Выбрать главу

– Słuchamy więc – powiedział Sandecker znużonym głosem. _ Chyba już nie może być gorzej, niż jest.

– Oj, może – odparł Woodson. – Wiadomość, którą dostaliśmy od kapitana krążownika, brzmi: „Otrzymaliśmy sygnał SOS z płynącego na wschód kursem pięciu stopni frachtowca»Laguna Star«, który znajduje się sto dziesięć mil na północ od was. Muszę udzielić mu pomocy. Powtarzam: muszę udzielić mu pomocy. Przepraszam, że was zostawiam. Życzę szczęścia»Titanicowi«!"

– „Życzę szczęścia»Titanicowi«!" – powtórzył Sandecker jak echo. Jego głos był obojętny i pozbawiony życia. – Teraz równie dobrze moglibyśmy napisać na kadłubie: „Złodzieje i piraci mile widziani. Zapraszamy!"

Zaczyna się, pomyślał Pitt. W tej chwili jednak czuł tylko gwałtowną potrzebę znalezienia się w toalecie.

61.

Gabinet admirała Josepha Kempera w Pentagonie, cuchnący dymem papierosowym i nie dojedzonymi kanapkami, zdawało się rozsadzać panujące w nim napięcie.

Kemper i Gene Seagram, pochyleni nad biurkiem admirała, cicho ze sobą rozmawiali, a Mel Donner i Warren Nicholson, dyrektor CIA, siedzieli razem na sofie z wyciągniętymi nogami, opartymi na stoliku do kawy, i drzemali. Kiedy jednak pozorną ciszę gabinetu przerwało brzęczenie czerwonego telefonu Kempera, natychmiast z drgnięciem oprzytomnieli. Kemper mruknął coś do słuchawki i odłożył ją na widełki.

– To z ochrony. Idzie prezydent.

Donner z Nicholsonem popatrzyli na siebie i dźwignęli się z sofy. Ledwie zdążyli posprzątać ze stolika, poprawić krawaty i włożyć marynarki, otworzyły się drzwi, w których pojawił się prezydent w towarzystwie swojego doradcy do spraw Kremla, Marshalla Collinsa.

Kemper wyszedł zza biurka i przywitał się z prezydentem.

– Miło mi pana widzieć, panie prezydencie. Proszę się czuć jak u siebie. Może coś podać?

Prezydent spojrzał na zegarek i uśmiechnął się szeroko.

– Do zamknięcia barów mamy jeszcze trzy godziny. Co by pan powiedział na „Krwawą Mary"?

Kemper odpowiedział uśmiechem i skinął na swojego adiutanta.

– Komandorze Keith, zechce pan pełnić honory domu? Keith potakująco kiwnął głową.

– Już się robi, panie admirale, jedna „Krwawa Mary".

– Mam nadzieję, panowie, że nie macie nic przeciwko temu, jeżeli zaczekam tu z wami – odezwał się prezydent. – Ja również jestem w to mocno zaangażowany!

– Ależ oczywiście, panie prezydencie – odparł Nicholson. – Cieszymy się, że jest pan razem z nami.

– Jak w tej chwili przedstawia się sytuacja?

Admirał Kemper przekazał prezydentowi pełne informacje, opisując nieoczekiwaną gwałtowność huraganu, pokazując pozycje statków na plastycznej mapie ściennej i wyjaśniając szczegóły holowania „Titanica".

– Czy to było absolutnie konieczne, żeby „Junona" zeszła z posterunku? – spytał prezydent.

– Sygnał wzywania pomocy to sygnał wzywania pomocy – odparł Kemper poważnym tonem. – Wszystkie najbliższe statki muszą ruszyć na ratunek bez względu na okoliczności.

– W pierwszej połowie gramy według zasad drużyny przeciwnika – powiedział Nicholson. – Potem my będziemy dyktowali grę.

– Jak pan myśli, admirale Kemper, czy „Titanic" przetrwa uderzenie huraganu?

– O ile holowniki zdołają utrzymać go dziobem do wiatru i fali, to ma szansę wyjść z tego zwycięsko.

– A jeśli z jakiegoś powodu nie zdołają zapobiec ustawieniu się wraka bokiem do fali?

Kemper wzruszył ramionami, unikając wzroku prezydenta.

– Wówczas wszystko będzie w rękach Boga.

– Nic się nie da zrobić?

– Nie, panie prezydencie. Po prostu nie ma żadnego sposobu zabezpieczenia statku w czasie huraganu. Wszystko w takich wypadkach zależy od samego statku.

– Aha, rozumiem.

Rozległo się pukanie do drzwi. Wszedł jakiś oficer i położył dwie kartki papieru na biurku Kempera.

