A jednak wybrał Cathy, dziewczynę o złotym sercu, służącą pomocą każdemu stworzeniu w potrzebie.

Zaufała mu, a on ją zdradził. Więc któż inny, jak nie on, nauczył ją przezorności? Kogo, jeśli nie siebie samego, ma obwiniać za to, że teraz odrzuca jego miłość?

Rozdział 7

Co prawda Cathy i Sam nie spali dobrze tej nocy, ale za to Jasper obudził się w zdecydowanie lepszej formie. Od wczoraj nie dostawał już środków uspokajających i teraz rozglądał się wokół ciekawie, niczym szczenię. Kiedy Sam wreszcie zwlókł się z łóżka i poszedł zajrzeć do komórki, powitało go spojrzenie pięciu par oczu.