Выбрать главу

– Nigdy nie ujdzie wam to na sucho – rzekł Parotkin. – To, co chcecie robić, będzie ordynarnym masowym morderstwem. – W jego apatycznym spojrzeniu pojawiło się obrzydzenie. – Czy z taką samą dbałością o szczegóły uwzględniliście również konsekwencje niepowodzenia?

Prewłow popatrzył na niego ze swoim wiecznym uśmiechem, który zaczął blednąc.

– Niepowodzenie zostało uwzględnione, towarzyszu. Miejmy jednak nadzieję, że nie będziemy musieli posuwać się do ostateczności. – Wskazał duże echo na ekranie radaru. – Szkoda byłoby ponownie zatopić taki legendarny statek, tym razem na dobre.

59.

Głęboko we wnętrzu kadłuba starego transatlantyku Spencer i jego ludzie z trudem utrzymywali dieslowskie pompy w ruchu. Pracując często samotnie w zimnych, ciemnych przedziałach ze stali, przypominających jaskinie, gdzie jedynym udogodnieniem było marne światło niewielkich reflektorów, bez skargi starali się utrzymać statek na powierzchni. Przykrą niespodzianką było to, że w niektórych przedziałach pompy nie nadążały z usuwaniem przeciekającej do wnętrza wody.

Do godziny siódmej pogoda bezpowrotnie się zepsuła. Słupek rtęci w barometrze wciąż gwałtownie spadał. „Titanic" zaczął się rzucać i przewalać z boku na bok, biorąc wodę dziobem i nadburciami pokładu ładunkowego. W ciemnościach nocy i zacinającym deszczu widoczność spadła niemal do zera. Ludzie z holowników dostrzegali wielki statek jedynie chwilami, gdy jego upiorna sylwetka niewyraźnie majaczyła w świetle błyskawic. Uwagę skupiali przede wszystkim na holu znikającym w wodzie kłębiącej się za rufą. Ta lina życia gwałtownie się napinała za każdym razem, gdy „Titanic" przyjmował uderzenie ogromnych fal; zafascynowani, patrzyli na nią, kiedy wyskakiwała z wody, trzeszcząc w żałosnym proteście.

Butera ani na chwilę nie schodził z mostka, utrzymując stały kontakt z ludźmi na rufie. Nagle, mimo wycia wiatru, usłyszał skrzeczenie głośnika.

– Kapitan?

– Mówi kapitan – odpowiedział do mikrofonu.

– Chorąży Kelly z rufy, panie kapitanie. Dzieje się tu coś cholernie dziwnego.

– Możecie mówić jaśniej?

– No więc, panie kapitanie, hol zupełnie zwariował. Najpierw poleciał na lewą burtę, a teraz przesunął się na prawą, i muszę powiedzieć, że pod bardzo dziwnym kątem, panie kapitanie.

– Dobra, meldujcie o wszystkim – rzekł Butera i przełączył się na inną falę. – Uphill, słyszysz mnie? Tu Butera.

Uphill odpowiedział z „Morse'a" prawie natychmiast:

– Nawijaj.

– Chyba „Titanic" zszedł z kursu w prawo.

– Możesz ustalić jego pozycję?

– Nie. Jedyną wskazówką jest kierunek holu. Na kilka chwil zapadło milczenie, Uphill bowiem gorączkowo zastanawiał się nad nową sytuacją. Wreszcie znowu się odezwał:

– Z trudem robimy cztery węzły. Pozostaje nam tylko pchać się dalej. Jeżeli się zatrzymamy, żeby zobaczyć, co się dzieje, to wrak może stanąć bokiem do fali i przewrócić się do góry dnem.

– Widzisz go na radarze?

– Nie, dwadzieścia minut temu zmyło mi antenę. A co z twoją?

– Antenę jeszcze mam, ale mnie z kolei zalało przewody i doszło do zwarcia.

– No to ślepy prowadzi ślepego.

Butera odłożył mikrofon i ostrożnie uchylił drzwi prawego skrzydła mostka. Osłaniając oczy ręką i zataczając się, wyszedł na zewnątrz. Wytężonym wzrokiem próbował przebić ciemności tej rozszalałej nocy. Reflektory okazały się nieprzydatne, ukazując jedynie smugi zacinającego deszczu. Od strony rufy zajaśniała błyskawica; odgłos grzmotu utonął w wyciu wiatru. Buterze na moment zamarło serce, w krótkim błysku światła nie dostrzegł bowiem cienia „Titanica", jak gdyby nigdy go nie było. Ociekając wodą, która spływała mu po sztormiaku, ledwie zdążył przecisnąć się przez drzwi, gdy w głośniku znów zaskrzeczał głos Kelly'ego:

– Kapitan?

