– Sprawi ci wielką różnicę, jeśli odłożymy to na kiedy indziej?
– Ale to pilne.
– Nie mogę.
– Znów ta twoja cholerna obowiązkowość – powiedziała odwracając twarz. – Czy ty tego nie rozumiesz? Praca nas rozdziela. Możemy uratować nasze małżeństwo, Gene. Moglibyśmy złożyć wymówienia i wrócić na uczelnię. Z twoim doktoratem z fizyki i moim z archeologii, z naszym doświadczeniem i dorobkiem każdy uniwersytet przyjmie nas z otwartymi rękami. Byliśmy na tym samym wydziale, kiedy się poznaliśmy, pamiętasz? To były nasze najszczęśliwsze lata.
– Dana, zlituj się, ja nie mogę zrezygnować. Nie teraz.
– Dlaczego?
– Realizujemy bardzo ważny projekt…
– W ciągu ostatnich pięciu lat wszystkie te wasze projekty były bardzo ważne. Proszę, Gene, błagam cię, ratuj nasze małżeństwo. Wszystko zależy od ciebie. Zrób coś, a ja się dostosuję, byleby tylko wynieść się z Waszyngtonu. To miasto zniszczy wszelką nadzieję na ocalenie naszego wspólnego życia, jeśli będziemy z tym zwlekali.
– Potrzebuję jeszcze roku.
– Nawet za miesiąc może być za późno.
– Zbyt głęboko w tym siedzę, żebym teraz mógł zrezygnować.
– Te wasze idiotyczne tajne projekty nigdy się nie skończą. Jesteś tylko narzędziem Białego Domu.
– Oszczędź sobie takiego gadania.
– Gene, na miłość boską, rzuć to!
– Tu nie chodzi o miłość boską, lecz o miłość ojczyzny. Przykro mi, ale nie mogę ci tego wyjaśnić.
– Rzuć to – powtórzyła ze łzami w oczach. – Nie ma ludzi niezastąpionych. Niech Mel Donner przejmie twoje stanowisko.
Przecząco pokręcił głową.
– Nie – powiedział zdecydowanie. – To ja z niczego stworzyłem ten plan. Powstał w moich szarych komórkach, więc ja muszę kierować jego realizacją do samego końca.
Ponownie zjawił się kelner i spytał, czy już może przyjąć zamówienie
– Nie jestem głodna – stwierdziła Dana, kręcąc głową. Wstała i popatrzyła na Gene'a. – Będziesz na kolacji?
– Posiedzę w biurze trochę dłużej. Dana już nie powstrzymywała łez.
– Mam nadzieję, że cokolwiek robisz, jest tego warte – wymamrotała – bo zapłacisz za to straszliwą cenę.
Potem odwróciła się i odeszła szybkim krokiem.
4.
W przeciwieństwie do stereotypu rosyjskiego oficera wywiadu z amerykańskich filmów, kapitan Andriej Prewłow nie wyglądał jak byk i nie golił głowy. Był proporcjonalnie zbudowanym, przystojnym mężczyzną, nosił porządnie uczesane włosy i modnie przystrzyżone wąsy. Jego styl życia podbudowany włoskim sportowym samochodem i luksusowo urządzonym mieszkaniem, którego okna wychodziły na rzekę Moskwę, niezbyt odpowiadał jego przełożonym z wydziału Wywiadu Zagranicznego Marynarki Wojennej. Mimo tych irytujących dewiacji istniało niewielkie prawdopodobieństwo, że Prewłow straci swoje wysokie stanowisko w wydziale. Opinia najbardziej błyskotliwego specjalisty od wywiadu w Marynarce Wojennej, tak pieczołowicie przez niego budowana, oraz fakt, że ojciec był w partii człowiekiem numer dwanaście, czyniły z kapitana osobę nietykalną.
Wystudiowanym niedbałym gestem zapalił winstona i nalał sobie do szklanki bombajskiego dżinu. Potem odchylił się do tyłu i zaczął przeglądać plik teczek z dokumentami, które jego asystent, porucznik Marganin, położył mu na biurku.
– To dla mnie tajemnica, towarzyszu kapitanie, jak łatwo przyswajacie sobie tę zachodnią tandetę – cicho odezwał się Marganin.
Prewłow podniósł wzrok znad dokumentów i rzucił Marganinowi zimne, pogardliwe spojrzenie.
– Jak tylu innych naszych towarzyszy, w ogóle nie macie pojęcia o świecie. Ja myślę jak Amerykanin, piję jak Anglik, prowadzę samochód jak Włoch i żyję jak Francuz. A wiecie dlaczego, poruczniku?
Marganin się zaczerwienił.
