Tak więc głównym problemem, z jakim przyszło się Cathy zmierzyć, była niewiarygodna wręcz liczba pacjentów. Lecz i w tym Sam, choć nigdy by się do tego nie przyznał, próbował jej pomoc. Kiedy naprawdę padała już z nóg, wcześniej zapisani właściciele zwierząt dzwonili, przepraszając, że niestety nie mogą się pojawić, albo Rhonda wpadała z nie zapowiedzianą wizytą i przejmowała od Cathy część obowiązków.
Zgodnie ze swą obietnicą, Sam trzymał się z daleka. Właściwie prawie go nie widywała. Czasem tylko mignął jej, gdy bawił się z dziećmi na podwórzu albo wysiadał z samochodu.
I bardzo dobrze, powtarzała sobie bez końca. Powinna czuć się szczęśliwa. Zdążyła już nawet przygarnąć osieroconego oposa. Bliźnięta, Jasper i Sheila traktowali jej domek jak własny, napełniając radością jego jasne wnętrze.
Tylko, mimo że minęły kolejne dwa miesiące, Cathy nie potrafiła przestać myśleć o Samie.
– No i jak? – Charles właśnie wszedł do gabinetu, gdzie Sam i Barbara doprowadzali się do ładu po skończonej operacji. – Już dwa miesiące mieszkacie z żoną na tej samej farmie, więc chyba najwyższy czas, żebyście…
– Cathy nie jest moją żoną.
– Tym gorzej dla ciebie. Spotkałem ją wczoraj w aptece i muszę przyznać, że ledwie ją poznałem. Nieco się zaokrągliła i teraz wygląda wręcz rewelacyjnie. Nie wiem, czy zauważyłeś, że jest grzechu wartą kobietą.
– Owszem, zauważyłem – odparł Sam cierpko.
– To znaczy, że nadal się nią interesujesz? Bo jeśli nie, to nie będziesz miał mi za złe, jeśli spróbuję się z nią umówić?
Barbara omal nie zakrztusiła się ze śmiechu.
– Nic mnie nie obchodzi, z kim chodzisz na randki – wycedził Sam przez zęby.
– W takim razie, kiedy wyjedziesz, zaproszę ją na kolację.
– Nigdzie nie wyjeżdżam.
– Jak to? Doug mówił, że zostałeś zaproszony do udziału w tym wielkim sympozjum w Stanach. Podobno masz być głównym mówcą. Gratuluję.
– Owszem, ale nie pojadę.
– Niemożliwe! – Charles nie wierzył własnym uszom. – Dlaczego?
– Bo mam pod opieką Mickeya, Bethany, Abby, Jaspera, Sheilę i Poppy – wyrecytował Sam jednym tchem.
– Zapomniałeś o Cathy – zauważyła Barbara.
– Nie, nie zapomniałem. Cathy nie potrzebuje opieki.
– Szkoda, że nie jesteście małżeństwem. Mógłbyś pojechać i zostawić jej całe to towarzystwo.
– Wtedy tym bardziej bym nie wyjechał. Tylko że Cathy myśli dokładnie tak samo jak wy: że chciałbym się z nią znów ożenić, żeby ułatwić sobie życie. I właśnie dlatego mnie nie chce.
– Sam, musisz tam jechać – rzekła Barbara, kiedy w czasie wieczornego obchodu spotkali się ponownie. – Rozmawiałam o tym z Dougiem. On też uważa, że to wieki zaszczyt. Przecież zwariujesz, jeśli poświęcisz resztę życia składaniu połamanych kości.
– Tak? To może powiesz mi, z kim zostawię dzieci.
– Zrób to, co robią w takich sytuacjach inni mężczyźni obarczeni rodziną.
– Chyba żartujesz.
– Nie. Rozmawiałam wczoraj z psychiatrą opiekującym się Abby. Uważa, że zrobiła wręcz nieprawdopodobny postęp, więc zastanawiam się…
– Czy nie mógłbym zostawić dzieci na tydzień pod jej opieką? To niemożliwe.
– Wiem, ale Abby z pewnością mogłaby już zostać z dziećmi w hotelu. Zabierz całą trójkę ze sobą do Stanów. Cathy na pewno chętnie przypilnuje ci zwierząt.
– Zwariowałaś?
– Nie. Radzę ci, poważnie się nad tym zastanów.
Może rzeczywiście pomysł Barbary nie jest tak absurdalny, jak mi się z początku wydawało, zastanawiał się Sam. Zapragnął przedyskutować go z dziećmi w czasie kolacji.
– Ale potem tu wrócimy? – zaniepokoił się Mickey.
– Oczywiście. Przecież tu jest nasz dom.
– A będziemy mogli wziąć Jaspera i Sheilę?
