Выбрать главу

Odpowiedziała mu cisza.

– Potrzebujemy łącznika.

– Co?

– Doradcy. Kogoś, kto by nam pomógł. Reacher wzruszył ramionami.

– Nie znam nikogo odpowiedniego. A sam zbyt dawno odszedłem.

Zapadła cisza. Reacher dopił kawę, odstawił kubek na stolik.

– Nadawałbyś się – powiedział Blake.

– Ja?

– Tak, ty. Przecież ciągle wiesz, co jest grane.

– Nie ma mowy.

– Dlaczego nie ma mowy? Reacher potrząsnął głową.

– Bo nie.

– Ale mógłbyś?

– Tak, ale nie chcę.

– Mamy twoje akta. Byłeś cholernie dobrym śledczym, póki służyłeś.

– To już historia.

– Pewnie nadal masz przyjaciół. Ludzi, którzy cię pamiętają. A może i ludzi, którzy coś ci zawdzięczają?

– Niewykluczone.

– Mógłbyś nam pomóc.

– Zapewne, ale nic z tego.

Reacher rozparł się na sofie. Położył na oparciu ramiona, wyprostował nogi.

– Nic nie czujesz? – spytał go Blake. – Do tych kobiet, które zostały zabite? To się nie powinno zdarzyć, prawda?

– W armii jest milion ludzi. Ja służyłem trzynaście lat. Przez ten czas kadry zmieniły się… może dwukrotnie? Więc powiedzmy, że ze mną służyły dwa miliony ludzi. Wydaje się oczywiste, że kilku z nich zginie, zostanie zabitych. Tak jak kilku z nich wygra na loterii. Nie mogę się martwić o wszystkich.

– Znałeś Callan i Cooke. Lubiłeś je.

– Lubiłem Callan.

– To pomóż nam złapać jej zabójcę.

– Nie.

– Proszę.

– Nie.

– Proszę cię o pomoc.

– Nie.

– Ty sukinsynu – powiedziała Lamarr. Reacher spojrzał na Blake’a.

– I ty na serio myślisz, że zechcę z nią pracować. Czy ona nie potrafi znaleźć dla mnie innego określenia niż „ty sukinsynu”?

– Julio, zrób nam kawy – powiedział Blake.

Lamarr zaczerwieniła się, zacisnęła wargi, lecz jednak wstała z sofy, z wysiłkiem, i poszła do kuchni. Blake się wyprostował. Mówił cicho.

– Jest spięta. Odpuść jej choć trochę.

– Mam jej odpuścić? – zdziwił się Reacher. – A niby czemu? Siedzi w moim domu, pije moją kawę i jeszcze wyzywa mnie od najgorszych.

– Ofiary należą do bardzo specyficznej kategorii, prawda?

I może mieści się w tej kategorii mniej ludzi, niż przypuszczasz. Kobiety wnoszące skargę za napastowanie seksualne, a następnie porzucające służbę, prawda? Powiedziałeś „setki, może tysiące”, ale Departament Obrony mówi coś innego: dziewięćdziesiąt jeden. Tylko dziewięćdziesiąt jeden kobiet spełnia te warunki.

– Więc?

– Wydaje nam się, że gość ma ochotę zająć się wszystkimi. Musimy założyć, że będzie zabijał, póki go nie złapiemy. Jeśli go złapiemy. Trzy już załatwił.

– Więc?

– Siostra Julii jest jedną z pozostałych osiemdziesięciu ośmiu. Kolejna chwila ciszy, przerywanej tylko jakże domowymi odgłosami dobiegającymi z kuchni.

– Julia się boi – ciągnął Blake. – Nie przesadnie, do paniki brakuje jej, moim zdaniem, sporo, bo jeden do osiemdziesięciu ośmiu to niezłe szanse, ale nawet niezłe szanse nie przeszkadzają jej traktować sprawy osobiście.

Reacher powoli kiwnął głową.

– W takim razie nie powinna pracować nad tą sprawą. Jest zaangażowana osobiście.

Blake wzruszył ramionami.

– Nalegała. Ja podejmowałem decyzję. Jestem z niej zadowolony. Presja pomaga osiągać rezultaty.

– Nie w jej wypadku. Jest nieobliczalna.

– Ale jest też moim najlepszym specjalistą od portretów psychologicznych. De facto to ona prowadzi sprawę. Potrzebuję jej, czy jest zaangażowana czy nie. Ona potrzebuje ciebie jako łącznika, ja potrzebuję rezultatów, więc odpuść jej choć trochę.

