Выбрать главу

– Czy nie zechciałaby pani wyjaśnić, w jakim celu instaluje się te zawory?

– Oczywiście – odparła Dana. – Kiedy kadłub zacznie wznosić się ku powierzchni, powietrze wpompowane do jego wnętrza będzie się rozprężało wraz ze spadkiem ciśnienia wody morskiej na zewnątrz. Gdyby stopniowo nie zmniejszano ciśnienia we wnętrzu kadłuba, powietrze prawdopodobnie rozsadziłoby „Titanica", rozrywając go na kawałki. I właśnie te zawory są po to, żeby zapobiec takiej katastrofalnej ewentualności.

– A zatem do podniesienia wraku NUMA zamierza wykorzystać sprężone powietrze?

– Tak. Na statku pomocniczym „Koziorożec" znajdują się dwa kompresory o wydajności pozwalającej wypchnąć z kadłuba „Titanica" dostateczną ilość wody, by go podnieść.

– Doktor Seagram – odezwał się jakiś głos. – Reprezentuję "Science Today" i przypadkowo wiem, że ciśnienie wody tam, gdzie leży „Titanic", przekracza czterysta atmosfer. Wiem również, że największe sprężarki mają wydajność, która pozwala osiągnąć ciśnienie o wartości niespełna trzystu atmosfer. Jak państwo zamierzają pokonać tę trudność?

– Główna jednostka na pokładzie „Koziorożca" pompuje powietrze z powierzchni rurą o wzmocnionych ściankach do sprężarki pomocniczej, która znajduje się wewnątrz wraku. Owa sprężarka pomocnicza wyglądem przypomina gwiaździsty silnik samolotowy, w którym cylindry rozchodzą się promieniście od centralnej osi. Również tutaj wykorzystaliśmy ogromne ciśnienie panujące na dużych głębokościach, w tym wypadku jako napęd tej sprężarki, dodatkowo wspomagany elektrycznością i powietrzem pompowanym z powierzchni. Przepraszam, że nie mogę przedstawić państwu szczegółowego opisu, ale jestem archeologiem, a nie inżynierem. Jednakże admirał Sandecker będzie później do państwa dyspozycji i z pewnością udzieli wyczerpującej odpowiedzi na wszystkie pytania dotyczące spraw technicznych.

– A co z zassaniem? – upierał się głos z „Science Today". – Czy po tylu latach leżenia w mule „Titanic" nie będzie zbyt mocno przywarty do dna?

– Rzeczywiście będzie – odparła Dana i gestem poprosiła o światło.

Kiedy się zapaliło, oślepiona jego blaskiem przez kilka chwil mrugała oczami, zanim zobaczyła, kto jej zadawał te pytania. Był to szatyn w średnim wieku; na nosie miał duże okulary w metalowej oprawce.

– W momencie, gdy obliczenia wykażą, że wewnątrz wraku znajduje się dostateczna ilość powietrza, by wynieść go na powierzchnię, wówczas dostarczająca je rura zostanie odłączona od kadłuba i w osady wokół kilu „Titanica" zacznie się nią wtłaczać specjalny elektrolit, przygotowany przez spółkę Myers-Lentz. W wyniku reakcji chemicznej, powodującej rozpad cząsteczek osadów, powstanie piana, która zniesie tarcie statyczne i tym samym pozwoli wrakowi oderwać się od dna.

Jeszcze jeden mężczyzna podniósł rękę.

– Jeżeli ta operacja zakończy się powodzeniem i „Titanic" zacznie się wznosić ku powierzchni, to czy nie istnieje możliwość, że statek odwróci się do góry dnem? W czasie czterokilometrowej drogi pozbawionemu równowagi obiektowi o ciężarze czterdziestu pięciu tysięcy ton trudno będzie zachować prawidłową pozycję.

– Ma pan rację. Rzeczywiście istnieje możliwość, że wrak odwróci się do góry dnem, ale w jego dolnych ładowniach zamierzamy zostawić wystarczającą ilość wody, która temu zapobiegnie, pełniąc rolę balastu.

Podniosła się jakaś młoda kobieta o męskim wyglądzie i pomachała ręką.

– Doktor Seagram, jestem Connie Sanchez z tygodnika „Wyższość Kobiet". Moje czytelniczki pragnęłyby się dowiedzieć, jakie pani rozwinęła w sobie mechanizmy obronne, by móc na co dzień skutecznie konkurować z egoistycznymi grupkami, którzy zdominowali ten zawód?

