– To szczur! – zaprotestowała Eileen. – Trzeba go natychmiast stąd zabrać.
– Nie szczur, tylko fretka, i to w dodatku prześliczna. Proszę podać chorej dożylnie jeszcze dwa i pół miligrama morfiny – Sam przywołał pielęgniarkę do porządku. – I bierzcie się do roboty. Krew na krzyżówkę, rentgen miednicy, klatki piersiowej, czaszki i lewego podudzia. Nie ma na co czekać.
– Nie ruszę się, dopóki nie zabierze pan tego paskudztwa.
– Zostawcie mi ją – błagała Peg.
– Sheila chyba też trochę ucierpiała. – Sam podsunął jej zwierzątko pod oczy, żeby mogła nacieszyć nim wzrok. Jednocześnie dał znak Eileen, że ma natychmiast wziąć się do pracy. – Jedną łapkę trzyma pod trochę dziwnym kątem. Musiała ją złamać, kiedy się przewróciłaś.
– Tylko nie to…
– Nie martw się. Chyba nie odniosła żadnych innych obrażeń. Poproszę, żeby ktoś zawiózł ją do weterynarza, a my tymczasem zajmiemy się tobą.
– Nie przyjmą jej – obwieściła Eileen nie bez satysfakcji. – Trzeba zapłacić za leczenie, a Peg nie ma ani grosza. Co zarobi, to przepije. Całe szczęście, że pomoc społeczna pokryje koszty jej pobytu w szpitalu.
– Ona ma rację. – Peg wyciągnęła dłoń i zacisnęła ją wokół zwierzątka, jakby bała się utracić jedyną cenną rzecz, jaka została jej w życiu. – Na pewno ją uśpią. Wypuśćcie mnie stąd. Muszę się nią zająć. Dam radę.
Twarz Sama spoważniała. Nie może dłużej zajmować się fretką, bo to przede wszystkim Peg wymaga pomocy. Muszą ją zaraz przewieźć na blok operacyjny i ściągnąć z domu chirurga. Wszystko wskazuje na to, że obrażenia pacjentki są zbyt poważne, by w pojedynkę podołał operacji.
– Proszę zadzwonić do Cathy Martin z kliniki weterynaryjnej i powiedzieć jej, że ma do nas przyjechać, i że to sprawa życia i śmierci.
Eileen oniemiała z wrażenia.
– Co mam jej powiedzieć? Jestem pewna, że się nie zgodzi. Za nic w świecie.
– A ja sądzę, że przyjedzie. Jestem jest mężem i Cathy właśnie jest mi potrzebna, więc proszę się pospieszyć.
– Ale…
– Zabierzemy ją teraz na rentgen. – Dał znak salowemu, by zawiózł chorą do pracowni radiologicznej. – A jeśli chodzi o siostrę – zwrócił się do pielęgniarki – to proszę przekazać wiadomość doktor Martin, a potem szybko wysłać krew na krzyżówkę. – Wsunął zwierzątko pod prześcieradło, którym okryta była pacjentka. – Na razie Sheila może ci towarzyszyć, a jak pojedziesz na zabieg, osobiście dopilnuję, żeby nie przytrafiło się jej nic złego. Obiecuję.
Odetchnął z ulgą, kiedy zarówno chirurg ogólny, jak i Barbara, wezwana, by znieczulić pacjentkę, potwierdzili swoje rychłe przybycie. Jednak pierwsza w klinice pojawiła się Cathy. Wpadła na izbę przyjęć z twarzą bladą jak ściana.
– Powiedzieli, że mnie potrzebujesz. Ze to sprawa życia śmierci. Myślałam…
Uśmiechnął się w duchu. Skoro aż tak bardzo się przestraszyła, może nie do końca jest jej obojętny. Na razie musiał jednak zapomnieć o własnych problemach, bo stan pacjentki pogarszał się z minuty na minutę. Zaczynała już tracić przytomność. Będzie musiała mieć dużo szczęścia, żeby przetrzymać zabieg, pomyślał. Wyniki, które właśnie nadeszły z radiologii, potwierdziły jego najgorsze przypuszczenia: wątroba, i śledziona zostały poważnie uszkodzone.
Zarówno on, jak i Barbara oraz chirurg, Charles Haygart, zdążyli już przygotować się do operacji. Czekali tylko, aż Peg pozwoli odebrać sobie ukochaną fretkę.
– Cathy, musisz pomóc rannemu zwierzęciu. – Sam posłał jej znaczące spojrzenie. – Peg, jest tutaj doktor Martin. Na pewno troskliwie zaopiekuje się twoją Sheilą. – Odchylił prześcieradło.
Cathy chyba jeszcze nigdy nie widziała tak pokiereszowanego ludzkiego ciała. Mimo to zdołała zachować zimną krew.
