– Oczywiście ze „Ślimakiem Morskim"! – wypalił Gunn.
– Właśnie – rzekł Pitt. – „Ślimak Morski" jest najnowszym batyskafem marynarki wojennej, przeznaczonym specjalnie do podwodnych operacji ratunkowych, i w tej chwili czeka na pokładzie rufowym „Modoca". W ciągu dwóch dni Rudi i ja doprowadzimy statek z batyskafem do rejonu przypuszczalnego położenia wraku i będziemy gotowi do rozpoczęcia poszukiwań.
Sandecker podrapał się pałeczką w brodę.
– A ja, kiedy komputery odwalą swoją robotę, przekażę wam skorygowaną pozycję wraku. Czy o to chodzi?
– Tak jest. O to chodzi.
Sandecker odszedł od makiety i usiadł w fotelu. Potem spojrzał na zdeterminowane twarze Pitta i Gunna.
– Dobra, panowie, róbcie po swojemu.
31.
Mel Donner oparł się o dzwonek u drzwi domu Seagrama przy Chevy Chase, tłumiąc ziewnięcie.
Seagram otworzył drzwi i wyszedł na frontowy ganek. Skinęli sobie głowami bez zwykłych porannych żartów i podeszli do krawężnika, gdzie stał samochód Donnera.
Seagram wsiadł i zaczął tępym wzrokiem spoglądać w boczne okno. Miał podkrążone oczy. Donner wrzucił bieg.
– Wyglądasz jak Frankenstein przed ożywieniem – odezwał się Donner. – Pracowałeś do późnej nocy?
– Właściwie to wróciłem do domu dosyć wcześnie – odparł Seagram. – Gruby błąd. Powinienem był dłużej zostać w pracy, a tak mieliśmy z Daną więcej czasu na kłótnie. Ostatnio jest dla mnie cholernie miła, do tego stopnia, że chce mi się łazić po ścianach. W końcu miałem tego dość i zamknąłem się w gabinecie. Zasnąłem przy biurku. Cały jestem połamany.
– Dziękuję ci – powiedział Donner z uśmiechem. Seagram odwrócił się zdziwiony.
– Za co mi dziękujesz?
– Za utwierdzanie w przekonaniu, że lepiej pozostać kawalerem. Podczas jazdy w godzinach szczytu zatłoczonymi ulicami Waszyngtonu obaj milczeli.
– Gene – wreszcie odezwał się Donner. – Wiem, że jesteś drażliwy na tym punkcie i jeśli chcesz, to powiedz mi, żebym się odpieprzył, ale wyglądasz mi na faceta, który męczy się na własne życzenie.
Seagram nie odpowiedział, więc Donner kuł żelazo, póki gorące:.
– Dlaczego nie weźmiesz sobie z tydzień lub dwa urlopu i nie zabierzesz Dany na jakąś spokojną słoneczną plażę? Wyjechałbyś z Waszyngtonu na jakiś czas. Budowa instalacji obronnych posuwa się naprzód bez kłopotów, a w sprawie bizanium już nic więcej nie możemy zrobić ponad to, że usiądziemy i będziemy się modlić, by chłopcy Sandeckera uratowali je z „Titanica".
– Jestem teraz potrzebny bardziej niż kiedykolwiek – stanowczo odparł Seagram.
– Tylko wmawiasz sobie, że jesteś taki ważny. W tej chwili nie mamy żadnego wpływu na rozwój wydarzeń. Seagram uśmiechnął się ponuro.
– Jesteś bliższy prawdy, niż ci się wydaje. Donner spojrzał na niego.
– Co chcesz przez to powiedzieć?
– Nie mamy żadnego wpływu – powtórzył Seagram apatycznie. – Prezydent kazał mi załatwić dla Rosjan przeciek informacji o „Planie Sycylijskim".
Donner zatrzymał samochód przy krawężniku i z osłupiałą miną popatrzył na Seagrama.
– Warren Nicholson z CIA przekonał prezydenta, że może sterować działalnością najważniejszych służb wywiadowczych Rosjan, przekazując im fragmenty tajnych danych o planie.
– Nie wierzę w ani jedno słowo – rzekł Donner.
– To niczego nie zmienia, czy wierzysz, czy nie – opryskliwie stwierdził Seagram.
– Jeżeli to, co mówisz, jest prawdą, co Rosjanom przyjdzie z niewielkich fragmentów? Bez naszych równań i obliczeń musieliby pracować co najmniej dwa lata, żeby móc przystąpić do realizacji tego systemu. A bez bizanium cała ta koncepcja jest nic niewarta.
