Zmarł 8 kwietnia 1912 r.
R.I.P.
Pośrodku wypukłej kamiennej płyty zręcznie wykuto wizerunek starego trzymasztowego żaglowca.
– „…owa cenna ruda, którą z taką desperacją wyrywaliśmy z wnętrza tej przeklętej góry, leży bezpiecznie pod pokładem statku. Zostanie tylko Vernon, by opowiedzieć tę historię, gdyż ja za godzinę odpływam do Nowego Jorku wielkim parowcem linii»White Star«"… – recytował Pitt słowa z dziennika Brewstera.
– Pod pokładem statku na grobie Vernona Halla – powiedział
Donner jak we śnie. – On miał na myśli ten statek, a nie „Titanica".
– Mój Boże – mruknął Sandecker. – Czy to możliwe, żeby tutaj znajdowało się tamto bizanium?
– Za parę minut się dowiemy – rzekł Pitt. Skinął na wieśniaków, którzy zaczęli przesuwać płytę łomami. Kiedy całkowicie ją odsunęli, zabrali się do kopania.
– Ale po co Brewster ukrył bizanium tutaj? – spytał Sandecker. – Dlaczego nie zabrał go do Southampton i nie załadował na pokład „Titanica"?
– Miał mnóstwo powodów – odparł Pitt, a jego słowa zabrzmiały nienaturalnie głośno na cichym cmentarzu. – Ścigany jak zwierzę, wyczerpany ponad ludzką wytrzymałość, po śmierci przyjaciół mordowanych na jego oczach oszalał, kiedy zorientował się, że złośliwy los pokrzyżował mu plany tuż przed osiągnięciem celu, zupełnie jak Seagram. Trzeba przy tym pamiętać, że znajdował się w obcym kraju. Był sam, nie miał tu nawet znajomych. Za jego plecami bez przerwy czaiła się śmierć, a jedyną szansę ucieczki do Stanów Zjednoczonych dawał mu statek przycumowany do nabrzeża w Southampton, w odległości kilkunastu kilometrów.
Mówi się, że szaleństwo jest miarą geniuszu. Może tak było w wypadku Brewstera, a może po prostu urojenia sprawiły, że się przeliczył. Założył, jak się później okazało błędnie, że sam nigdy nie zdoła bezpiecznie załadować bizanium na statek. Zakopał je więc w grobie Vernona Halla, a oryginalne skrzynki na rudę wypełnił bezwartościowymi kamieniami. Potem prawdopodobnie zostawił swój dziennik u miejscowego pastora, z prośbą o przekazanie amerykańskiemu konsulatowi w Southampton. Przypuszczam, że swój tajemniczy dziennik napisał pod wpływem obłędu, który sprawił, że nie wierzył już nikomu, nawet staremu wiejskiemu pastorowi. Prawdopodobnie liczył na to, że gdyby został zamordowany, to wówczas jakiś domyślny pracownik Ministerstwa Spraw Wojskowych rozszyfruje chaotyczny tekst.
– A jednak udało mu się bezpiecznie załadować skrzynki na statek – stwierdził Donner. – Francuzi mu nie przeszkodzili.
– Według mnie francuskim agentom zaczął się palić grunt pod nogami. Angielscy policjanci musieli pójść śladem trupów dokładnie tak, jak ja to zrobiłem, i deptali prześladowcom po piętach.
– Więc w obawie przed wywołaniem wielkiego skandalu międzynarodowego Francuzi w ostatnim momencie się wycofali – wtrącił Koplin.
– To tylko przypuszczenia – stwierdził Pitt.
– „Titanic"… „Titanic" zatonął i wszystko pogmatwał – rzekł zadumany Sandecker.
– Faktycznie – machinalnie potwierdził Pitt. – Teraz można sobie pogdybać. G d y b y kapitan Smith posłuchał ostrzeżeń o zagrożeniu lodowym i zmniejszył prędkość, g d y b y tamtego roku pak nie spłynął tak niezwykle daleko na południe, g d y b y „Titanic" nie wpadł na górę lodową i w przewidzianym czasie dotarł do Nowego Jorku, g d y b y Brewster nie zginął i opowiedział wszystko wojsku, to wkrótce potem bizanium po prostu by wykopano i zostałoby odzyskane. Z drugiej strony, gdyby nawet Brewstera zamordowano, nim wszedł na pokład statku, Ministerstwo Spraw Wojskowych niewątpliwie by się zorientowało, że jego dziennik ma pod koniec podwójne znaczenie. Niestety los okrutnie sobie zadrwił: „Titanic" zatonął, pociągając za sobą Brewstera, którego zawoalowane słowa z dziennika wprowadzały wszystkich w błąd przez siedemdziesiąt sześć lat. I nas także.