– Witaj, Peg. – Nieszczęsna kobieta nie była jej obca. – Ale się urządziłaś! – Delikatnie wyjęła maleńką fretkę z rąk rannej. – Widzę, że i Sheila trochę przy tym ucierpiała. Ale na szczęście nie za bardzo. Ma złamaną łapkę, ale jest młodziutka i na pewno wyzdrowieje. Mam się nią zająć?
Pacjentka, która resztkami sił starała się zachować świadomość, pokręciła głową.
– Nie pozwolą ci. Jak ostatnim razem do ciebie zaszłam, to mnie wyrzucili.
– Wiesz przecież, że byłam chora. W ogóle nie przyjmowałam pacjentów i dlatego nie mogłam ci pomóc. Ale teraz jest inaczej.
– Nie mam czym zapłacić.
– Pokryję koszty leczenia – wtrącił Sam, nie zwracając uwagi na wzgardliwy wyraz twarzy Eileen. – Mam szczególny powód, żeby to zrobić.
– Jaki?
– Widzisz, Cathy jest moją żoną i to ona nauczyła mnie miłości do zwierząt. Jest wyjątkową osobą, o bardzo wielkim sercu. Kiedyś byłem dla niej niedobry i teraz chciałbym to jakoś nadrobić. Więc jeśli tylko zechce leczyć jakieś bezdomne zwierze, zrobię wszystko, żeby jej to umożliwić. Nie martw się, Sheila będzie pod dobrą opieką, bo Cathy to właśnie sama dobroć – oznajmił i, lekceważąc niedowierzanie malujące się na twarzach zebranych, podwinął rękawy. – A teraz zajmiemy się tobą. Dasz sobie radę, Cathy?
Minęło kilka sekund, zanim Cathy zdołała otrząsnąć się z wrażenia, jakie wywarła na niej przemowa Sama. W końcu podeszła do Peg i ucałowała jej poorany zmarszczkami policzek.
– Oczywiście – odrzekła cicho. – Zaopiekuję się Sheilą, a Sam tymczasem zajmie się tobą. Stanowimy przecież zespół.
Sam, Barbara i Charles przez następne trzy godziny z największym poświęceniem próbowali ratować ranną. Niestety, tym razem śmierć okazała się silniejsza.
– Peg nie miała siły walczyć – powiedział Charles, ocierając pot z czoła. – Zycie, jakie od lat prowadziła, nie mogło nie odbić się na jej zdrowiu.
– Przynajmniej problem tej cholernej fretki mamy z głowy. Można ją teraz spokojnie uśpić. – Eileen sprawiała takie wrażenie, jakby śmierć pacjentki bynajmniej jej nie zmartwiła.
– Siostro! – Sam nie zamierzał dłużej tolerować podobnego zachowania. – Wiem, że jest pani sprawną pielęgniarką, ale to jeszcze nie wszystko. Proszę nie zapominać, że jesteśmy tu po to, żeby pomagać ludziom. Gdybym postąpił zgodnie z pani życzeniem, Peg wjechałaby na blok operacyjny z przekonaniem, że jej ukochane zwierzątko zostanie uśpione, a wtedy mielibyśmy jeszcze mniejszą szansę.
Barbara i Charles pokiwali głowami z aprobatą.
– Tak więc albo zachowa pani swoje cenne uwagi dla siebie, albo proszę sobie znaleźć inną pracę, na przykład w kostnicy. Tam nikt nie będzie wymagał od pani taktu i zrozumienia dla pacjentów.
Eileen o mało nie zachłysnęła się z wrażenia.
– Tyle że ja przynajmniej nie kłamię – odparowała. – Nie przyszłoby mi do głowy opowiadać jej bajek, że zaopiekuję się jej fretką.
– Właśnie zamierzam to uczynić.
Wszyscy troje spojrzeli na niego ze zdumieniem.
– Nie przesadzasz trochę, przyjacielu?
– Bynajmniej – odrzekł. – I powiem więcej. Nie myślę na tym poprzestać.
Zaczynało już zmierzchać, gdy Cathy, zamknąwszy drzwi na klucz, opuściła klinikę. W dłoniach trzymała pudełko po butach, które przykuwało uwagę towarzyszących jej bliźniąt.
Sam zaparkował przed kliniką i ruszył na spotkanie całej trójki. Był w kiepskim nastroju. Ileż to razy powtarzał sobie, że medycyna jest walką, z której lekarz nie zawsze wychodzi z tarczą. Mimo to głęboko przeżywał każdą porażkę.
Nieświadome jego podłego samopoczucia, dzieciaki radośnie rzuciły się mu na powitanie.
– Stryjku, wiesz, że mamy ranną fretkę? Nazywa się Sheila i ciocia Cathy mówi, że możemy ją zatrzymać, przynajmniej dopóki nie wyzdrowieje – trajkotała Beth.