Выбрать главу

78.

Człowiek ten leżał w kącie skarbca; miał wpadnięte oczy z opuszczonymi powiekami i poczerniałą skórę, która wyglądała jak stara papa na dachu magazynu. Skurczone mięśnie przylegały do szkieletu, pokrytego od stóp do głów nalotem wskutek rozwoju bakterii. Przypominało to kromkę spleśniałego chleba. Jedynie siwe włosy na głowie i brodzie zachowały się w idealnym stanie. Szczątki leżały w kałuży lepkiej cieczy, która nasycała wilgocią powietrze, tak jakby ktoś wylał kubeł wody na ściany skarbca.

– Ten człowiek wciąż jest mokry – mruknął Kemper z miną pełną odrazy. – Jak to możliwe po takim czasie?

– Ponad połowę wagi ludzkiego ciała stanowi ciężar zawartej w nim wody – spokojnie odparł Pitt. – Wewnątrz skarbca było po prostu za mało powietrza, żeby wszystkie płyny wyparowały.

Donner z obrzydzeniem odwrócił się od tego makabrycznego widoku.

– Kto to był? – wykrztusił walcząc z nudnościami. Pitt obojętnie spojrzał na mumię.

– Sądzę, że Joshua Hays Brewster.

– Brewster? – szepnął Seagram, patrząc dzikim wzrokiem, w którym malowało się przerażenie.

– A dlaczego nie? – odparł Pitt. – Któż inny wiedziałby, co znajduje się w skarbcu?

Admirał Kemper pokręcił głową.

– Wyobrażacie sobie – rzekł głosem pełnym szacunku – jak straszna musiała być śmierć w tych ciemnościach, gdy statek tonął w oceanie.

– Nawet nie chcę o tym myśleć – powiedział Donner. – Już i tak pewnie będę miał koszmarne sny co najmniej przez miesiąc.

– To musiało być okropne – wykrztusił Sandecker. Badawczo przyjrzał się posmutniałemu Pittowi, który stał z miną człowieka dobrze poinformowanego. – Wiedziałeś o tym?

Pitt skinął głową.

– Komandor Bigalow mnie uprzedził.

Sandecker utkwił w nim wymowne spojrzenie, lecz Pitt udał, że tego nie widzi, i zwrócił się do jednego ze stoczniowców:

– Zadzwońcie do biura koronera i powiedzcie im, żeby przyjechali zabrać zwłoki. Potem wszyscy wyjdziecie i nie wrócicie, dopóki wam nie powiem.

Stoczniowców nie trzeba było ponaglać. Zniknęli z ładowni jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.

Seagram chwycił Lusky'ego za ramię tak mocno, że mineralog aż podskoczył.

– Dobra, Herb, teraz kolej na ciebie.

Lusky z wahaniem wszedł do skarbca, przekroczył mumię i otworzył jedną skrzynkę z rudą. Potem rozstawił swój sprzęt i zaczął analizować próbkę. Po jakimś czasie, który ludziom czekającym na zewnątrz wydawał się wiecznością, podniósł wzrok pełen zdumienia i niedowierzenia.

– To jest bez wartości. Podszedł do niego Seagram.

– Powtórz.

– To jest bez wartości. W tym nie ma nawet najmniejszego śladu bizanium.

– Otwórz następną skrzynkę – gorączkowo wysapał Seagram.

Lusky skinął głową i zabrał się do pracy. Ta sama historia powtórzyła się z drugą skrzynką i dalszymi, aż w końcu zawartość wszystkich dziesięciu leżała na podłodze.

Lusky wyglądał, jakby dostał apopleksji.

– Śmieci… same śmieci… – bełkotał. – Nic, tylko zwykły żwir, jakiego używa się do budowy dróg.

Kiedy ucichł chrapliwy głos oszołomionego mineraloga, w ładowni „Titanica" zapadło milczenie. Oniemiały Pitt wbił tępy wzrok w podłogę. Wszyscy wpatrywali się w żwir i rozbite skrzynki, starając się pojąć straszliwą rzeczywistość, porażającą prawdę, że dosłownie wszystko – wydobycie statku, praca ponad siły, astronomiczna suma pieniędzy, śmierć Munka i Woodsona – całkowicie poszło na marne. Nigdy nie było bizanium na „Titanicu". Stali się ofiarami jakiegoś potwornie okrutnego żartu sprzed siedemdziesięciu sześciu lat.

Osobą, która wreszcie przerwała ciszę, był Seagram. W przypływie szaleństwa szeroko uśmiechnął się do siebie w półmroku, a potem nagle wybuchnął upiornym rechotem, który odbijał się echem od stalowych ścian ładowni. Wskoczył do wnętrza skarbca, złapał jakiś kamień i uderzył nim w skroń Lusky'ego. Na żółte drewno skrzynek po rudzie trysnęła krew.

