Выбрать главу

Tata odwoził ich na dworzec. Nawet położył mu rękę na ramieniu jak prawdziwemu przyjacielowi i powiedział, będziesz się opiekował mamą, prawda? I uśmiechał się cały czas. A jemu aż głos się zrobił taki chrypiący, jak wtedy, kiedy miał anginę, i powiedział jak dorosły, możesz na mnie liczyć. A oni oboje z mamą się śmiali.

I jak szli na dworzec, to pytał taty: jak wielkie jest morze? A tata mówił: Duże. Bardzo duże? Duże jak co? Jak największe jezioro. Jest takie duże, powiedz, powiedz tatusiu, jakie duże? Takie duże, że nie można zobaczyć drugiego brzegu! Zobaczę, ja zobaczę, tatusiu! A tatuś się śmiał i mówił, nie zobaczysz! Założę się, że zobaczę. Ja zobaczę! Prawie krzyczał z podniecenia. Tatusiu, ja zobaczę drugi brzeg! A tata wtedy powiedział najważniejszą rzecz na świecie. Powiedział, jak zobaczysz, to kupię ci… Przestań, mówiła mama, ale tata nie przestał i powiedział, kupię ci, jeśli zobaczysz drugi brzeg… Ale jest drugi brzeg, prawda? Musiał się upewnić. Jasne, że jest, tata zawiesił głos i wstrzymywał obietnicę. Jeśli naprawdę – to naprawdę podkreślił tak mocno, że została pod nim dziura w powietrzu – go zobaczysz, kupię ci, co będziesz chciał, obiecuję.

Śmiali się razem z mamą, a jemu prawie serce wyskoczyło z piersi. Nie pamięta, jak wsiedli do pociągu, i chociaż na początku cieszył się, że będzie siedział przy oknie, teraz to było nieważne. Tata pomachał im i peron odjechał, i uciekały coraz szybciej drzewa, ale on tylko wtulił głowę w brązowe zasłonki PKP.

Och! Zobaczy drugi brzeg! Oczywiście, że zobaczy! I wtedy pójdą razem z tatą do sklepu z zabawkami na główną ulicę. Tata wróci wcześniej z pracy i pójdą sobie razem za rękę, jak gdyby nigdy nic. Wejdą do sklepu i on pokaże ręką kolejkę elektryczną z dodatkowymi torami i semaforami i zwrotnicami, które jak je przesuniesz, robią zgrzyt, jak prawdziwe. I wagoniki, i lokomotywa! Sprzedawca zdejmie to wszystko z półki i wrócą do domu, a tata będzie niósł to pudło, takie duże! I te tory ułożą razem z tatą w dużym pokoju na całym, calutkim dywanie – a może mama pozwoli zwinąć dywan? Tak jak przed świętami Bożego Narodzenia? Kiedy całą podłogę najpierw czyści się terpentyną i już nie ma jaśniejszego śladu po dywanie, a potem się pastuje i tak pachnie, a kiedyś to mama mu dała takie grube szmatki i powiedziała, żeby jeździł po podłodze i ślizgał się tam i z powrotem, a kiedy nikt nie widział, specjalnie się rozpędzał i przewracał i jechał na pupie prawie od połowy pokoju do ściany. I podłoga była taka błyszcząca. I tak zrobią. Tata zwinie dywan, zamkną się sami w pokoju i powoli otworzą pudło. A może to nawet będą dwa pudełka. W jednym będą tory, a w drugim reszta. Tata będzie te tory łączył ze sobą i układał pełną zakrętów trasę. A potem poprosi go, żeby wyjął z drugiego kartonu wagoniki. I on wyjmie! Te wagoniki będą jak żywe! I lokomotywę, co naprawdę rusza kołami i takim drążkiem przymocowanym do kół. I ma światełka na początku! Jak już ułoży się całą trasę, może nawet zrobią wiadukty z książek, i jak wszystko będzie gotowe, to tata zapyta, gotowe? A on powie tak. I kolejka ruszy. Będzie jeździć po całym, calutkim pokoju, a on będzie przestawiał zwrotnice, a tata będzie kierował i nawet tak szybko pojedzie, że któryś wagonik wypadnie z szyn i okaże się może, że tata niedokładnie włożył jedne tory w drugie, bo tam są takie dziurki z jednej strony i druciki wystające w drugich torach, i wtedy tata powie, ale gapa jestem. I będą się razem śmiać, a mama, jak będzie chciała wejść do pokoju, to tata krzyknie, bez biletu nie wpuszczamy!

Ale może namówią się z tatą, żeby jednak mama mogła wejść, i wtedy da mamie bilet do cyrku, ten zużyty, i będą udawać, że to jest bilet na przejazd i pozwolą mamie wejść, i siądą wszyscy na podłodze, i mama będzie patrzeć, jak oni kierują kolejką, która będzie jechać przez cały świat i tunele, aż pod ścianę, i będzie tak dobrze…

Bo na pewno zobaczy drugi brzeg!

***

– Przespałeś całą drogę, synku, za chwilę wysiadamy.

Otworzył oczy i natychmiast przytulił nos do szyby. Ale szyba odbijała tylko to, co było w przedziale. A za oknem była ciemność i gdzieniegdzie, jak przysłonić szparę między czołem a szybą – światełka.

