– Ja bym poparł kapitana Prewłowa – odezwał się Słojuk. – Amerykanie mają denerwujący zwyczaj realizowania tego, co sobie założą.
– A ten „Plan Sycylijski"? – Polewoj nie dawał za wygraną. – Poza kryptonimem KGB nie otrzymało żadnych szczegółowych danych na ten temat. Skąd wiecie, czy Amerykanie nie wymyślili sobie tego planu, żeby blefować w czasie negocjacji w sprawie ograniczenia zbrojeń nuklearnych?
Antonow postukał kostkami dłoni w blat stołu.
– Amerykanie nie blefują. Towarzysz Chruszczow stwierdził to dwadzieścia pięć lat temu w czasie kryzysu kubańskiego. Nie wolno nam lekceważyć nawet najmniejszej możliwości, że uruchomią ten system, gdy tylko wydobędą bizanium z ładowni „Titanica". – Przerwał i przez chwilę ssał ustnik fajki. – Proponuję, żebyśmy się teraz zastanowili, w jaki sposób temu zaradzić.
Polewoj popukał palcami w teczkę z raportem o „Planie Sycylijskim".
– Tylko sabotaż. Musimy uniemożliwić im przeprowadzenie operacji wydobycia statku. Nie ma innego wyjścia.
– Nie wolno nam wywołać incydentu o międzynarodowych reperkusjach – zdecydowanym tonem oświadczył Antonow. – Nie ma mowy o otwartej akcji militarnej. Nie chcę pogorszenia stosunków radziecko-amerykańskich w kolejnym roku złych zbiorów. Zrozumiano?
– Nie możemy nic zrobić, dopóki nie przenikniemy na teren operacji – upierał się Tilewicz.
Polewoj spojrzał przez stół na Słojuka.
– Jakie kroki podjęli Amerykanie w celu zabezpieczenia operacji?
– Krążownik atomowy „Junona", uzbrojony w wyrzutnię pocisków kierowanych, przez całą dobę patroluje ten obszar w zasięgu wzroku od statków ratowniczych.
– Czy mogę zabrać głos? – spytał Prewłow niemal uniżonym tonem. Nie czekał na odpowiedź. – Należy uwzględnić fakt, towarzysze, że już tam przeniknęliśmy.
Antonow podniósł wzrok.
– Proszę jaśniej, kapitanie.
Prewłow spojrzał w bok na swojego przełożonego. Admirał Słojuk przyzwolił lekkim skinieniem głowy.
– W załodze NUMA prowadzącej prace wydobywcze mamy dwóch zakonspirowanych funkcjonariuszy – wyjaśnił Prewłow. – To niezwykle utalentowany zespół. Od dwóch lat przekazuje nam ważne dane oceanograficzne zbierane przez Amerykanów.
– Bardzo dobrze. Wasi ludzie świetnie się spisują, Słojuk – rzekł Antonow, lecz w jego głosie nie było ciepła. Ponownie spojrzał na Prewłowa. – Sugerujecie, kapitanie, że wymyśliliście jakiś plan?
– Tak, towarzyszu, wymyśliłem.
Kiedy Prewłow wszedł do swojego gabinetu, za jego biurkiem w niedbałej pozie siedział Marganin, w którego zachowaniu zaszła pewna zmiana. Już nie wyglądał na zwykłego podlizującego się asystenta, z którym kapitan się rozstał przed zaledwie kilkoma godzinami. Był jakby bardziej śmiały, okazywał więcej pewności siebie. Widziało się to w jego wzroku. Tymi oczami, dotychczas o niepewnym spojrzeniu, patrzył człowiek, który wie, czego chce.
– Jak tam konferencja, kapitanie? – spytał nie podnosząc się z fotela.
– Chyba mogę śmiało powiedzieć, że wkrótce nadejdzie taki dzień, kiedy będziecie tytułowali mnie admirałem.
– Muszę przyznać, że wasz płodny umysł ustępuje tylko waszej zarozumiałości.
Uwaga ta zaskoczyła Prewłowa. Twarz mu pobladła z ledwie hamowanego gniewu, a kiedy zaczął mówić, nie trzeba było mieć wyjątkowo wrażliwego słuchu czy bujnej wyobraźni, by w tonie jego głosu wyczuć wściekłość:
– Ośmielacie się mnie obrażać?!
– No pewnie. Bez wątpienia dopuściliście się oszustwa wobec towarzysza Antenowa, dając mu do zrozumienia, że to wasz geniusz wykrył cel „Planu Sycylijskiego" i wydobycia „Titanica", podczas gdy w rzeczywistości to mój informator przekazał tę wiadomość. I najprawdopodobniej powiedzieliście im o swoim cudownym planie wyrwania bizanium z rąk Amerykanów. Krótko mówiąc, Prewłow, nie jesteście niczym więcej, jak tylko pozbawionym talentu złodziejem.