Nie przerywając histerycznego śmiechu, dopadł rozkładających się szczątków Joshui Haysa Brewstera, oburącz chwycił zmumifikowaną głowę i zaczął nią bić o ścianę skarbca, aż czaszka oderwała się od szyi i pozostała mu w rękach.

Trzymał ją przed sobą, upiorną i odrażającą. Wskutek pomieszania zmysłów wydało mu się, że jej wargi układają się nagle w szkaradny uśmiech. Wtedy całkowicie się załamał. Z zamierzchłych czasów dosięgło go szaleństwo Joshui Haysa Brewstera, na zawsze pogrążając fizyka w obłędzie.

79.

W sześć dni później Donner wszedł do hotelowej jadalni, gdzie admirał Sandecker spożywał śniadanie, i zajął krzesło naprzeciwko niego, po drugiej stronie stolika.

– Słyszałeś wiadomość z ostatniej chwili?

Sandecker zrobił przerwę między dwoma kęsami omletu.

– Jeżeli jest zła, to zachowaj ją dla siebie.

– Dopadli mnie, kiedy dziś rano wychodziłem z domu. – Donner rzucił admirałowi na stół złożoną kartkę papieru. – Wezwanie do stawienia się przed komisją śledczą Kongresu.

Sandecker wbił widelec w następny kawałek omletu, nawet nie spojrzawszy na kartkę.

– Moje gratulacje.

– Tobie grozi to samo, admirale. Mogę się założyć, że urzędnik federalny czai się w tej chwili pod drzwiami twojego gabinetu i tylko czeka, żeby ci wręczyć podobne wezwanie.

– Kto się tym zajmuje?

– Jakiś pieprzony senator z Wyoming, który jest nowicjuszem i stara się wyrobić sobie nazwisko przed czterdziestką – odpowiedział Donner, wycierając pot z czoła zmiętą chusteczką do nosa. – Ten baran upiera się, żeby przesłuchać nawet Gene'a.

– Będę musiał się tym zająć – stwierdził Sandecker. Odsunął talerz i odchylił się do tyłu. – Co z Seagramem?

– To chyba się nazywa psychoza maniakalno-depresyjna. – A jak tam Lucky?

– Dwanaście szwów i paskudny wstrząs mózgu. Za tydzień powinien wyjść ze szpitala.

Sandecker pokręcił głową.

– Mam nadzieję, że już nigdy nie przytrafi mu się nic podobnego – rzekł i wypił łyk kawy. – Jak to rozegramy?

– Wczoraj wieczorem z Białego Domu osobiście dzwonił do mnie prezydent. Powiedział, żeby rozegrać to uczciwie. Nie chce być zamieszany w sprawę, w której świadkowie będą plątali się w sprzecznych, kłamliwych zeznaniach.

– A co z „Planem Sycylijskim"?

– Zmarł nagłą śmiercią, kiedy otworzyliśmy skarbiec „Titanica" – odparł Donner. – Nie mamy innego wyjścia, jak tylko opowiedzieć wszystko od samego początku do żałosnego końca.

– Po co prać brudy publicznie? Co to da?

– Niestety, mamy demokrację – rzekł zrezygnowany Donner. – Wszystko musi być jawne i uczciwe, jeśli nawet oznacza to ujawnienie tajemnic, z których skorzysta rząd wrogiego państwa.

Sandecker ukrył twarz w dłoniach i westchnął.

– No cóż, chyba przyjdzie mi rozejrzeć się za jakąś nową robotą.

– Niekoniecznie. Prezydent obiecał złożyć oświadczenie, w którym weźmie na siebie całkowitą odpowiedzialność za niepowodzenie planu.

Sandecker pokręcił głową.

– Niedobrze. Mam kilku wrogów w Kongresie. Oni tylko czekają na dogodny moment, by doprowadzić do mojej rezygnacji ze stanowiska szefa NUMA.

– Może do tego nie dojdzie.

– Od piętnastu lat, to znaczy od czasu, gdy awansowano mnie na admirała, musiałem prowadzić z politykami podwójną grę. Możesz mi wierzyć na słowo, to brudny interes. Zanim ta sprawa się skończy, wszyscy ludzie, nawet luźno związani z „Planem Sycylijskim" i wydobyciem „Titanica", będą mogli uważać się za szczęściarzy, jeżeli zdołają znaleźć pracę przy czyszczeniu stajni.

– Szczerze żałuję, że to musiało się tak skończyć, admirale.

– Wierz mi, ja również – odparł Sandecker. Skończył kawę i wytarł sobie usta serwetką. – Powiedz mi, Donner, w jakiej kolejności będzie się to odbywało? Kogo nasz znakomity senator z Wyoming weźmie na pierwszy ogień?

– O ile się orientuję, on chce zacząć od wydobycia „Titanica", potem rozpracuje Sekcję Meta, a na koniec prezydenta – rzekł Donner, wziął ze stolika wezwanie i schował je do kieszeni. – Pierwszym świadkiem najprawdopodobniej będzie Dirk Pitt.