Выбрать главу

Zbliżyła się i objęła go.

– Mel, jak cudownie znów cię widzieć.

– Wspaniale wyglądasz – powiedział.

Już nie było śladu po miesiącach pełnych napięcia i udręki. Dana wydawała się spokojniejsza, a jej uśmiech stracił nerwowość.

– Jak się miewa nasz szalejący kawaler? – spytała. – Na jaką przynętę w tym tygodniu podrywasz biedne, niewinne panienki, na chirurga mózgu czy astronautę?

Donner poklepał się po wydatnym brzuchu.

– Z astronauty na razie zrezygnowałem, dopóki nie zrzucę paru kilogramów. Właściwie ze względu na popularność, jaką się cieszycie w związku z „Titanikiem", to chyba nic złego by się nie stało, gdybym opowiadał tym samotnym ślicznotkom, przesiadującym w waszyngtońskich barach, że pracuję jako nurek na pełnym morzu.

– A dlaczego po prostu nie powiesz im prawdy? W końcu jesteś w tym kraju jednym z najlepszych fizyków i nie masz się czego wstydzić.

– Wiem, ale tak jakoś dziwnie się składa, że to mi odbiera całą przyjemność. Poza tym kobiety uwielbiają, kiedy się udaje kogoś innego.

– Przynieść ci jeszcze kawy? – spytała, ruchem głowy wskazując filiżankę.

– Nie, dziękuję – odparł z uśmiechem, ale po chwili spoważniał. – Wiesz, po co przyszedłem.

– Domyślam się.

– Martwię się o Gene'a.

– Ja również.

– Mogłabyś do niego wrócić.

Spojrzała Melowi prosto w oczy.

– Ty niczego nie rozumiesz. Kiedy jesteśmy razem, wszystko wygląda jeszcze gorzej.

– Bez ciebie on czuje się zagubiony. Dana pokręciła głową.

– Jego kochanką jest praca. Ja służyłam mu tylko za podporę, kiedy był sfrustrowany. Jak większość żon, do rozstroju doprowadza mnie udręka wynikająca z jego obojętności, którą mi okazuje, kiedy ma nadmierne stresy w pracy. Czy ty tego nie rozumiesz, Mel? Musiałam opuścić Gene'a, zanimbyśmy się wzajemnie zniszczyli. – Dana odwróciła twarz i ukryła ją w dłoniach, ale szybko się opanowała. – Gdyby on to rzucił i z powrotem zajął się studentami, wówczas byłoby inaczej.

– Nie powinienem ci tego mówić – rzekł Donner – ale jeżeli wszystko pójdzie zgodnie z planem, to ten projekt za miesiąc zostanie zrealizowany. Wtedy Gene'a już nic nie będzie trzymało w Waszyngtonie i może wrócić na uniwersytet.

– A co z waszymi kontraktami z rządem?

– Skończą się. Podpisaliśmy kontrakty na określony projekt i kiedy go zrealizujemy, to będziemy wolni. Wówczas nic nam nie pozostanie, jak tylko pięknie się ukłonić i wrócić na uczelnie, z których przyszliśmy.

– Ale wtedy on może już mnie nie zechce.

– Znam Gene'a – powiedział Donner. – Jest wierny jednej kobiecie. Na pewno zechce… o ile, oczywiście, jeszcze się z nikim nie związałaś.

– A niby skąd takie przypuszczenie?

– W zeszłą środę przypadkowo byłem wieczorem w restauracji „U Webstera".

O Boże! – pomyślała Dana. Jedna z nielicznych randek od rozstania z Gene'em już zaczęła ją prześladować. To właśnie wtedy we czwórkę z Marie i dwoma biologami z laboratorium morskiego NUMA spędziła miły wieczór w sympatycznym towarzystwie. Tylko tyle, nic więcej się nie wydarzyło.

Wstała i rzuciła Donnerowi wściekłe spojrzenie.

– Ty, Marie, a nawet… tak, nawet prezydent, wszyscy oczekujecie ode mnie, żebym na klęczkach wróciła do Gene'a i dała mu poczucie bezpieczeństwa jak jakaś cholerna kołderka, bez której nie może zasnąć. Ale żadne z was nawet się nie pofatygowało, żeby zapytać, jak j a się czuję, co się we mnie dzieje i jakie przeżywam frustracje. Niech was wszystkich diabli wezmą! Jestem panią siebie i mogę robić ze swoim życiem, co mi się podoba. Wrócę do Gene'a, kiedy sama zechcę. A jeśli będę miała ochotę spotkać się z jakimś innym mężczyzną i pójść z nim do łóżka, to moja sprawa.

