– Mój Boże! – mruknął Spencer. – Bliźniaki!
– Tak, ale niepodobni do siebie. Nawet nie wyglądają jak bracia.
– Dotarcie od jednego bliźniaka do drugiego było już prostą sprawą – stwierdził Spencer.
– Niezupełnie – odparł Pitt. – Drummer i jego braciszek to para cwaniaków. Nie można im tego odmówić. To był właśnie mój główny błąd, bo uznałem, że jako bliźniacy powinni mieć te same upodobania, mieszkać razem i przyjaźnić się ze sobą. Ale „Srebrny" i „Złoty" krańcowo różnili się od siebie. Drummer traktował wszystkich z jednakową serdecznością i mieszkał sam. Znalazłem się w impasie. FBI próbowało wytropić brata Drummera, ponownie sprawdzając akta personalne wszystkich ratowników, ale nie udało się ustalić żadnych związków. Przełom nastąpił wówczas, gdy doszło do wypadku, który omal nie skończył się tragedią. Wtedy złapaliśmy lisa za ogon.
– To ten wypadek z „Sondą Głębinową" – rzekł Gunn, patrząc na Drummera zimnym wzrokiem. – Ale przecież Drummer nie miał nic wspólnego z tym batyskafem. Był w załodze „Safony II".
– Miał, i to wiele. Widzisz, na pokładzie „Sondy Głębinowej" znajdował się wtedy jego brat.
– Jak się domyśliłeś, że to mój brat? – spytał Drummer.
– Między bliźniakami jest pewna więź. Myślą i czują tak samo. Możecie się maskować, udając dwie całkowicie nie związane ze sobą osoby, Drummer, ale właśnie ta więź sprawia, że jeden z was nie może pozostać obojętny, kiedy drugiemu grozi śmierć. Odczuwałeś męki swojego brata, jak gdybyś był razem z nim w tej pułapce.
– Jasne – rzekł Gunn. – Wtedy wszyscy się denerwowaliśmy, ale Drummer zachowywał się prawie histerycznie.
– I znów zaczął się proces eliminacji. W grę mógł wchodzić Chavez, Kiel lub Merker. Chavez ma oczywiście pochodzenie meksykańskie, a tego nie można sfałszować. Kiel jest o osiem lat młodszy, i tego również nie da się sfałszować. Pozostał więc Merker.
– Cholera! – mruknął Spencer. – Jak to się stało, że tak długo dawaliśmy się wrabiać?
– Nie ma się czemu dziwić, biorąc pod uwagę fakt, że mieliśmy przeciwko sobie najlepszy zespół, jaki Rosjanie mogli skompletować. – W kącikach ust Pitta pojawił się uśmiech. – Nawiasem mówiąc, Spencer, przed chwilą powiedziałeś, że jest nas tutaj dziesięciu. Pomyliłeś się, jest nas jedenastu. Zapomniałeś o Kubie Rozpruwaczu. – Pitt odwrócił się do strażnika, który ciągle stał przed Daną z nożem w ręku, jakby wrośnięty w ziemię. – Dlaczego nie zrzucisz z siebie tego idiotycznego przebrania, Merker, i nie przyłączysz się do towarzystwa?
Strażnik powoli zdjął czapkę i odwinął szalik, który zasłaniał mu dolną połowę twarzy.
– To ten bydlak zarżnął Woodsona – syknął Giordino.
– Przykro mi – spokojnie odparł Merker. – Woodson popełnił pierwszy błąd, kiedy mnie rozpoznał. Żyłby, gdyby na tym poprzestał, ale zrobił drugi błąd, tym razem fatalny, kiedy mnie zaatakował.
– Był twoim przyjacielem.
– W zawodzie szpiega nie ma miejsca na przyjaźń.
– Merker – wycedził Sandecker. – Merker i Drummer. „Srebrny" i „Złoty". Miałem do was obu zaufanie, a wy zdradziliście NUMA. Sprzedawaliście nas przez dwa lata. I za co? Za tę parę marnych dolarów?
– Nie powiedziałbym, że za parę, admirale – odpowiedział Merker, wsadzając nóż z powrotem do pochwy. – Wystarczyłoby ich na to, żebyśmy z bratem prowadzili bardziej niż dostatnie życie przez wiele lat.
– Ejże, a skąd on się tu wziął? – spytał Gunn. – Przecież powinien być w izbie chorych doktora Baileya na pokładzie „Koziorożca".
– Ukrył się w helikopterze Sturgisa – odparł Pitt, mokrą chusteczką wycierając sobie krwawiącą głowę.
– Niemożliwe! – wykrzyknął Sturgis. – Sam widziałeś, Pitt, że kiedy otworzyłem pokrywę luku ładunkowego, to poza panią Seagram nie było tam nikogo.
