Выбрать главу

– Prawda, pani Austin. Proszę mi wierzyć, że każda informacja, jakiej pani nam udzieli na temat swojego pierwszego męża i dziwnych okoliczności jego śmierci, przyniesie krajowi ogromne korzyści. Wiem, że to brzmi banalnie, ale…

– Któż by odmówił prezydentowi? – przerwała mu Adeline.

Na jej twarz powrócił miły uśmiech, ustało drżenie rąk. Odzyskała równowagę, przynajmniej na zewnątrz.

Seagram delikatnie ujął ją pod rękę i odprowadziwszy z powrotem do pokoju, posadził na fotelu.

– Teraz już może mi pani powiedzieć, co łączyło Jake'a Hobarta z Joshua Haysem Brewsterem.

– Jake był specjalistą od materiałów wybuchowych, czyli strzałowym, jednym z najlepszych w tym zawodzie. Znał dynamit jak kowal kuźnię, a ponieważ pan Brewster przyjmował do swojej brygady tylko najlepszych, to często do wysadzania skał wynajmował Jake'a.

– Czy Brewster wiedział, że Jake był żonaty?

– Dziwi mnie, że pan o to pyta. Mieliśmy niewielki domek w Boulder, daleko od górniczych obozów, bo Jake nie chciał, by ktokolwiek wiedział, że ma żonę. Twierdził, że sztygarzy w kopalniach nie zatrudniliby strzałowego, który byłby żonaty.

– A więc Brewster, nie wiedząc o rzeczywistym stanie cywilnym Jake'a, przyjął go jako strzałowego do kopalni „Little Angel"?

– Wiem, że tak pisali w gazetach, panie Seagram, lecz ani Jake, ani żaden z pozostałych członków tej brygady w ogóle nigdy nie był w kopalni „Little Angel".

Seagram wraz z fotelem tak blisko przysunął się do Adeline, że ich kolana prawie się stykały.

– A zatem ta katastrofa istotnie była mistyfikacją – rzekł chrapliwie.

Spojrzała na niego.

– To pan… to pan już wie?

– Podejrzewaliśmy, że tak było, ale nie mamy żadnych dowodów.

– Jeśli chodzi o dowody, panie Seagram, to zaraz je przyniosę.

Wstała, odmówiła przyjęcia pomocy oferowanej jej przez Seagrama i zniknęła w sąsiednim pokoju. Wróciła ze starym pudełkiem po butach i z nabożeństwem zaczęła je otwierać.

– W dniu poprzedzającym zejście do kopalni „Little Angel" Jake zabrał mnie do Denver i pohulaliśmy sobie po sklepach. Nakupował mi modnych strojów, biżuterii, a potem zaprosił na szampana do najlepszej restauracji w mieście. Ostatnią noc spędziliśmy w apartamencie dla nowożeńców w hotelu „Brown Palace". Zna pan ten hotel?

– W tej chwili mieszka tam mój znajomy.

– Nad ranem Jake powiedział mi, żebym nie wierzyła w to, co usłyszę czy przeczytam w gazetach o jego śmierci w wypadku górniczym, i że wyjeżdża na kilka miesięcy do pracy gdzieś w Rosji. Powiedział, że po jego powrocie będziemy bardzo bogaci, bogatsi, niż moglibyśmy sobie wymarzyć. Później powiedział coś, czego nigdy nie zrozumiałam.

– A mianowicie co?

– Powiedział, że wszystkim zajmują się Francuzi i że kiedy to się skończy, będziemy mieszkać w Paryżu. – Na twarzy Adeline pojawił się wyraz rozmarzenia. – Rano już go nie było. Na jego poduszce znalazłam kartkę z napisem „Kocham Cię, Ad" oraz kopertę zawierającą pięć tysięcy dolarów.

– Czy nie domyśla się pani, skąd pochodziły te pieniądze?

– Absolutnie. W tym czasie mieliśmy na koncie w banku jedynie około trzystu dolarów.

– I to była ostatnia wiadomość od niego?

– Nie – odparła podając Seagramowi wyblakłą pocztówkę z podkolorowanym zdjęciem wieży Eiffla. – Otrzymałam ją przez pocztę mniej więcej po miesiącu

Droga Ad! Tu pada deszcz i piwo jest okropne. Czuję się dobrze i chłopcy też. Nie martw się. Jak sama widzisz, wcale nie zginąłem. Wiesz kto.

Charakter pisma wyraźnie wskazywał na niepewną rękę. Na znaczku był stempel z Paryża z datą l grudnia 1911 roku.

– Po tygodniu otrzymałam następną kartkę – rzekła wręczając ją Seagramowi.

Kartka przedstawiała Sacre Coeur, lecz znaczek naklejono w Hawrze.