– Gdyby pierwsi położyli łapę na bizanium, mogliby zbudować skuteczny system w ciągu trzydziestu miesięcy.
– Wykluczone. Admirał Kemper nigdy by do tego nie dopuścił. Na pewno zmusiłby Rosjan do pośpiesznego odwrotu, gdyby spróbowali porwać „Titanica".
– A przypuśćmy – mruknął Seagram – tylko przypuśćmy, że Kemperowi kazano się wycofać i nie reagować?
Donner pochylił się nad kierownicą. Z niedowierzaniem przecierał dłonią czoło.
– Chcesz, bym uwierzył, że prezydent Stanów Zjednoczonych pracuje dla komunistów?
– Jak mogę chcieć, żebyś w cokolwiek uwierzył, kiedy ja sam nie wiem, w co mam wierzyć? – powiedział Seagram, w geście zmęczenia wzruszając ramionami.
32.
Paweł Marganin, któremu wysoki wzrost i biały mundur oficera marynarki wojennej nadawały władczy wygląd, głęboko wciągnął do płuc wieczorne powietrze i wszedł do bogato zdobionego hallu restauracji „Borodino". Podał swoje nazwisko kierownikowi sali, który zaprowadził go do stolika zajmowanego zwykle przez Prewłowa. Kapitan już tam siedział, przeglądając gruby plik dokumentów w tekturowej teczce. Na chwilę podniósł wzrok, rzucił Marganinowi znudzone spojrzenie i powrócił do lektury zawartości teczki.
– Czy pozwolicie usiąść, towarzyszu kapitanie?
– Chyba że chcecie wziąć ścierkę i posprzątać naczynia ze stolika – odpowiedział Prewłow, nie przerywając czytania. – Oczywiście, siadajcie.
Marganin zamówił wódkę i czekał, aż Prewłow się odezwie. Minęły prawie trzy minuty, zanim kapitan wreszcie odłożył teczkę i zapalił papierosa.
– Powiedzcie mi, poruczniku, czy śledziliście tę wyprawę z prądem Lorelei?
– Szczegółowo nie. Po prostu przejrzałem sobie raport na jej temat przed przekazaniem go wam.
– Szkoda – rzekł Prewłow wyniosłym tonem. – Tylko pomyślcie, poruczniku, batyskaf, który może przepłynąć tysiąc pięćset mil nad dnem oceanu, w ciągu prawie dwóch miesięcy ani razu nie wynurzając się na powierzchnię. Radzieccy uczeni byliby szczęśliwi, gdyby udało im się osiągnąć choć połowę tego.
– Szczerze mówiąc, towarzyszu kapitanie, uważam ten raport za nudnawy.
– Nudnawy? Też coś! Gdybyście dokładnie go przestudiowali w czasie jednego z tych rzadkich momentów, kiedy sumiennie i z poświęceniem traktujecie swoją pracę, to być może zauważylibyście, że w ostatnich dniach wyprawy doszło do dziwnego zejścia z kursu.
– Mnie nie udało się dopatrzyć ukrytego znaczenia w zwykłej zmianie kursu.
– Dobry pracownik wywiadu zawsze szuka ukrytego znaczenia we wszystkim, Marganin.
Zganiony porucznik niespokojnie zerknął na zegarek i spojrzał w stronę męskiej toalety.
– Uważam, że powinniśmy to sprawdzić, czymkolwiek Amerykanie są tak zainteresowani w pobliżu Wielkiej Ławicy koło Nowej Fundlandii – ciągnął Prewłow. – Ze względu na tę sprawę z Nową Ziemią chcę, żeby dobrze się przyjrzano każdej operacji przeprowadzonej przez Narodową Agencję Badań Morskich i Podwodnych, zaczynając od minionego półrocza. Moja intuicja mi podpowiada, że Amerykanom chodzi o coś, co może oznaczać kłopoty dla naszej ojczyzny. – Prewłow skinął na przechodzącego kelnera i wskazał swój pusty kieliszek. Odchylił się do tyłu i westchnął. – Wszystko zawsze wygląda inaczej, niż się wydaje, prawda? Nasza robota jest niezwykła i trudna, jeśli weźmie się pod uwagę fakt, że każdy przecinek, każda kropka na byle świstku może zawierać istotną wskazówkę, prowadzącą do jakiejś tajemnicy. Ale właśnie najmniej oczywisty kierunek poszukiwań często prowadzi do właściwej odpowiedzi.
Kelner przyniósł Prewłowowi koniak. Kapitan przepłukał sobie usta alkoholem i przełknął go jednym haustem.
– Czy mogę przeprosić was na chwilę, towarzyszu kapitanie? – nagle zapytał Marganin.