Выбрать главу

Zrobiła krok w stronę przejścia przez tory. Jak najszybciej do domu. Wypolerowane przez deszcz szyny lśniły jak nóż.

Od drzewa oderwał się ciemny cień. Zanim zdążyła krzyknąć, oplotły ją mocne znajome ręce.

– Nigdy więcej mi tego nie rób, słyszysz! – Gniewny głos przedostał się przez jej rozpuszczone włosy, a ramiona, które ją trzymały w uścisku, drżały. – Nigdy więcej. Zapamiętaj to sobie. Ani teraz, ani za dwadzieścia lat. Tego robić nie wolno. Nikomu. Tak się bałem o ciebie!

Stał tak blisko, a był taki daleki. Bał się? O nią? Przecież… Czego nie zauważyła? Stała z opuszczonymi rękami, a on schylił głowę i schował ją w jej golf. A ona stoi jak żona Lota, nieruchoma, sparaliżowana, martwa. Bał się. O nią. Jest blisko. To ona jest daleko. Podniosła ręce i delikatnie dotknęła jego włosów. Nie ruszył się.

Rozprostowała palce, blaszka wypadła z jej dłoni i srebrzyście zadźwięczała na mokrej szynie. Objęła go mocniej, podniósł głowę i spojrzał na nią.

– Coś ci upadło – powiedział, a głos miał jak nigdy przedtem.

Oderwał się od niej i schylił. Podniósł kawałek metalu.

– Księżyc ci upadł, zobacz – szepnął.

I dopiero wtedy się rozpłakała.

Drugi Brzeg

A więc pojedzie po raz pierwszy w życiu nad morze!

Nie mógł zasnąć z wrażenia. Ojciec wrócił do domu dość późno, uchylił drzwi do jego pokoju i oznajmił:

– A więc pojedziesz z matką po raz pierwszy nad morze.

I potem jeszcze powiedział:

– A teraz dobranoc, późno już.

Nie mógł spać. Morze! Morze to bardzo wielka woda – tyle wiedział. Raz przejeżdżali w Nysie przez most, widział z bliska spienioną rzekę, ale trwało to tylko moment. I rzeka nie była wcale taka duża. Jak strumień z kranu, tylko na ziemi, nie z góry na dół, tylko w bok, no i oczywiście szerszy, dużo szerszy. Ale morze? Morze to zupełnie co innego. Po morzu pływają statki. Takie domy, w których się pływa. Zabawnie było sobie wyobrażać pływające domy. Teraz to zobaczy, zobaczy na własne oczy, prawdziwe pływające duże domy. Z marynarzami w środku. Którzy chodzą ubrani w marynarskie kołnierze. Czyszczą pokład i śpiewają przy tym piosenki. Wszystko to już niedługo zobaczy. Jutro będzie mógł o wszystko zapytać.

Tata zawsze wraca do domu taki strasznie zmęczony. Szkoda, że nie można teraz siedzieć z rodzicami w stołowym pokoju i słuchać, o czym rozmawiają. I na pewno rozmawiają o podróży. Ale tata słusznie zauważył, że jest bardzo, ale to bardzo późno. Dzieci o tej porze śpią. A on ma jedną noc więcej na to, żeby się cieszyć. Nie wiedział przecież, że w tym roku gdziekolwiek pojadą! A tu taka niespodzianka.

Próbował sobie wyobrażać strasznie dużą wodę. Więcej niż w wannie, milion milionów razy więcej. Wanny rosły mu w tysiące szarych łazienek i z tym obrazem pod powiekami usnął.

Spał niespokojnie. Zbudził się wcześnie. W pokoju było jasno, ale o tej porze roku było jasno od samego rana. Chwilę nasłuchiwał, cały dom spał. Zsunął się z łóżka i cichutko podszedł do okna. Odsłonił zasłony w duże fioletowe kwiaty. Słońce zalało pokój.

Ale ulica wydawała się jeszcze uśpiona. Nawet sklepik pani Piątkowej spał. A przecież zawsze był otwarty. Musiało być bardzo wcześnie.

Podciągnął piżamę. Opadała mu niżej pępka, gumka była już stara. I strasznie chciało mu się siusiu.

Tylko że lepiej nie wychodzić z pokoju, póki nie wstaną rodzice. Lepiej ich nie budzić tak rano. Tata mógłby być niezadowolony. A on chciał, żeby tata był zawsze szczęśliwy. Poza tym siku nie jest wcale takie ważne. Przecież nie zleje się w majty jak mały chłopczyk. Zawsze robił później, to przecież wytrzyma. Za chwilę zacznie się dzień. Mama wejdzie do pokoju, a on już na nogach. A to się mama zdziwi!