– Nie, towarzyszu kapitanie.
– Żeby lepiej poznać wroga, Marganin. Kluczowa sprawa to poznać wroga lepiej niż on was, lepiej niż on zna samego siebie. Wtedy można go uprzedzić i zrobić mu to, co tobie niemiło.
– To cytat z towarzysza Nerwa Czeskiego?
Prewłow z rezygnacją wzruszył ramionami.
– Nie, durniu. Parafrazuję chrześcijańską Biblię. – Zaciągnął się, wypuścił dym przez nos i łyknął trochę dżinu. – Studiuj zachodni styl, przyjacielu. Jeśli nie będziemy się od nich uczyć, to nasza sprawa jest przegrana. – Ponownie zajął się dokumentami. – No dobrze, ale dlaczego te sprawy trafiły do naszego wydziału?
– Nie widzę innego powodu, jak tylko to, że do incydentu doszło na wybrzeżu albo w jego pobliżu.
– A co nam wiadomo na ten temat? – spytał Prewłow, szybko otwierając następną teczkę.
– Niewiele. Zaginął żołnierz ochrony wraz z psem. W czasie patrolowania północnej wyspy Nowej Ziemi.
– Trudno to uznać za powód do paniki w bezpiece. Na Nowej Ziemi praktycznie nic nie ma. Jakaś przestarzała wyrzutnia rakiet, strażnica, paru rybaków… W promieniu kilkuset kilometrów nie ma tam żadnych tajnych instalacji. Nawet szkoda czasu na wysyłanie żołnierza z psem, żeby to patrolował.
– Zachód niewątpliwie myśli to samo o wysyłaniu tam agenta. Prewłow zaczął bębnić palcami w stół, zezując na sufit. W końcu się odezwał:
– Agenta? Tam nic nie ma… z wojskowego punktu widzenia nic ciekawego… Chociaż… – Urwał i błyskawicznie nacisnął guzik telefonu wewnętrznego. – Przynieście mi pozycje statku Narodowej Agencji Badań Morskich i Podwodnych z ostatnich dwóch dni.
Marganin uniósł brwi.
– Nie ośmieliliby się wysłać ekspedycji oceanograficznej w pobliże Nowej Ziemi. To przecież radzieckie wody terytorialne.
– Morze Barentsa nie jest naszą własnością – cierpliwie wyjaśnił mu Prewłow. – To wody międzynarodowe.
W tym momencie zjawiła się sekretarka – atrakcyjna blondynka w eleganckim brązowym kostiumie – wręczyła Prewłowowi jakiś skoroszyt i wyszła, cicho zamykając za sobą drzwi.
Prewłow przerzucał kartki w skoroszycie, aż wreszcie znalazł to, czego szukał.
– Jest. Statek NUMA „First Attempt", ostatnio widziany przez jeden z naszych trawlerów trzysta dwadzieścia pięć mil morskich na południowy zachód od Ziemi Franciszka Józefa.
– To znaczy blisko Nowej Ziemi – powiedział Marganin.
– Dziwne – mruknął Prewłow. – Zgodnie z grafikiem operacyjnym statków oceanograficznych Stanów Zjednoczonych, „First Attempt" powinien w tym czasie prowadzić badania nad planktonem u wybrzeży Karoliny Pomocnej. – Dopił dżin, zdusił niedopałek papierosa i zapalił następnego. – Bardzo interesujący zbieg okoliczności.
– Czego to dowodzi? – spytał Marganin.
– Niczego nie dowodzi, ale pozwala przypuszczać, że ten żołnierz z Nowej Ziemi został zamordowany, a agent, który jest za to odpowiedzialny, uciekł i najprawdopodobniej spotkał się z „First Attempt". Z tego wynika, że Stanom Zjednoczonym o coś chodzi, skoro statek badawczy NUMA bez wyjaśnień zmienia swój rozkład rejsów.
– A o co może im chodzić?
– Nie mam zielonego pojęcia – odparł Prewłow, odchylając się na krześle do tyłu i gładząc po wąsach. – Każcie zrobić powiększenia zdjęć satelitarnych tego rejonu, wykonanych w czasie zdarzenia, o którym mowa.
Ulice miasta za oknami gabinetu wypełniał już wieczorny mrok, gdy porucznik Marganin położył powiększone zdjęcia na biurku Prewłowa i podał mu silną lupę.
– Wasza dociekliwość przyniosła efekty, towarzyszu kapitanie. Mamy tu coś interesującego.
Prewłow z uwagą studiował fotografie.
– Na statku nie widzę nic niezwykłego – rzekł. – Typowy sprzęt badawczy, nie ma żadnych urządzeń do wykrywania celów wojskowych.