Admirał przeczytał je i podniósł wzrok z ponurą miną"

– Wiadomość z „Koziorożca" – rzekł. – Pańska żona, panie Seagram… została uznana za zaginioną. Poszukiwania na pokładzie statku nie dały rezultatów. Istnieją obawy, że wypadła za burtę. Tak mi przykro.

Oszołomiony Seagram osunął się na Collinsa, patrząc szklanym wzrokiem.

– O Boże! – wykrzyknął. – To nie może być prawda! O Boże! I co ja teraz zrobię? Dana… Dana… Zbliżył się do niego Donner.

– Spokojnie, Gene, trzymaj się – rzekł, a potem wraz z Collinsem podprowadził go do sofy i posadził na poduszkach. Kemper gestem poprosił prezydenta o uwagę.

– Jest jeszcze jedna wiadomość, panie prezydencie. Z holownika „Wallace". „Titanic" zerwał się z holu i teraz dryfuje w środku huraganu.

Gruba lina zwisała z rufy „Wallace'a" jak martwy wąż, a jej urwany koniec ciągnął się czterysta metrów w głębi oceanu.

Butera stał bez ruchu przy wielkiej elektrycznej windzie, nie wierząc własnym oczom.

– Jak to się stało?! – wykrzyknął w ucho Kelly'emu. – Jak mogła się zerwać?! Powinna wytrzymać znacznie większe obciążenie!

– Nie mam pojęcia – odpowiedział Kelly, przekrzykując sztorm. – Nie była zbyt napięta, kiedy poszła.

– Wyciągnijcie ją, chorąży, obejrzymy ją sobie.

Chorąży skinął głową i wydał rozkazy. Zwolniono hamulec; bęben zaczął się obracać, wyciągając z morza linę, która wzbijała fontanny wody. Hol działał jak kotwica. Rufa wznosiła się na fali powyżej sterowni, a później tak gwałtownie opadała pod jego ciężarem, że cały holownik drżał.

Wreszcie pojawił się koniec liny i jak wąż nawinął się na bęben. Kiedy włączono hamulec, Kelly z Butera zaczęli oglądać wystrzępione pokrętki.

Butera wpatrywał się w linę zaskoczony, niczego nie rozumiejąc. Dotknął nadpalonych końców stalówki i bez słowa spojrzał na chorążego.

W przeciwieństwie do Butery Kelly nie milczał.

– Chryste Panie na wysokościach! – wykrzyknął chrapliwym głosem. – Przecięta palnikiem acetylenowym.

Kiedy hol wpadł do oceanu, Pitt stał na czworakach w przedziale towarowym helikoptera i świecił latarką pod złożonymi siedzeniami dla pasażerów.

Na zewnątrz demonicznie wył wiatr. Pitt nie wiedział, że „Titanic", pozbawiony holowników, które utrzymywały go dziobem do fali, zaczął ustawiać się do niej burtą pod wściekłymi atakami rozszalałego morza. Wrak powoli się obracał.

W ciągu dwóch minut Pitt znalazł kosmetyczkę Dany, wciśniętą w złożone siedzenie, tuż przy ściance kabiny pilota. Z łatwością stwierdził, dlaczego Dana nie mogła wyciągnąć niebieskiej nylonowej saszetki. Tylko nieliczne kobiety są obdarzone zmysłem technicznym, a Dana zdecydowanie do nich nie należała. Nie przyszło jej do głowy, że wystarczyło rozłożyć siedzenie po odpięciu przytrzymujących je pasów. Pitt zrobił, co należało, i kosmetyczka znalazła się w jego ręku.

Nie otworzył jej; zawartość go nie interesowała. Zainteresował się natomiast zagłębieniem w ściance, gdzie była, a przynajmniej powinna być tratwa ratunkowa. Został po niej tylko żółty gumowany pokrowiec, lecz ona sama zniknęła.

Pitt nie zdążył zastanowić się, co oznaczało to odkrycie. Kiedy bowiem wyciągał pusty pokrowiec, potworna fala zaatakowała „Titanica", który kładł się na prawą burtę, jak gdyby nie miał zamiaru się podnieść. Pitt rozpaczliwie próbował przytrzymać się za oparcie siedzenia, ale go nie dosięgną! i jak worek kartofli potoczył się po podłodze, uderzając w krawędź półotwartych drzwi z taką siłą, że paskudnie rozciął sobie skórę głowy.

Przez następne kilka godzin nie bardzo wiedział, co się z nim działo. Był tak oszołomiony, że właściwie zdawał sobie sprawę tylko z tego, że do wnętrza helikoptera wciska się zimny wiatr. W głowie miał szarą mgłę i był jakby nieobecny. Nie wiedział ani nawet nie czuł, że helikopter zerwał przytrzymujące go liny, przewrócił się na bok, spadł z dachu sali klubowej pierwszej klasy na pokład łodziowy, tracąc ogon i łamiąc łopatki wirnika, a potem przekoziołkował przez reling i runął do wzburzonej wody.