– Merker z pewnością tam był. Kiedy wymknął się doktorowi Baileyowi, to nie poszedł do siebie, lecz do kabiny Drummera, skąd wziął nowe ubranie, łącznie z parą kowbojskich butów. Potem ukradkiem wślizgnął się do helikoptera, wyrzucił tratwę ratunkową i ukrył się w schowku za jej pokrowcem. Niestety przypadkowo nadeszła Dana w poszukiwaniu zgubionej kosmetyczki. Kiedy uklękła, by ją wyciągnąć, dostrzegła buty Merkera wystające spod pokrowca tratwy ratunkowej. Nie chcąc, żeby odkryła jego ucieczkę, stuknął ją w głowę młotkiem, który nawinął mu się pod rękę, potem przykrył Danę brezentem i z powrotem wczołgał się do swojej kryjówki.
– To znaczy, że w dalszym ciągu był w przedziale towarowym, kiedy znaleźliśmy panią Seagram?
– Nie. W tym czasie już go tam nie było. Jak pamiętasz, kiedy nacisnąłeś przełącznik i otworzyłeś klapę luku ładunkowego, to czekaliśmy przez kilka chwil nasłuchując, czy w środku nic się nie rusza. I nic się nie ruszało, bo Merker zdążył już prześlizgnąć się do kabiny pilota, korzystając z tego, że jego kroki zagłuszał szum silniczków mechanizmu otwierającego klapę. Potem, gdy my weszliśmy do przedziału towarowego, bawiąc się w policjantów, on po drabince wyszedł z kabiny pilota i spokojnie zniknął w ciemnościach nocy.
– Ale po co rzucił młotkiem w łopatki wirnika? – dopytywał się Sturgis. – W jakim celu?
– Bo z „Koziorożca" leciałeś pustym helikopterem – odpowiedział mu Merker. – Nie wiozłeś niczego, co potem należałoby wyładować. Nie mogłem ryzykować, że odlecisz z „Titanica", nie otwierając przedziału towarowego, bobym się nie wydostał.
– Później biegałeś po całym statku jak szczur – rzekł Pitt do Merkera. – Niewątpliwie według planu dostarczonego ci przez Drummera. Najpierw jego palnikiem przeciąłeś hol, gdy bosman Bascom i jego ludzie odpoczywali w sali gimnastycznej między obchodami. Potem zrobiłeś to samo z linami mocującymi helikopter, z pewnością odczuwając wielką satysfakcję, bo wiedziałeś, że zsunął się za burtę ze mną w środku.
– Dwie pieczenie przy jednym ogniu – przyznał Merker. – Nie zaprzeczam…
Przerwał mu stłumiony odgłos serii z pistoletu maszynowego, dochodzący z niższych pokładów. Prewłow wzruszył ramionami i spojrzał na Sandeckera.
– Obawiam się, że wasi ludzie robią trudności – rzekł wyjmując niedopałek z lufki i rozgniatając go podeszwą. – Uważam, że ta dyskusja trwa już wystarczająco długo. Sztorm za parę godzin osłabnie i „Michaił Kurkow" będzie mógł zacząć holowanie. Admirale Sandecker, wasza w tym głowa, by zapewnić obsadę pomp. Drummer pokaże wam, gdzie zrobił otwory w kadłubie poniżej linii wodnej. Uszczelni ją reszta załogi, usuwając przecieki.
– A więc wracamy do zabawy w tortury – pogardliwie odezwał się Sandecker.
– Skończyłem z zabawami, admirale – odparł Prewłow, patrząc twardym wzrokiem. Powiedział coś do niskiego strażnika o wyglądzie pospolitego brutala. Właśnie on uderzył Sandeckera lufą w nerkę. – To jest Buski, bardzo bezpośredni towarzysz, który przypadkowo jest najlepszym strzelcem w pułku. Poza tym rozumie co nieco po angielsku, w każdym razie zna liczebniki. – Prewłow zwrócił się do niego: – Buski, zaczynam liczyć. Kiedy dojdę do pięciu, strzelisz pani Seagram w prawe ramię. Przy dziesięciu w lewe, przy piętnastu w prawe kolano i tak dalej, aż admirał Sandecker zechce z nami współpracować.
– Praktyczny pomysł – stwierdził Pitt. – Później, gdy wykonamy dla was robotę, zastrzelicie resztę z nas, a potem oświadczycie, że opuściliśmy statek na pokładzie helikoptera, który oczywiście wpadnie do oceanu. Przedstawicie nawet dwóch świadków, Drummera i Merkera, którzy potwierdzą, że kiedy po raz trzeci znikali pod wodą, cudem zostali uratowani przez wspaniałomyślnych Rosjan.