Teraz trzeba spakować najważniejsze rzeczy. Parę osobistych drobiazgów. Tak mówi tata przed kolejnym wyjazdem. Więc on też musi spakować parę osobistych drobiazgów.

Najciszej jak potrafił, ściągnął z półki stare pudełko po butach.

Było tam piórko ptaszka, którego znalazł z chłopakami na łące. Ptak już nie żył. Więc zrobił mu pogrzeb. Ale przedtem wyrwał mu jedno pióro, na pamiątkę. Długie, niezwykłe żółte pióro. I uklepał mały kopczyk. I związał dwa patyczki zielonym perzem na krzyż. I wtedy duży Witek powiedział, że to grzech i będzie się musiał wyspowiadać. Że powie księdzu. I że ptaki nie mają duszy i jak on robi krzyż, to jest antychrys. I Witek kopnął w ten kopczyk z krzyżykiem i powiedział, że wszystko powie tacie. I trzeba było gonić Witka i prosić go, żeby nic nie mówił tacie. A Witek kazał mu za to dać szklaną kulkę, którą on kiedyś znalazł w toaletce babci.

Może ukradł nawet, ale babcia by mu na pewno dała, gdyby żyła, więc to nie całkiem była kradzież. To nie jego wina, że babcia umarła. Wtedy właśnie po raz pierwszy i jedyny podróżował. Mama płakała całą drogę. Jechali autobusem i to było wspaniałe. Trochę się wstydził, że mama płacze. Tata klepał mamę po ramieniu i mówił, no już, no już, ludzie patrzą.

A on miał nos przyklejony do szyby i na szybie osiadała para z jego oddychania, musiał przecierać bez przerwy drugą ręką okno, żeby cokolwiek widzieć. Potem robił już tylko otworki. Okrągłe i podłużne. Przez taki otworek świat był ciekawy. Jak sztuczny.

Ale potem tata zobaczył, że on się tak bawi, i powiedział, jak możesz, i tata miał rację, że kazał mu się przesiąść.

W domu babci mama płakała cały czas i próbowała coś uprzątać, i wyrzucała z szafy rzeczy babci, a on wysunął troszkę szufladę od toaletki, pachniała babcią, i usłyszał, jak pomiędzy różnościami zaterkotała ta szklana kulka. I kiedy tatuś krzyknął, co ty tam robisz, niewiele myśląc wsadził ją szybko do kieszeni.

To właśnie tę kulkę musiał dać Witkowi. Lecz za to miał żółte pióro ptaszka. Ale piórka przecież nie weźmie nad morze. I jeszcze miał żołnierzyka na koniu.

Był całkiem szary. Pamiętał dzień, kiedy tata mu podarował te żołnierzyki. Dostał je na imieniny i jednego cały dzień nosił ze sobą, nawet przy jedzeniu miał go na kolanach, a tata mówił przecież, żeby nie bawić się przy jedzeniu, więc żołnierzyk tylko tam leżał, a tata powiedział, co ty masz tam na tych kolanach, i krzyknął do mamy, widzisz, jemu coś kupić! Ale chociaż był zły, nie odebrał mu żołnierzyka.

Powinien był bardziej uważać na to, co robi, i nie bawić się przy jedzeniu. I jeszcze miał pudełko zapałek z dziwnym kotem na wierzchu. Starsi chłopcy zbierali pudełka od zapałek i mieli bardzo, ale to bardzo dużo tych pudełek. Żaden z nich nie miał jednak pudełka z dziwnym kotem. Bo to było pudełko, które brat taty przywiózł mu z zagranicy. I starsi chłopcy chcieli się zamieniać, ale on się nigdy, przenigdy nie zamieni. Ojejku, jak strasznie chce mu się siusiu. Ale musi wytrzymać. Właściwie żołnierzyka może wziąć ze sobą nad morze. I pióro też może wziąć. Jak dobrze owinie w papier, to się nie zniszczy. Pudełko zostawi. Nad morzem jest dużo piasku do zabawy. Inne rzeczy też się nie przydadzą. Kawałeczek czerwonej kredy, zakładka do książki z zasuszonymi kwiatami w środku, dwa bilety do cyrku, zużyte, dostał od kolegi. Ale będzie też miał swoje, bo tata na pewno kiedyś przyniesie identyczne dwa bilety i powie, idziemy do cyrku! Tak będzie na pewno.

Pogładził zmięte kawałeczki papieru, a potem podciągnął piżamę.

Bilety zostaną. Spakuje tylko żołnierzyka i piórko. Było takie wesołe. Jakby ten ptaszek żył jeszcze. I żółte. Jak piasek.

***