– Dość tego! – powiedział Prewłow lodowatym tonem, wyciągając palec w stronę Marganina. Nagle zesztywniał i całkowicie się opanował. Znów stał się ostrożny i układny jak prawdziwy zawodowiec. – Oj, sparzycie się kiedyś na tej swojej niesubordynacji, Marganin – powiedział. – Już ja się o to postaram, żebyście tysiące razy tego pożałowali jeszcze przed końcem tego miesiąca.
Marganin nic nie odrzekł. Na jego ustach pojawił się tylko lodowaty uśmiech.
38.
– No i skończyła się tajemnica – powiedział Seagram, rzucając Sandeckerowi gazetę na biurko. – To dzisiejsza gazeta poranna. Kupiłem ją niecałe piętnaście minut temu.
Sandecker odwrócił ją i spojrzał na pierwszą stronę. Nie musiał patrzeć dalej – wszystko znajdowało się na pierwszej kolumnie.
– „NUMA wydobywa»Titanica«" – przeczytał na głos. – No cóż, przynajmniej nie musimy już chodzić na paluszkach. „Kosztowna próba wydobycia pechowego liniowca." Trzeba przyznać, że to się nieźle czyta. „Z dobrze poinformowanych źródeł dowiedzieliśmy się dzisiaj, że Narodowa Agencja Badań Morskich i Podwodnych prowadzi szeroko zakrojone prace nad próbą wydobycia»Titanica«, który wpadł na górę lodową i zatonął na środkowym Atlantyku piętnastego kwietnia tysiąc dziewięćset dwunastego roku, co pociągnęło za sobą śmierć ponad półtora tysiąca osób. To ogromne przedsięwzięcie otwiera nową erę w wydobywaniu statków z dużych głębokości i stanowi bezprecedensową próbę w historii poszukiwania skarbów."
– Kosztowne polowanie na skarb – powiedział Seagram pochmurniejąc. – Prezydent będzie tym zachwycony.
– Dają nawet moje zdjęcie – rzekł Sandecker. – Nie jestem na nim zbyt do siebie podobny. Pewnie wzięli je z archiwum, bo chyba jest sprzed pięciu, sześciu lat.
– Wybrali sobie najgorszy moment – stwierdził Seagram. – Gdyby tak za trzy tygodnie… Pitt powiedział, że za trzy tygodnie spróbuje go podnieść.
– Niech pan nie mówi hop. Pitt i jego ludzie pracują nad tym od dziewięciu miesięcy. Dziewięć ciężkich miesięcy zmagań z zimowymi sztormami, których Atlantyk im nie szczędził, borykania się z niepowodzeniami i pokonywania trudności technicznych, jakie się pojawiały. To zakrawa na cud, że aż tyle dokonali w tak krótkim czasie. A jeszcze mnóstwo rzeczy może nie wyjść. Niewykluczone, że w kadłubie są niewidoczne pęknięcia i rozwali się w czasie podnoszenia z dna albo że jest za bardzo przyssany do mułu i w ogóle nigdy nie da się oderwać. Na pańskim miejscu nie byłbym tak zadowolony, dopóki na własne oczy bym nie zobaczył, jak „Titanic" na holu mija Statuę Wolności.
Seagram wyglądał na urażonego. Widząc jego minę, admirał uśmiechnął się szeroko i poczęstował go cygarem. Odmówił.
– Ale równie dobrze może wypłynąć na powierzchnię jak po maśle – odezwał się Sandecker pocieszająco.
– Właśnie. Co mi się najbardziej w panu podoba, admirale, to ten umiarkowany optymizm.
– Lubię być przygotowany na rozczarowanie. Wówczas łatwiej je znieść.
Seagram nie odpowiedział. Przez dłuższą chwilę milczał. W końcu się odezwał:
– A więc będziemy się martwić o „Titanica" we właściwym czasie. Wciąż jednak mamy do rozważenia problem prasy. Jak sobie z nim poradzimy?
– Nic prostszego – beztrosko powiedział Sandecker. – Zrobimy to, co robi każdy normalny polityk, kiedy żądni sensacji dziennikarze ujawniają jego nieczyste sprawki.
– To znaczył – spytał Seagram znużonym głosem.
– Zorganizujemy konferencję prasową.
– Ależ to szaleństwo. Kiedy Kongres i podatnicy się dowiedzą, że wywaliliśmy na to ponad trzy czwarte miliarda dolarów, wówczas zatańczą z nami jak tornado w Kansas.
– Trzeba więc udawać wariata i do publicznej wiadomości podać tylko połowę kosztów wydobycia. Kto się w tym połapie? Nie sposób wykryć prawdziwych danych.
– W dalszym ciągu to mi się nie podoba – rzekł Seagram. – Ci waszyngtońscy dziennikarze są mistrzami od zadawania podchwytliwych pytań w czasie konferencji prasowych. Rozpracują pana jak amen w pacierzu.
– Nie miałem na myśli siebie – powoli odparł Sandecker.