Pytanie to sprawiło, że zebrani w sali dziennikarze z zażenowaniem umilkli. Boże, pomyślała Dana, prędzej czy później musiało do tego dojść. Odsunęła się od pulpitu i stanęła w niedbałej, prawie kuszącej pozie.

– Moja odpowiedź, pani Sanchez, absolutnie nie nadaje się do publikacji.

– A więc robi pani unik – stwierdziła Connie Sanchez z uśmiechem wyższości.

Dana udała, że go nie zauważyła.

– Po pierwsze uważam, że nie potrzebuję żadnych mechanizmów obronnych. Moi koledzy wystarczająco szanują mnie za inteligencję, by liczyć się z moim zdaniem. Nie muszę chodzić bez stanika czy pokazywać nóg, żeby zwracali na mnie uwagę. Po drugie wolę konkurować na dobrze znanym mi gruncie swojej własnej płci, co nie powinno nikogo dziwić, jeżeli uwzględni się fakt, że stu czternastu spośród czterystu czterdziestu naukowców w NUMA to kobiety. A po trzecie, pani Sanchez, jedyne głupie osoby, jakie miałam pecha spotkać w życiu, reprezentowały żeńską część rodu ludzkiego.

Na chwilę sala osłupiała z wrażenia. Krępującą ciszę przerwał nagle jakiś głos.

– Brawo, pani doktor! – wykrzyknęła drobna siwowłosa dziennikarka z „Chicago Daily". – Ale ją pani załatwiła!

Szmer aplauzu przeszedł w burzę oklasków. Zaprawieni w bojach waszyngtońscy dziennikarze wyrażali swoje uznanie owacją na stojąco.

Connie Sanchez siedziała na swoim miejscu czerwona ze złości, miotając lodowate spojrzenia. Zauważywszy, że jej wargi układają się w słowo „suka", Dana odpowiedziała ironicznym uśmiechem zadowolenia z siebie, co dobrze potrafią robić jedynie kobiety. Jak słodkie jest schlebianie, pomyślała.

40.

Od wczesnego ranka nieustannie wiało z północnego wschodu. Późnym popołudniem wiatr stężał do wichury o prędkości czterdziestu pięciu węzłów, która tak wzburzyła ocean, że statki uczestniczące w operacji podnoszenia wraku podskakiwały na falach jak papierowe kubki. Sztorm przyniósł ze sobą falę paraliżującego zimna znad pustkowi poza kołem polarnym. Nikt nie odważył się wyjść na oblodzone pokłady. Nie jest tajemnicą, że to wiatr odbiera ciepło ciału. Ludzie odczuwają większy chłód i gorzej znoszą temperaturę pięciu stopni poniżej zera przy wietrze o prędkości trzydziestu pięciu węzłów niż wówczas, gdy mróz sięga dwudziestu pięciu stopni, ale nie wieje. Wiatr szybciej pozbawia ciepła, niż organizm je wytwarza – to nieprzyjemne zjawisko znane jest jako tzw. czynnik oziębiający.

Joel Farquar, specjalista od pogody, wypożyczony przez „Koziorożca" z Federalnego Zarządu Służb Meteorologicznych, zdawał się nie zwracać uwagi na sztorm szalejący za oknami centrali operacyjnej, kiedy obserwował instrumenty odbierające sygnały z satelitów meteorologicznych, które co dwadzieścia cztery godziny przysyłały z kosmosu zdjęcia północnego Atlantyku.

– No i jaką przyszłość wróży nam twój przewidujący umysł? – spytał Pitt, próbując utrzymać równowagę na rozkołysanej podłodze.

– Za godzinę sztorm zacznie słabnąć – odparł Farquar. – Nim jutro wstanie słońce, szybkość wiatru powinna spaść do dziesięciu węzłów.

Farquar nie podniósł wzroku, kiedy mówił. Ten pracowity niski mężczyzna o czerwonej twarzy był całkowicie pozbawiony poczucia humoru i życzliwości. Cieszył się jednak szacunkiem wszystkich uczestników operacji ze względu na pełen poświęcenia stosunek do pracy i fakt, że jego prognozy zawsze dokładnie się sprawdzały.