– Ale po co zamknął się w skarbcu „Titanica"? – spytał zaintrygowany Donner. – Wiedząc, że statek musi zatonąć, i zdając sobie sprawę, że w takiej sytuacji samobójstwo byłoby gestem bez znaczenia, dlaczego nie próbował się ratować?
– Poczucie winy to silny bodziec do samobójstwa – rzekł Pitt. – Brewster był obłąkany. To wiemy na pewno. Kiedy zdał sobie sprawę, że jego plan wykradzenia bizanium kosztował życie kilkunastu osób, w tym ośmiu jego bliskich przyjaciół, których śmierć okazała się daremna, wówczas winą za wszystko obarczył siebie. Wielu mężczyzn, a także kobiet, odebrało sobie życie z o wiele mniej ważnych powodów…
– Chwileczkę – przerwał mu Koplin. Klęczał nad otwartą torbą z instrumentami do analizy minerałów. – Próbka ziemi pobrana znad trumny jest radioaktywna.
Kopacze wyszli z grobu. Pozostali mężczyźni otoczyli Koplina ciasnym kołem, z zaciekawieniem przyglądając się jego czynnościom. Sandecker wyciągnął cygaro z wewnętrznej kieszeni marynarki i nie zapalając go wsadził je sobie w usta. Mimo chłodu koszula Donnera była cała mokra. Nikt się nie odzywał. Oddechy mężczyzn zmieniały się w maleńkie obłoczki pary, szybko znikające w szarym świetle poranka.
Koplin badał kamienistą ziemię. Składem różniła się od wilgotnej gleby wokół rozkopanego grobu. Wreszcie mineralog chwiejnie wstał. W ręku trzymał kilka niewielkich grudek.
– Bizanium!
– Czy… czy ono tu jest? – półgłosem spytał Donner. – Czy naprawdę całe bizanium jest tutaj?
– Najwyższej jakości – oświadczył Koplin i uśmiechnął się szeroko. – Więcej niż potrzeba do realizacji „Planu Sycylijskiego".
– Dzięki Bogu! – wysapał Donner.
Niepewnym krokiem podszedł do najbliższej wystającej z ziemi krypty i ciężko na niej usiadł, pomimo zgorszonych spojrzeń wieśniaków.
Koplin odwrócił głowę i zajrzał do grobu.
– Szaleństwo rzeczywiście jest miarą geniuszu – mruknął. – Brewster wypełnił grób rudą bizanium. Każdy, oprócz zawodowego mineraloga, mógłby tu kopać i nie znalazłby nic poza kośćmi w trumnie.
– Idealny sposób na ukrycie rudy – przyznał Donner. – Praktycznie pod gołym niebem.
Sandecker podszedł do Pitta i uścisnął mu dłoń.
– Dziękuję ci – rzekł po prostu.
Pitt w odpowiedzi jedynie skinął głową. Był zbyt zmęczony i odrętwiały. Pragnął uciec od świata i na jakiś czas o nim zapomnieć. Wolałby, żeby „Titanic" nigdy nie istniał, nigdy nie zjechał z pochylni w stoczni w Belfaście do spokojnego morza, bezlitosnego morza, które zmieniło ten piękny statek w brzydki, pokryty rdzą stary wrak.
Sandecker zdawał się czytać w oczach Pitta.
– Wyglądasz, jakbyś potrzebował wypoczynku – rzekł. – Nie chcę oglądać tej twojej wstrętnej gęby w biurze co najmniej przez dwa tygodnie.
– Miałem nadzieję, że to powiesz – odparł Pitt z bladym uśmiechem.
– Chyba nie masz nic przeciwko poinformowaniu mnie, gdzie zamierzasz się ukryć? – chytrze spytał Sandecker. – Oczywiście, tylko po to, gdybym w razie czego musiał się z tobą skontaktować, jeśli w NUMA nagle coś wypadnie.
– Oczywiście – oschłym tonem powtórzył Pitt. Milczał przez chwilę, a potem rzekł: – Jest pewna stewardesa, która mieszka ze swoim dziadkiem w Teignmouth. Tam możesz mnie złapać.
Sandecker skinął głową na znak, że przyjął to do wiadomości.
Koplin podszedł do Pitta i chwycił go za ramiona.
– Mam nadzieję, że kiedyś znów się spotkamy.
– Ja również.
Donner spojrzał na Pitta wstając.
– Nareszcie się skończyło – powiedział głosem drżącym ze wzruszenia.
– Tak – odparł Pitt. – Wszystko się skończyło i kropka. Wszystko.
Nagle poczuł chłód, bo słowa te zabrzmiały mu znajomo, jakby niosły się natrętnym echem z przeszłości. Potem odwrócił się i wyszedł z cmentarza w Southby.