– A morze? – zapytał.

– Morze zobaczymy jutro.

Jutro? Tak bardzo czekał, a teraz się okazuje, że nie ma morza?

Ale kiedy wysiedli z pociągu, poczuł inny zapach. I wiedział, że to morze tak pachnie. Mama nachyliła się nad nim i powiedziała:

– Słyszysz ten szum?

Oczywiście, że słyszał, tak szumiały drzewa w lesie, ale to nie były drzewa, bo mama powiedziała, to morze tak szumi, i przytuliła go.

I wieczorem, kiedy leżeli w łóżkach, i wcale nie chciało mu się spać, powiedział mamie o tamtym ptaszku i że ma jedno piórko, choć to była jego tajemnica, a mama powiedziała, że to dobrze, że to na szczęście.

***

Następnego ranka wstał, zanim wstała mama. Otworzył okno, ale widział tylko sosny i inne małe domki, takie jak ten, w którym spali z mamą. Więc siedział przy oknie i wąchał morze, i słuchał morza, ściskając w ręku ołowianego żołnierzyka. Mógł czekać, bo przecież morze jest. I zaraz się spełni wszystko. Zjedzą śniadanie, nie muszą się spieszyć, mama powiedziała, że będą plażować cały dzień, i potem, zaraz jak wrócą, to poprosi mamę, żeby napisała do tatusia. I na pewno tatuś się bardzo zdziwi i pomyśli o nim z dumą, ha! mój mały synek jednak zobaczył drugi brzeg! ho, ho!

Więc może cierpliwie czekać i słuchać szumu morza.

***

Kiedy stanął na brzegu, poczuł, że dzieje się coś dziwnego. Ono było żywe, prawdziwe, ale zupełnie inne niż wszystko, co widział do tej pory. Łagodnie wypluwało na piasek białe pazurki piany, nie było ani groźne, ani podobne do rzeki, rozlewało się jak mleko i cofało. A na piasku zostawał mokry ślad, co jak wdepnąć na niego nogą, to piasek obok robił się jaśniejszy, a potem ciemniał i w dołku po pięcie zostawała woda.

Starał się patrzeć najpierw na piasek, potem powoli przesuwał wzrok trochę wyżej, wyżej, lecz tam już z wodą łączyło się niebo.

Mama rozłożyła koc i wyjęła z koszyka jabłka, tylko że on nie chciał jeść. Patrzył i patrzył. Ale niebieskie wchodziło w niebieskie. Coś było nie w porządku. Oczywiście! Z tego miejsca nie zobaczy drugiego brzegu! Stoi za nisko. Musi wejść wyżej. Mama była w dobrym humorze i pozwoliła mu chodzić po plaży pod warunkiem, że nie wejdzie do wody. Obiecał to jej szybciutko – właśnie zobaczył wieżę, taką jak na polanie u babci. Tylko że tam podobno wchodzili myśliwi, a tu siedział pan w samych slipkach. Tak, z tamtego miejsca będzie lepiej widział. Mama chciała, żeby zdjął ubranko, ale ściągnął tylko koszulkę, w spodenkach miał żołnierzyka i żółte piórko, więc przecież nie mógł tego tak sobie zostawić.

Strasznie wysoka była ta wieża. I stopnie miała takie jak drabina. Trzymał się poprzecznej barierki i nie patrzył na dół, bo robiło mu się niedobrze. Ale nie szkodzi. Jeszcze tylko parę stopni. Wytrzyma! Nigdy nie wchodził tak wysoko. Patrzył w dół, a nogi były coraz dalej od piasku. Wisiał w powietrzu. Chciał wymiotować. Zamknął oczy. A potem pomyślał o tacie. Będzie dzielny. I kiedy wychylił głowę nad drewniany pomost, ten pan w samych slipkach aż podskoczył i krzyknął: tu nie wolno wchodzić, co ty tu robisz! Wtedy dopiero troszkę się zachwiał, ten pan natychmiast chwycił go za ręce i wciągnął do siebie. Chciało mu się płakać, bo pan był zły, i chyba nawet go coś tak drapnęło w gardle, ale przecież musiał zobaczyć drugi brzeg!

Odwrócił się w stronę morza i patrzył, nie słuchał wcale, co tamten pan mówi. Ale morze wyglądało tak samo… rozwlekle, aż hen, hen i nic nie było widać tylko wodę i wodę. Musiał źle patrzeć! Niech go tamten nie szarpie, bo on musi zobaczyć, a tu wszystko coraz bardziej zatarte i za mgłą, nie, nie będzie płakał, jest już przecież całkiem duży, tacy duzi chłopcy nie płaczą! Wytrze szybko oczy i musi zobaczyć, musi, a tamten pan nachylił się nad nim, co ty musisz? Muszę zobaczyć drugi brzeg! Drugi brzeg? Przecież to jest morze! Pan się roześmiał, nic nie rozumiał. Ale ma drugi brzeg? Ma, ale nie zobaczysz, chodź sprowadzę cię na dół. Nic ale to nic nie rozumiał ten opalony pan. Nie da się nigdzie zaprowadzić, póki nie zobaczy, nie może zejść na dół, nigdzie nie pójdzie!