Выбрать главу

Henry jakby czytał mu w myślach.

– To wielka szkoda, że Cathy zmuszona jest teraz przekazywać nam zwierzęta. Wie pan, że prowadzimy już ostatnie takie schronisko w całej okolicy. Ciągle przybywa nam pacjentów.

– Tym bardziej że nikt równie dobrze jak Cathy nie rozumie zwierząt. Płakaliśmy razem z nią, kiedy musiała sprzedać dom i pozbyć się podopiecznych – dodała Rhonda, nie pozostawiając najmniejszych wątpliwości, kogo wini za taki właśnie obrót wydarzeń.

– Rhonda, to był mój własny wybór i Sam nie miał z tym nic wspólnego. – Cathy znów próbowała mu pomóc. – Przecież to nie jego wina, że zachorowałam i zabrakło mi pieniędzy.

– O ile wiem, jeśli ludzie się pobierają, to biorą na siebie pewne obowiązki. Na dobre i na złe – zauważył Henry, podciągając spodnie od piżamy.

Chyba jego własna żona zapomniała o obowiązku wymienienia gumki, pomyślał Sam z przekąsem, próbując zlekceważyć uwagę dopiero co poznanego mężczyzny.

– Nasze małżeństwo rozpadło się, zanim znalazłam się w tarapatach – upierała się Cathy.

– Z opowieści mojej żony wynika, że twój mąż miał ci za złe właśnie to, co tutaj robimy, prawda? – Henry rozejrzał się po kuchni. – Nie potrafił zrozumieć, że możliwość ratowania przyrody to zaszczyt, którego nie każdemu dane jest dostąpić.

– Dajmy temu spokój, proszę – westchnęła Cathy. – Sam, możemy już jechać?

– Oczywiście – odrzekł, podnosząc się z krzesła.

Jakże prawdziwe były słowa starego przyrodnika! Sam gorzko westchnął w duchu. Mógł kiedyś dostąpić owego zaszczytu i tylko siebie może winić za to, że nie skorzystał z tej okazji.

Czy życie ofiaruje mu jeszcze jedną szansę?

Rozdział 10

W drodze powrotnej do Coabargo prawie się do siebie nie odzywali. Pogrążeni we własnych myślach, jechali przez busz, próbując uporać się z echami przeszłości. Cathy otrząsnęła się dopiero wtedy, kiedy Sam zaparkował samochód na przyszpitalnym parkingu i pomógł jej wysiąść.

– Zostaw mnie tutaj. Poszukam kogoś, żeby opatrzył mi głowę, a potem zawołam taksówkę.

– Chyba żartujesz? – Miałby zostawić ją w rękach jakiegoś nieopierzonego stażysty?

– Przecież jesteś ortopedą. W izbie przyjęć znajdę chirurga.

– Nic z tego. Sam założę ci szwy – powiedział tonem zazdrosnego kochanka.

– Ale dlaczego?

– Bo tak mi się podoba.

– To rzeczywiście argument nie do odparcia. – Cathy wzruszyła ramionami i pozwoliła wprowadzić się do szpitala.

W izbie przyjęć powitał ich Charles Haygart, który właśnie rozmawiał z oficerem policji.

– Dobrze, że jesteś, Sam. Próbowaliśmy się z tobą skontaktować. Sierżant Holland chciał porozmawiać na temat obrażeń Peg Lessing. Wiesz, że sprawca uciekł z miejsca wypadku?

– Przepraszam, ale będziecie musieli zaczekać. Najpierw muszę zająć się głową Cathy.

– Może ktoś inny mógłby pana zastąpić, doktorze? – zasugerował policjant. – Pacjentka…

– To nie jest zwykła pacjentka. To moja żona.

– Żona? – Charles przyjrzał się Cathy uważniej. – Myślałem, że jesteście rozwiedzeni.

– Była żona – wyjaśniła ze złością.

– A co? Daje pani popalić? – zapytał policjant, zerkając podejrzliwie na Sama.

– To był wypadek.

– Wszyscy faceci tak mówią.

Cathy omal nie zakrztusiła się ze śmiechu. Jeszcze tego brakuje, by Sam po raz wtóry wylądował za kratkami.

– Wjechałam na kangura. Sam nie ma z tym nic wspólnego – wyjaśniła, wskazując ranę na czole. – Czy kierowca, który zabił Peg, rzeczywiście uciekł z miejsca wypadku?

– Niestety. – Policjant wyciągnął notatnik. – Jak wynika z relacji świadka, prowadził duży wóz, chyba z napędem na cztery koła. Ale kobieta widziała go tylko z daleka i niewiele pamięta.

– To musiał być wysoki samochód, bo Peg doznała najpoważniejszych obrażeń na wysokości miednicy. Poza tym pewnie was zainteresuje, że na ubraniu miała odpryski czerwonego lakieru.

– Doskonale.

– Poza tym nie mogę wam pomóc. Musicie poczekać na wynik sekcji. Przepraszam, ale teraz już naprawdę muszę zająć się żoną.

– Byłą żoną – syknęła Cathy. – Jeśli nie przestaniesz nazywać mnie żoną, opowiem wszystkim, że pobiłeś mnie kijem baseballowym.

– Niech ci będzie. Możesz dzisiaj mówić, co chcesz, pod warunkiem, że pozwolisz mi sobie pomóc – rzekł Sam, prowadząc Cathy na prześwietlenie.

Zdjęcie na szczęście nie wykazało żadnych zmian.

– Od początku mówiłam, że nic mi nie jest. A teraz daj mi już spokój, bo zaczynam być śpiąca.

– Byłoby najlepiej, gdybyś została na noc w szpitalu. W ten sposób od razu mogłabyś się położyć.

– Za nic. Załóż mi wreszcie te cholerne szwy i daj stąd wyjść.

Zabieg zajął Samowi więcej czasu niż zwykle, ale też efekt był wręcz znakomity. Żaden chirurg plastyczny nie powstydziłby się takiego szycia. Zawiązując ostatni kawałek nici, miał pewność, że po skaleczeniu pozostanie niedługo jedynie cieniutka jak włos, prawie niewidoczna blizna.

– Dzięki – mruknęła Cathy, podnosząc się z kozetki.

Stanęła niezbyt pewnie na nogach, ale nawet nie pozwoliła mu się podtrzymać.

– Czy mogłaby pani zamówić mi taksówkę? – zwróciła się do pielęgniarki, która asystowała Samowi przy zabiegu.

– Odwiozę cię do domu.

– Nie chcę.

– Nie możesz mi przecież zabronić.

– Oczywiście, że mogę.

– Ale zostawiłaś swoje rzeczy na farmie.

– W drodze do pracy podrzuciłam do hotelu wszystko, co może mi być potrzebne. Resztę zabiorę, kiedy już znajdę mieszkanie.

– Ale…

– Dobranoc, Sam. Poczekam na taksówkę przy wyjściu. A ty jedź na farmę, bo Barbara na pewno też chciałaby wreszcie wrócić do domu.

Cóż miał robić? Wsiadł do samochodu i posłusznie ruszył na farmę.

– A gdzież to zgubiłeś Cathy? – Barbara podniosła głowę znad jednego z kobiecych pisemek, które Abby studiowała namiętnie w wolnym czasie.

– Pojechała do hotelu.

– Bliźnięta, gosposia, fretka, koń i pies już śpią – oznajmiła z uśmiechem. – Nie musiałeś się spieszyć. Mogłam jeszcze trochę posiedzieć.

– Nie było takiej potrzeby.

– Ach, tak. – Barbara przyjrzała mu się spod przymrużonych powiek. – Czyli Cathy dała ci kosza?

– Właśnie. – Nawet nie próbował jej okłamywać.

– I co ty na to?

– A jak ci się wydaje?! – Ten wybuch był tak niespodziewany, że Barbara uniosła brwi ze zdziwienia.

– Czyżbyś ją wciąż kochał?

– Oczywiście, że tak. – Sam nalał sobie kieliszek porto i wychylił go jednym haustem. Butelka musiała stać otwarta przez ostatnie dwa lata i wino dawno straciło już smak, ale potraktował je jak lekarstwo. – To chyba jasne.

– Myślisz, że dla Cathy też? – zapytała łagodnie. – Pojawiłeś się nagle po czterech latach nieobecności, obarczony…

– Wiem, obowiązkami – wtrącił. – Nie musisz mi tego tłumaczyć. Cathy też jest przekonana, że potrzebuję jej teraz, żeby zajęła się dziećmi.

– A jest inaczej?

Zaczął przechadzać się nerwowo po kuchni.

– Tak – odezwał się po dłuższej chwili. – Naprawdę. Na początku sam myślałem, że pragnę jej ze względu na dzieci, żeby ułatwić sobie życie. Ale w końcu zrozumiałem, że to nie tak. Że kocham ją taką, jaka jest. Tyle że kto mi teraz uwierzy.

– To dlaczego wziąłeś z nią rozwód? – Wiedziała, że nie powinna się wtrącać, lecz aż płonęła z ciekawości.

– Bo wtedy uważałem małżeństwo za krępujący gorset – westchnął. – Wiem, że to okropne. Zachowałem się jak łajdak. Sześć lat temu, kiedy braliśmy ślub, wydawało mi się, że cały świat należy tylko do mnie. Byłem rozpieszczonym dzieckiem bogatych rodziców. Do tego byłem niegłupi, miałem szmal, robiłem karierę i nic mnie nie obchodziło, że mogę kogoś zranić. Myślałem, że mogę mieć wszystko, co zechcę, a ponieważ właśnie zapragnąłem Cathy, to ją sobie wziąłem, a potem rozczarowałem się i potraktowałem jak przedmiot. Później zająłem się innymi sprawami…