Выбрать главу

– Tak – odparł Pitt oschłym tonem. – I pragnęlibyśmy się dowiedzieć, jak się pani tu znalazła. Spojrzała na niego niepewnie.

– Nie wiem. Słowo daję, że nie wiem. Ostatnie, co pamiętam, to to, że byłam na „Koziorożcu".

– Znaleźliśmy panią w helikopterze – poinformował ją Pitt.

– W helikopterze… zgubiłam kosmetyczkę… musiała mi wypaść podczas lotu z „Alhambry" – rzekła z wymuszonym uśmiechem. – Tak, to było właśnie tak. Wróciłam do helikoptera, by poszukać kosmetyczki. Znalazłam ją wciśniętą w złożone siedzenie. Próbowałam ją wyciągnąć, kiedy… no cóż, chyba zemdlałam i padając uderzyłam się w głowę.

– Zemdlała pani? Jest pani pewna… – Pitt urwał i zadał jej inne pytanie: – Co pani widziała tuż przed utratą przytomności?

Dana zastanawiała się przez chwilę, niewidzącym wzrokiem patrząc w dal. Jej ciemnobrązowe oczy wydawały się nienaturalnie duże w kontraście z bladą, ściągniętą twarzą.

Sandecker ojcowskim gestem poklepał ją po dłoni.

– Nie musisz się z tym śpieszyć. Zaczęła poruszać ustami.

– Buty – powiedziała wreszcie.

– Proszę powtórzyć – rzekł Pitt.

– Parę butów – odparła, jakby olśniona. – Tak, teraz sobie przypominam, parę kowbojskich butów z wąskimi noskami.

– Kowbojskie buty? – spytał Gunn z obojętną miną. Dana skinęła głową.

– Widzi pan, na czworakach szukałam kosmetyczki, a kiedy próbowałam ją wyciągnąć… nie wiem… one po prostu tam były… – urwała.

– Jaki kolor miały te buty? – dopytywał się Pitt.

– Były chyba żółte, może kremowe.

– Czy widziała pani twarz tego człowieka? Chciała pokręcić głową, lecz przy pierwszym ruchu poczuła ból i zrezygnowała.

– Nie, było bardzo ciemno…

Umilkła.

Pitt zrozumiał, że niczego więcej się od niej nie dowie. Spojrzał na Danę i uśmiechnął się. Odpowiedziała mu uśmiechem, jakby chcąc się usprawiedliwić.

– Najlepiej będzie, jak my, stare brudasy, zostawimy panią w spokoju i damy trochę odpocząć – rzekł. – W razie czego jeden z nas będzie cały czas w pobliżu.

Sandecker poszedł za Pittem do wyjścia na główną klatkę schodową.

– Domyślasz się czegoś? – spytał admirał. – Dlaczego ktoś chciał zrobić krzywdę Danie?

– Z tego samego powodu, dla którego zabili Munka.

– Żeby się nie zorientowała, kto jest sowieckim agentem?

– W jej wypadku to chyba kwestia znalezienia się w nieodpowiednim miejscu o niewłaściwej porze.

– Brakowało nam tylko rannej kobiety – powiedział Sandecker z westchnieniem. – Ale będzie piekło, kiedy Seagram dostanie mój radiogram o tym, co się przydarzyło jego żonie.

– Z całym szacunkiem, admirale, ja jednak nie pozwoliłem Gunnowi wysłać twojego radiogramu. Nie możemy ryzykować zmiany planów w ostatniej chwili. Mężczyźni bardzo ostrożnie podejmują decyzje, kiedy chodzi o kobiety. Nie wahamy się narażać życia kilkunastu przedstawicieli naszej własnej płci, ale nie pozwalamy robić tego z kobietami. O czym nie będą wiedzieli Seagram, prezydent, admirał Kemper i pozostali ludzie w Waszyngtonie, o to nie będzie bolała ich głowa, przynajmniej przez najbliższe dwanaście godzin.

– Widzę, że już zupełnie się tutaj nie liczę – cierpko stwierdził Sandecker. – Czy przypadkiem nie zapomniałeś jeszcze czegoś mi powiedzieć, Pitt? Na przykład, do kogo należą te buty?

– Te buty należą do Bena Drummera.

– Nie zauważyłem, żeby je kiedykolwiek nosił. Jak… skąd o tym wiesz?

– Widziałem je, przeszukując jego kabinę na „Koziorożcu".

– A zatem do twoich licznych talentów dodałeś jeszcze umiejętność włamywania się – rzekł Sandecker.

– Sprawdzałem nie tylko Drummera. Przeszukaliśmy z Giordinem rzeczy wszystkich członków grupy ratowniczej.

– Znaleźliście coś?

– Nic obciążającego.

– Jak myślisz, kto zranił Danę?