Droga Ad! Płyniemy do Arktyki. Przez jakiś czas nie będę pisał. Bądź dzielna. Francuzi dobrze nas traktują. Dobre jedzenie, dobry statek. Wiesz kto.

– Czy pani jest pewna, że to pismo Jake'a? – spytał Seagram.

– Absolutnie. Mam dokumenty i stare listy od niego. Jeśli pan sobie życzy, to można je porównać.

– Nie ma potrzeby, Ad. – Seagram zauważył, że się uśmiechnęła, kiedy użył tego zdrobnienia. – Miała pani od niego jeszcze jakieś wiadomości?

Skinęła głową.

– Trzecią i ostatnią. Jake pewnie zrobił sobie zapas pocztówek z Paryża. Ta przedstawia Sainte-Chapelle, ale wysłano ją z Aberdeen w Szkocji czwartego kwietnia tysiąc dziewięćset dwunastego roku.

Droga Ad! To miejsce jest okropne. Strasznie tu zimno. Nie wiadomo, czy przeżyjemy. Jeśli jakoś zdołam dostarczyć Ci tę kartkę, to nie zostaniesz bez opieki. Z Bogiem. Jake.

Z boku ktoś dopisał innym charakterem:

Szanowna Pani Hobart! Burza zabrała nam Jake'a. Po chrześcijańsku oddaliśmy mu ostatnią przysługę. Przesyłamy wyraz współczucia. V.H.

– V.H. to zapewne Vernon Hall – rzekł Seagram.

– Tak. Verb i Jake przyjaźnili się ze sobą.

– A co nastąpiło potem? Kto kazał pani przysięgać milczenie?

– Jakieś dwa miesiące później, to było chyba w czerwcu, w naszym domku w Boulder zjawił się pułkownik Patman czy Patmore… nie pamiętam dokładnie… i powiedział, że na zawsze muszę zachować w tajemnicy moje kontakty z mężem po wypadku w kopalni „Little Angel".

– Czy podał jakieś powody? Zaprzeczyła ruchem głowy.

– Nie. Powiedział po prostu, że mam milczeć w interesie kraju, a potem wręczył mi ten czek na dziesięć tysięcy dolarów i odjechał.

Seagram z ulgą zagłębił się w fotelu, jakby uwolniony od ogromnego ciężaru. Wydawało się nieprawdopodobne, że ta dziewięćdziesięciotrzyletnia staruszka może mieć klucz do miejsca ukrycia zaginionej rudy wartości miliarda dolarów, a jednak miała.

Spojrzał na nią z uśmiechem.

– Ta propozycja obiadowa była bardzo kusząca. Kiedy Adeline odpowiedziała mu uśmiechem, wówczas dostrzegł w jej oczach figlarne błyski.

– Jak powiadał Jake, furda obiad. Najpierw napijmy się piwa.

16.

Nad horyzontem wciąż jeszcze połyskiwały szkarłatne promienie zachodzącego słońca, kiedy łoskot odległego grzmotu zapowiedział zbliżanie się burzy z piorunami. Było gorąco i Seagram z przyjemnością wystawiał twarz na podmuchy łagodnej bryzy, siedząc na tarasie „Balboa Bay Club" i sącząc koniak po kolacji.

Była godzina ósma. O tej porze snobowaci mieszkańcy Newport Beach rozpoczynali wieczorne życie towarzyskie. Seagram zdążył już się zanurzyć w klubowym basenie i zjeść wcześniejszą kolację. Teraz siedział, słuchając pomruków nadchodzącej burzy. Naładowane elektrycznością powietrze stało się parne, ale wiatr jeszcze się nie zerwał ani nie padało. Błyskawica niczym fotograficzny flesz oświetliła statki wycieczkowe, które krążyły po zatoce, włączywszy zielone i czerwone światła pozycyjne. 'Ich pomalowane na biało kadłuby przypominały Seagramowi sunące po falach widma. Jak zygzakowaty widelec spadający z chmur, błyskawica ponownie rozcięła wieczorne niebo. Seagram zobaczył, że zetknęła się z ziemią gdzieś za dachami domów na Balboa Island, i niemal w tej samej chwili do jego uszu dotarł grzmot pioruna, rozdzierający bębenki niczym salwa armatnia.

Wszyscy zaczęli nerwowo przenosić się do jadalni. Wkrótce Seagram stwierdził, że tylko on pozostał na tarasie, rozkoszując się widokiem fajerwerków matki natury. Skończył koniak, odchylił głowę do tyłu i czekał na kolejną błyskawicę. Po chwili rozbłysła, oświetlając jakąś postać nie opodal stolika. W tym krótkim błysku Seagram zdążył zauważyć, że był to wysoki czarnowłosy mężczyzna, który wpatrywał się weń zimnym, przenikliwym wzrokiem. Teraz jednak nieznajomego kryły ciemności.

Kiedy grzmot się przetoczył, głos dochodzący z mroku spytał: