Выбрать главу

Merker odchrząknął cicho.

– Jeszcze żaden batyskaf nie przebywał tak długo na takiej głębokości.

– Chcesz się wycofać, Sam?

– No… nie.

– Udział w ekspedycji jest dobrowolny. Nikt was do tego nie zmusza.

– A dlaczego my, panie admirale? – spytał Ben Drummer, podnosząc swoje chude ciało z podłogi, na której był wygodnie usadowiony. – Ja jestem mechanikiem okrętowym, Spencer specjalistą od wyposażenia, a Merker od instalacji. Moim zdaniem nic tam po nas.

– Wszyscy jesteście fachowcami w poszczególnych dziedzinach. Woodson jest również fotografem. Na pokładzie „Safony I" będzie znajdował się różnego rodzaju sprzęt fotograficzny. Munk najlepiej w agencji zna się na instrumentach. Wszyscy znajdziecie się pod komendą Rudiego Gunna, który dowodził kolejno wszystkimi statkami badawczymi NUMA.

– No, a ja? – spytał Giordino.

Sandecker zerknął na cygaro sterczące z ust Giordina, poznał, że pochodzi z jego zapasów, i rzucił pilotowi miażdżące spojrzenie, które zostało całkowicie zignorowane.

– Jako zastępca szefa realizacji projektów badawczych będziesz z ramienia agencji kierował wyprawą. Przydasz się też do sterowania batyskafem.

Giordino uśmiechnął się sardonicznie, wytrzymując spojrzenie admirała.

– Moja licencja pilota daje mi prawo prowadzenia samolotów, a nie łodzi podwodnych.

Sandecker lekko zesztywniał.

– Chyba musisz po prostu zdać się na moją ocenę, prawda? – rzekł chłodnym tonem. – Poza tym głównie chodzi o to, że stanowicie najlepszą załogę, jaką w tej chwili mam pod ręką. Wszyscy uczestniczyliście w ekspedycji na Morzu Beauforta. Macie ogromne doświadczenie, wykazaliście się odpowiednimi zaletami i pomysłowością. Możecie obsługiwać każdy instrument i wszelkiego rodzaju sprzęt oceanograficzny, jaki dotychczas wynaleziono. Dane, które przywieziecie, przekażemy naukowcom do analizy. I jeszcze raz powtarzam: udział w wyprawie jest naturalnie dobrowolny.

– Naturalnie – jak echo powtórzył Giordino z twarzą całkowicie pozbawioną wyrazu.

Sandecker wrócił na swoje miejsce za biurkiem.

– Pojutrze zbierzecie się w naszym porcie w Key West, by rozpocząć trening. Wytwórnia samolotów w Pelholme przeprowadziła już gruntowne próby podwodne z batyskafem, więc pozostaje wam tylko zapoznać się ze sprzętem i programem eksperymentów, które przeprowadzicie w czasie ekspedycji.

Spencer gwizdnął przez zęby.

– Wytwórnia samolotów? Święty Boże, a cóż oni mogą wiedzieć o batyskafach?

– Chciałbym was uspokoić – zaczął cierpliwie wyjaśniać Sandecker. – W Pelholme przestawili się z technologii lotniczej na morską dziesięć lat temu. Od tego czasu zbudowali cztery podwodne laboratoria do badań środowiska i dwa niezwykle udane batyskafy dla Marynarki Wojennej.

– Wolałbym, żeby ten im się udał – powiedział Merker. – Byłbym niepocieszony, gdyby zaczął przeciekać na głębokości pięciu kilometrów.

– Chciałeś powiedzieć, że ze strachu narobiłbyś w majtki – mruknął Giordino.

Munk przetarł oczy, a potem spojrzał pod stopy, jakby dywan przypominał mu dno morskie. Kiedy się odezwał, mówił bardzo powoli:

– Czy ta wycieczka jest naprawdę niezbędna, panie admirale? Sandecker z powagą pokiwał głową.

– Tak. Oceanografowie muszą dokładnie poznać trasę Lorelei, by rozszerzyć wiedzę o krążeniu wody w głębi oceanów. Wierzcie mi, ta wyprawa ma takie samo znaczenie, jak wysłanie pierwszego człowieka na orbitę okołoziemską. Poza testowaniem najnowocześniejszego batyskafu na świecie, waszym zadaniem będzie filmowanie i nanoszenie na mapę obszarów, których nie widziało oko ludzkie. Pragnę rozwiać wasze wątpliwości. „Safona I" ma kadłub zbudowany z wykorzystaniem najnowszych osiągnięć nauki w dziedzinie bezpieczeństwa. Osobiście gwarantuję wam bezpieczną i wygodną podróż.

Łatwo mu to mówić, leniwie pomyślał Giordino. Jego tam nie będzie.

24.

Henry Munk poruszył swoim muskularnym ciałem, by zmienić pozycję na długim winylowym materacu, i powstrzymując ziewnięcie, spojrzał przez rufowy iluminator „Safony I". Płaskie, nie kończące się dno było tak interesujące jak książka z nie zadrukowanymi kartkami, lecz Munk rozkoszował się myślą, że przed nim nikt jeszcze nie widział żadnego z tych niewielkich wybrzuszeń, które od czasu do czasu dostrzegał, ani żadnego z mieszkańców tego świata, przepływających za szybą z grubego pleksiglasu. Była to skromna, lecz zadowalająca nagroda za długie godziny nudy, jakie spędzał na odczytywaniu wskazań instrumentów umieszczonych po obu stronach jego stanowiska.

Niechętnie oderwał oczy od iluminatora i przeniósł wzrok na instrumenty: wielofunkcyjny czujnik, który podczas całej wyprawy nieustannie zapisywał na taśmie magnetycznej zasolenie, temperaturę i ciśnienie wody oraz prędkość rozchodzenia się w niej fal dźwiękowych; przyrząd do badania struktury dna i mierzenia grubości osadów za pomocą fal akustycznych; grawimetr, co czterysta metrów dokonujący pomiaru ciśnienia; urządzenie śledzące prędkość i kierunek prądu Lorelei; magnetometr, który mierzył i rejestrował pole magnetyczne dna i dewiacje spowodowane skupiskami metali.

Munk omal tego nie przegapił. Ruch był tak niewielki – rylec drgnął zaledwie o milimetr – że Munk w ogóle by go nie zauważył, gdyby nie spojrzał tam akurat w tym momencie. Natychmiast przysunął twarz do iluminatora i popatrzył na dno morza, potem odwrócił się i zawołał Giordina, który siedział przy konsoli sternika:

– Zatrzymaj się!

Giordino zrobił pół obrotu wraz z fotelem i spojrzał w stronę rufy.

– Odczytałeś coś? – spytał.

– Minęliśmy jakiś metalowy przedmiot. Cofnij batyskaf, żebyśmy mogli lepiej się przyjrzeć.

– Cofam – powiedział Giordino na tyle głośno, by Munk go usłyszał.

Włączył dwa silniki zamontowane po obu stronach kadłuba na śródokręciu, nastawiając je na „pół wstecz". „Safona I", niesiona prądem o szybkości dwóch węzłów, przez dziesięć sekund wisiała w miejscu, jakby nie miała ochoty ruszać się o własnych siłach, a potem wolno i mozolnie zaczęła się cofać pod prąd. Gunn i pozostali członkowie załogi stłoczyli się przy wejściu do tunelu Munka.

– Co widzisz? – spytał Gunn.

– Nie jestem pewien – odparł Munk. – Coś sterczy z dna jakieś dwadzieścia metrów za rufą. W świetle reflektorów rufowych widać tylko jakiś niewyraźny kształt.

Wszyscy czekali.

Zdawało się, że minęła cała wieczność, zanim Munk ponownie się odezwał:

– Dobra, widzę.

– Włącz obie denne kamery stereoskopowe i stroboskop – zwrócił się Gunn do Woodsona. – Musimy to sfilmować. Woodson skinął głową i ruszył w stronę swojego sprzętu.

– Czy możesz to opisać? – spytał Spencer.

– Wygląda jak wystający z mułu lejek.

Bezosobowy głos Munka, docierający z głębi tunelu z instrumentami, zdradzał podniecenie.

– Lejek? – sceptycznie spytał Gunn. Drummer zajrzał Gunnowi przez ramię.

– Jaki lejek?

– Normalny, taki do wlewania płynów, baranie – odparł rozeźlony Munk. – Mijamy go teraz prawą burtą. Powiedz Giordinowi, żeby zatrzymał batyskaf, kiedy ten lejek pokaże się w iluminatorach dziobowych.

Gunn przeszedł do Giordina.

– Czy możesz utrzymać nas w tej pozycji? – spytał.

– Spróbuję, ale jeśli prąd zacznie obracać batyskaf w poprzek, to może nas znieść i stracimy kontakt wzrokowy z tym, co tam się znajduje.

Gunn przeszedł na dziób i położył się na gumowej podłodze. Razem z Merkerem i Spencerem patrzył przez jeden z czterech iluminatorów dziobowych. Prawie natychmiast dojrzeli ten przedmiot. Jego wygląd zgadzał się z opisem Munka: z dennego mułu wystawał odwrócony lejek o średnicy około piętnastu centymetrów. Był w zdumiewająco dobrym stanie. Choć zmatowiały, to jednak wyglądał jak nowy. Nie miał żadnych uszkodzeń i ani śladu rdzy.

– Utrzymuję batyskaf w tej pozycji – odezwał się Giordino – ale nie mogę zagwarantować, że to potrwa długo.

Nie odwracając się od iluminatora, Gunn skinął ręką na Woodsona, który pochylał się nad parą kamer i nastawiał ostrość na przedmiot leżący na dnie morza.