Skończył, usiadł wygodniej; tłusty starszy mężczyzna źle czujący się w garniturze, pocący się w nocnym chłodzie. „Potrzebuję rezultatów”. Reacher nie miał problemu z ludźmi potrzebującymi rezultatów, ale nic nie powiedział. To była długa chwila ciszy. A potem w pokoju pojawiła się Lamarr z dzbankiem kawy. Znów była blada. Opanowała się.

– Upieram się przy moim profilu – powiedziała. – Nasz człowiek to ktoś dokładnie taki jak ty. Być może to ktoś, kogo znałeś. Może ktoś, z kim pracowałeś. Reacher zmierzył ją spojrzeniem.

– Przykro mi z powodu twojej sytuacji osobistej – powiedział.

– Nie chcę twojej sympatii. Chcę złapać faceta.

– No, to powodzenia.

Lamarr pochyliła się, nalała kawy do kubka Blake’a, podeszła do Reachera.

– Dziękuję – powiedział Reacher.

– Pomożesz nam? – spytała. Reacher potrząsnął głową.

– Nie.

Odpowiedziało mu milczenie.

– A funkcja doradcy? – spytał Blake. – Tylko konsultacje, nic więcej. Głęboka znajomość środowiska.

Reacher znowu potrząsnął głową.

– Nie. Nie jestem zainteresowany.

– W takim razie rola stuprocentowo bierna? Udział w burzach mózgów. Mamy wrażenie, że potrafiłbyś zbliżyć się do tego faceta. Albo przynajmniej do typu faceta.

– Nie moja broszka – powiedział Reacher obojętnie. Kolejna chwila ciszy.

– Dasz się zahipnotyzować? – spytał Blake.

– Zahipnotyzować? Po co?

– Może przypomnisz sobie coś zakopanego głęboko w pamięci. No wiesz, jakiś gość rzucający groźby, wygłaszający nieprzychylne komentarze. Coś, na co w swoim czasie nie zwróciłeś szczególnej uwagi. Może ci się przypomni, a mu zdołamy coś z tego złożyć.

– Nadal hipnotyzujecie?

– Czasami – odpowiedział Blake. – Hipnoza bywa pomocna. Julia jest ekspertem. Ona by to zrobiła.

– W takiej sytuacji nie, dziękuję. Nie wykluczam, że zmusiłaby mnie do spaceru Piątą Aleją. Nago.

Kolejna chwila ciszy. Blake odwrócił wzrok, tylko na moment, i znów spojrzał Reacherowi w oczy.

– Spróbuję po raz ostatni – powiedział. – Biuro prosi cię o pomoc. Bez przerwy zatrudniamy jakiś doradców. Dostaniesz forsę i wszystko, co ci się należy. Tak czy nie?

– Właśnie dlatego mnie zgarnęliście, co? Blake skinął głową.

– Czasami to działa – powiedział.

– Jak?

Blake zastanawiał się przez chwilę, po czym uznał, że może odpowiedzieć. Reacher patrzył na faceta stosującego całkowitą szczerość jako narzędzie perswazji.

– Wstrząsa ludźmi. No wiesz, kiedy dajemy im odczuć, że są głównymi podejrzanymi, a potem mówimy, że jednak nie, emocjonalna huśtawka sprawia, że rodzi się w nich poczucie wdzięczności. No i chcą nam pomóc.

– Mówisz z doświadczenia? Blake znowu skinął głową.

– To częściej działa, niż nie działa – przyznał. Reacher wzruszył ramionami.

– Nigdy nie zajmowałem się psychologią.

– Można powiedzieć, że psychologia to nasza specjalność.

– Nie uważasz, że to trochę okrutne?

– Biuro robi to, co musi.

– Najwyraźniej.

– A więc tak czy nie?

– Nie.

W pokoju zapanowała cisza.

– Dlaczego?

– Chyba dlatego, że wasza emocjonalna huśtawka na mnie jednak nie podziałała.

– Możesz podać powód formalny? Do akt.

– Powodem formalnym jest pani Lamarr. Pani Lamarr mnie wkurza.

Blake rozłożył ręce w bezradnym geście.

– Przecież wkurzała cię tylko po to, żeby zadziałała huśtawka emocjonalna. Taka technika.

Reacher skrzywił się przeraźliwie.

– No, to jest przesadnie przekonująca. Odsuń ją od sprawy, to może jeszcze raz rozważę twoją propozycję.

Lamarr obrzuciła go wściekłym spojrzeniem. Blake tylko pokręcił głową.

– Tego nie zrobię. Decyzja należy do mnie, nikt nie będzie mi niczego dyktował.