Odwróciła się na pięcie, zostawiając zdumionego i zakłopotanego Donnera. Wbiegła na schody, wpadła do pokoju i rzuciła się na łóżko. To, co powiedziała, to tylko słowa. Nigdy żaden mężczyzna nie zajmie w jej życiu miejsca Gene'a Seagrama i była pewna, że nadejdzie taki dzień, kiedy do niego wróci. Teraz jednak płakała, póki jej starczyło łez.

Cztery ogromne kwadrofoniczne kolumny zagrzmiały muzyką z gramofonu umieszczonego w jednej z lustrzanych ścian i obsługiwanego przez prezenterkę. Na zatłoczonym parkiecie wielkości znaczka pocztowego gęsty dym z papierosów przecinały kolorowe błyskawice jaskrawego światła, strzelające z sufitu dyskoteki. Donner samotnie siedział przy stoliku, obojętnie patrząc na pary tańczące w rytm hałaśliwej muzyki.

Jakaś drobna blondynka podeszła do niego i nagle się zatrzymała.

– Wzięty adwokat?

Donner podniósł wzrok, roześmiał się i wstał.

– Miss Sheldon…

– Marie – powiedziała z miłym uśmiechem.

– Pani tu sama?

– Nie, jestem z pewnym małżeństwem i czuję się jak piąte koło u wozu.

Donner spojrzał tam, gdzie pokazała, ale trudno byłoby mu powiedzieć, o kogo jej chodziło w tłumie kłębiącym się na parkiecie. Podstawił krzesło.

– Już ma pani partnera.

W pobliżu znalazła się kelnerka roznosząca koktajle i przyjęła zamówienie od Donnera, który musiał przekrzykiwać hałas. Kiedy z powrotem odwrócił się do Marie, wówczas zauważył, że patrzy na niego z aprobatą.

– Jak na fizyka, nieźle się pan prezentuje, panie Donner.

– Cholera! A ja chciałem dziś wyglądać na agenta CIA. Uśmiechnęła się szeroko.

– Dana opowiadała mi o pańskich eskapadach. To wstyd sprowadzać biedne dziewczęta na manowce.

– Niech pani jej nie wierzy. Przy kobietach właściwie jestem nieśmiały i zamknięty w sobie.

– Czyżby?

– Słowo harcerza – odpowiedział podając jej ogień. – A co dzisiaj robi Dana?

– Ale chytrusek. To dlatego tak szybko mnie pan poderwał.

– Skądże znowu. Po prostu…

– Oczywiście, to nie pański interes, ale Dana chyba już płynie statkiem po północnym Atlantyku.

– Urlop dobrze jej zrobi.

– Rzeczywiście umie pan ciągnąć za język biedne dziewczęta – stwierdziła Marie. – A tak przy okazji, może pan zawiadomić swojego kumpla, Gene'a Seagrama, że ona nie jest na urlopie, lecz opiekuje się armią dziennikarzy, którzy na własne oczy chcą w przyszłym tygodniu zobaczyć wydobycie „Titanica".

– Właśnie ja ją o to poprosiłem.

– Wspaniale. Zawsze imponowali mi mężczyźni, którzy potrafią się przyznać, że zrobili głupstwo. – Podniosła oczy i spojrzała na niego filuternie. – Jak już to ustaliliśmy, dlaczego mi się pan nie oświadcza?

Donner zmarszczył brwi.

– Czy to nie w takich wypadkach skromne panienki mówią: „Ależ proszę pana, ja pana prawie nie znam"? Wzięła go za rękę i wstała.

– Chodźmy więc.

– Czy mogę wiedzieć dokąd?

– Do ciebie – powiedziała z figlarnym uśmiechem.

– Do mnie?

Dla Donnera wypadki najwyraźniej toczyły się zbyt szybko.

– Jasne. Musimy pójść do łóżka, no nie? W jakiż inny sposób może się poznać dwoje zaręczonych ludzi, którzy mają się pobrać?

44.

Pitt w niedbałej pozie siedział w przedziale pociągu, leniwie obserwując krajobraz Devonu przesuwający się za oknem. Koło Dawlish tory biegły łukiem nad brzegiem morza. Na Kanale dostrzegł flotyllę trawlerów rybackich, wypływających na poranny połów. Kiedy jednak wkrótce się rozpadało, a deszcz spływający strużkami po szybach pokrył je mgiełką i zamazał widok, Pitt znów zaczął bezmyślnie przewracać kartki czasopisma, które leżało na jego kolanach.