– Nie. Zaczekają na nas na farmie. Ale myślę, że moglibyśmy zabrać Abby.
– Mnie? – Oczy gosposi zrobiły się okrągłe.
– Właśnie. Oczywiście, jeśli masz ochotę.
– Chce mnie pan wziąć do Ameryki? Ale dlaczego?
– Przecież należysz do rodziny, prawda? – odrzekł spokojnie Sam.
Abby rozpromieniła się, jakby właśnie zdobyła olimpijski medal.
– Naprawdę nie wiem, jak panu dziękować.
– A ciocia Cathy? Przecież też jest naszą rodziną. – Beth utkwiła w Samie pytające spojrzenie.
– Nie, Beth. Rodziny zwykle mieszkają pod wspólnym dachem. Cathy jest wspaniałą przyjaciółką, ale to wszystko.
Sam poczekał, aż bliźnięta i Abby położą się spać, po czym zaryzykował wizytę u byłej małżonki. Jeśli rzeczywiście mają wszyscy pojechać do Stanów, musi przynajmniej uprzedzić Cathy o swoich zamiarach.
Kiedy zastukał do drzwi, leżała na łóżku i wpatrywała się w sufit. Aż bała się myśleć o nadchodzących bezsennych godzinach, wypełnionych bolesnymi wspomnieniami przeszłości.
Sam długo się wahał, zanim zdecydował się zapukać.
– Przepraszam cię, że przychodzę tak późno – powiedział pospiesznie, gdy otworzyła drzwi – ale muszę cię prosić o przysługę.
– Słucham?
Czyżby naprawdę usłyszał nutkę trwogi w jej głosie?
– No więc… – Niespokojnie przestępował z nogi na nogę, niczym mały chłopiec wezwany przed tablicę do odpowiedzi. – Dostałem zaproszenie na międzynarodowe sympozjum. Mam wygłosić referat…
– Gratuluję. Pewnie czujesz się zaszczycony.
– Owszem, tyle że to sympozjum odbywa się w Nowym Jorku.
– Ach, tak. – Cathy zacisnęła dłonie. Mogła się tego spodziewać. – Tylko nie mów, że chcesz, żebym zaopiekowała się dziećmi, Abby i farmą.
– Tylko farmą. – Sam przełknął ślinę. – To znaczy, niezupełnie, bo zatrudnię kogoś, żeby się wszystkim zajął. Chciałem tylko prosić, żebyś została z Jasperem, Poppy i Sheilą.
– Rozumiem – skłamała. – A kto zostanie z dziećmi? Chyba nie zamierzasz zostawić ich pod opieką Abby?
– Oczywiście, że nie – odparł z lekką irytacją. – Pojadą ze mną.
– Oboje?
– Pojedziemy we czworo. Abby zgodziła się nam towarzyszyć.
Cathy myślała, że się przesłyszała.
– Zabierasz całą trójkę? Skąd ten pomysł?
– Bo są całą moją rodziną. – Żadna inna odpowiedź nie przyszła mu do głowy.
Zauważył, że Cathy drgnęła.
– To… wspaniale. Nie mogę uwierzyć, że jedziecie z Abby.
– Powinno się jej spodobać. Z tego, co wiem, przez całe życie nie wytknęła nosa poza Coabargo. Nawet nigdy nie jechała windą, więc czeka ją nie lada przygoda.
– Sam, naprawdę… – pokręciła z uznaniem głową.
– I właśnie dlatego do ciebie przyszedłem, bo może zgodziłabyś się zająć Jasperem, Poppy i Sheilą w czasie naszej nieobecności.
– Ależ oczywiście, Sam. Z przyjemnością.
– No to dziękuję.
Właściwie nie miał już nic do dodania. Miał wielką ochotę zaproponować Cathy wspólną podróż, lecz dobrze wiedział, że spotka się z kategoryczną odmową.
– Dobranoc – powiedział i już miał odejść, kiedy Cathy nagłe wspięła się na palce i pocałowała go delikatnie w usta.
– To, co robisz, jest naprawdę wspaniałe. – Jej twarz jaśniała w blasku księżyca. – Bawcie się dobrze – dodała i cofnęła się za próg.
Sam zrozumiał, że nie ma wyboru. Teraz albo nigdy.
– Kocham cię, Cathy – powiedział nieswoim głosem. – Zostań moją żoną.
Tak jak się obawiał, natychmiast spochmurniała.
– Już mi to kiedyś mówiłeś, że mnie kochasz i chcesz się ze mną ożenić. Wtedy byłam na tyle głupia, żeby ci zaufać. Czy możesz mi powiedzieć, dlaczego miałabym teraz uwierzyć w twoją szczerość?