Butera starł krople deszczu z oczu i podniósł mikrofon.

– Co jest, Kelly?

– Hol się poluzował.

– Pękł?

– Nie, panie kapitanie, ale głębiej siedzi w wodzie. Jeszcze nigdy nie widziałem, żeby tak się zachowywał. Wygląda to tak, jakby wrak chciał nas przegonić.

Właśnie słowa „nas przegonić" zaalarmowały Buterę. Nigdy nie zapomni wstrząsu, jakiego doznał, kiedy nagle to sobie uświadomił. Przez głowę przemknęła mu seria obrazów układających się w koszmarną scenę: „Titanic" lekko wyprzedza „Wallace'a" równoległym kursem na prawym trawersie, a potem hol gwałtownie ściąga go do tyłu – jak wówczas, gdy uczniowie bawią się w węża. Pierwsze oznaki już są – hol, który najpierw zmienia kierunek, a potem się luzuje. Wtem coś rozproszyło myśli Butery. Niemal w tym samym momencie chwycił mikrofon i zadzwonił do maszynowni.

– Cała naprzód! Maszynownia, słyszycie mnie?! Cała naprzód! – wykrzyknął, a potem połączył się z „Morse'em". – Zbliżam się do was z pełną szybkością! – zawołał. – Słyszysz mnie, Uphill?

– Powtórz – poprosił Uphill.

– Daj całą naprzód, do cholery, bo cię rozjadę!

Butera rzucił mikrofon i z trudem ponownie wyszedł na skrzydło mostka. Huragan rozbijał fale na pianę tak wściekle, z taką zajadłością, że zatarła się granica między powietrzem a wodą. Butera już nic więcej nie mógł zrobić, tylko stał przywarty do relingu.

I wtedy zobaczył ogromny dziób „Titanica", wyłaniający się z pyłu wodnego zaledwie trzydzieści metrów od prawej burty. Zdrętwiał z przerażenia, bezradnie wlepiając wytrzeszczone oczy w straszliwą masę, która nieubłaganie zbliżała się do „Wallace'a".

– Nie! – zawołał przekrzykując wiatr. – Zostaw mój statek, ty brudny stary trupie!

Już wydawało się, że „Titanic" nieuchronnie uderzy w rufę holownika, a jednak stało się to, co było niemożliwe. Ogromna góra wody uniosła dwudziestometrowej wysokości dziób „Titanica", zatrzymując go akurat na tyle, że holownik zdążył odskoczyć i uniknąć uderzenia. Potem wrak opadł w dolinę, mijając rufę „Wallace'a" nie więcej niż o metr i wznosząc falę, która zalała holownik i pozbawiła go łodzi ratunkowej oraz jednego nawiewnika.

Ta sama fala oderwała Buterę od relingu i przycisnęła do ściany sterowni. Leżał tam całkowicie przykryty wodą, zachłystując się i dusząc z braku powietrza, lecz dzięki drganiom pokładu od pulsujących silników nie tracił ducha. Kiedy w końcu woda spłynęła, z trudem się podniósł i zwymiotował.

Przytrzymując się rękami ściany, wszedł do sterowni zapewniającej mu bezpieczeństwo. Wciąż oszołomiony cudownym ocaleniem „Wallace'a", patrzył na „Titanica", który niczym wielkie czarne widmo powoli zostawał za rufą, aż wreszcie zniknął w strugach niesionego wiatrem deszczu.

60.

– Tylko Dirk Pitt umie poderwać damę na środku Atlantyku, i to w czasie huraganu – powiedział Sandecker. – Jak ty to robisz?

– Moja tajemnica – odparł Pitt, delikatnie bandażując głowę Dany. – Kobiety zawsze do mnie lgną w nieprawdopodobnych sytuacjach… kiedy wcale nie mam na to ochoty.

Dana zaczęła cicho pojękiwać.

– Przychodzi do siebie – stwierdził Gunn.

Klęczał przy łóżku, które wciśnięto między stare urządzenia do ćwiczeń gimnastycznych, żeby się nie przesuwało podczas kołysania i podskakiwania statku na fali.