– Nie Drummer. To pewne. Ma przynajmniej kilkunastu naocznych świadków, łącznie z tobą i ze mną, admirale, którzy zaświadczą, że od wczoraj przebywał na pokładzie „Titanica". To niemożliwe, żeby w tym czasie zaatakował Danę Seagram na statku odległym o pięćdziesiąt mil.

W tym momencie podszedł do nich Woodson i chwycił Pitta za ramię.

– Przepraszam, że przeszkadzam, szefie, ale właśnie dostaliśmy pilną wiadomość z „Junony". Obawiam się, że złą.

– Słuchamy więc – powiedział Sandecker znużonym głosem. _ Chyba już nie może być gorzej, niż jest.

– Oj, może – odparł Woodson. – Wiadomość, którą dostaliśmy od kapitana krążownika, brzmi: „Otrzymaliśmy sygnał SOS z płynącego na wschód kursem pięciu stopni frachtowca»Laguna Star«, który znajduje się sto dziesięć mil na północ od was. Muszę udzielić mu pomocy. Powtarzam: muszę udzielić mu pomocy. Przepraszam, że was zostawiam. Życzę szczęścia»Titanicowi«!"

– „Życzę szczęścia»Titanicowi«!" – powtórzył Sandecker jak echo. Jego głos był obojętny i pozbawiony życia. – Teraz równie dobrze moglibyśmy napisać na kadłubie: „Złodzieje i piraci mile widziani. Zapraszamy!"

Zaczyna się, pomyślał Pitt. W tej chwili jednak czuł tylko gwałtowną potrzebę znalezienia się w toalecie.

61.

Gabinet admirała Josepha Kempera w Pentagonie, cuchnący dymem papierosowym i nie dojedzonymi kanapkami, zdawało się rozsadzać panujące w nim napięcie.

Kemper i Gene Seagram, pochyleni nad biurkiem admirała, cicho ze sobą rozmawiali, a Mel Donner i Warren Nicholson, dyrektor CIA, siedzieli razem na sofie z wyciągniętymi nogami, opartymi na stoliku do kawy, i drzemali. Kiedy jednak pozorną ciszę gabinetu przerwało brzęczenie czerwonego telefonu Kempera, natychmiast z drgnięciem oprzytomnieli. Kemper mruknął coś do słuchawki i odłożył ją na widełki.

– To z ochrony. Idzie prezydent.

Donner z Nicholsonem popatrzyli na siebie i dźwignęli się z sofy. Ledwie zdążyli posprzątać ze stolika, poprawić krawaty i włożyć marynarki, otworzyły się drzwi, w których pojawił się prezydent w towarzystwie swojego doradcy do spraw Kremla, Marshalla Collinsa.

Kemper wyszedł zza biurka i przywitał się z prezydentem.

– Miło mi pana widzieć, panie prezydencie. Proszę się czuć jak u siebie. Może coś podać?

Prezydent spojrzał na zegarek i uśmiechnął się szeroko.

– Do zamknięcia barów mamy jeszcze trzy godziny. Co by pan powiedział na „Krwawą Mary"?

Kemper odpowiedział uśmiechem i skinął na swojego adiutanta.

– Komandorze Keith, zechce pan pełnić honory domu? Keith potakująco kiwnął głową.

– Już się robi, panie admirale, jedna „Krwawa Mary".

– Mam nadzieję, panowie, że nie macie nic przeciwko temu, jeżeli zaczekam tu z wami – odezwał się prezydent. – Ja również jestem w to mocno zaangażowany!

– Ależ oczywiście, panie prezydencie – odparł Nicholson. – Cieszymy się, że jest pan razem z nami.

– Jak w tej chwili przedstawia się sytuacja?

Admirał Kemper przekazał prezydentowi pełne informacje, opisując nieoczekiwaną gwałtowność huraganu, pokazując pozycje statków na plastycznej mapie ściennej i wyjaśniając szczegóły holowania „Titanica".

– Czy to było absolutnie konieczne, żeby „Junona" zeszła z posterunku? – spytał prezydent.

– Sygnał wzywania pomocy to sygnał wzywania pomocy – odparł Kemper poważnym tonem. – Wszystkie najbliższe statki muszą ruszyć na ratunek bez względu na okoliczności.

– W pierwszej połowie gramy według zasad drużyny przeciwnika – powiedział Nicholson. – Potem my będziemy dyktowali grę.

– Jak pan myśli, admirale Kemper, czy „Titanic" przetrwa uderzenie huraganu?

– O ile holowniki zdołają utrzymać go dziobem do wiatru i fali, to ma szansę wyjść z tego zwycięsko.

– A jeśli z jakiegoś powodu nie zdołają zapobiec ustawieniu się wraka bokiem do fali?