Roześmiał się serdecznie.
– Obiecuję, że nie będę za bardzo zerkać.
– To wcale nie będzie łatwe, bo ogród będzie się ciągnąć od frontu aż do morza.
– W takim razie będę podjeżdżać z drugiej strony i postaram się, żeby ciekawość mnie nie spaliła.
– Zrobisz to?
– Masz moje słowo.
Nie kryła zadowolenia, że jest tak skory do ustępstw.
– To mi wystarczy.
– Ale jesteś zgodna. Jak nigdy dotąd. Widać Grecja ma na ciebie dobry wpływ.
Żebyś wiedział, pomyślała. I to aż za bardzo, ale głównie z twojego powodu.
– To dlatego, że tak wspaniale się o mnie troszczysz. Dla mnie to jest cudowny układ. Ty zawsze jesteś w porządku. – Głos zadrżał jej lekko. – Boję się tylko, czy potrafię ci dorównać. Żebyś nie miał poczucia, że twoje pieniądze poszły na marne.
Przestał się uśmiechać. Z pociemniałą twarzą podniósł się z leżaka. Jego wysoka postać górowała nad nią.
– Dowiemy się tego wieczorem, kiedy pojedziemy z wizytą do Sofii i jej ojca.
– Zrobię, co tylko zechcesz. – Z trudem zdobyła się na spokój. Zaległa głucha cisza. Wreszcie Perseus przerwał ją mówiąc:
– Odważne stwierdzenie padło z tych twoich niewinnych ust.
Poczuła, że policzki jej płoną.
– Wcale nie – zaoponowała. – Musiałeś być bardzo zdesperowany, skoro zdecydowałeś się na ten ślub ze mną. Liczyłeś, że dzięki temu nie ulegniesz jej… Po rozmowie z Sofią lepiej to rozumiem. Wie, czego chce, potrafi mówić przekonująco…
Urwała przełknęła ślinę.
– …i wydaje mi się bardzo prawdopodobne, że to dzisiejsze spotkanie może okazać się decydujące. Możliwe, że już nie będę ci więcej potrzebna.
– Jak mam to rozumieć? – zagrzmiał. Gorączkowo szukała właściwych słów.
– Sofia nadal cię kocha. Powiedziała, że ugodziła cię nożem, bo miała bardzo ważne powody, które chce ci teraz wyjaśnić. Jeśli jej na to pozwolisz i zrozumiesz ją… Myślę, że wtedy inaczej spojrzysz na wszystko i… i zechcesz…
– Dosyć! – uciął.
Chyba jeszcze bardziej go rozeźliła. Wzdrygnęła się z lękiem.
– Zainwestowałem w ciebie niezłą sumę i w zamian za to spodziewam się że będziesz wobec mnie lojalna. Jasne?
– Oczywiście. Możesz na mnie liczyć. Chciałam tylko powiedzieć, że zrozumiem, jeśli postanowicie do siebie wrócić. Już i tak tyle dla mnie zrobiłeś. Nigdy nie zdołam ci się odpłacić. Jeśli pogodzisz się z Sofią to pierwszym samolotem wracam do Nowego Jorku. Nasza umowa by się rozwiązała i wobec mnie nie miałbyś już zobowiązań.
Pochylił się i ujął jej twarz w obie dłonie. Pociągnął ją w górę.
– Nigdzie nie wyjedziesz, póki sam ci nie powiem, że możesz to zrobić – powiedział.
Jakby na potwierdzenie tych słów i przypomnienie zawartej wcześniej umowy, pocałował ją z mocą. Zawirowało jej w głowie.
– Zresztą, tak czy inaczej – zniżył głos – problem nie istnieje, póki to ja mam twój paszport. – Popatrzył na nią przenikliwie. – Na tamtym stole masz wszystko, co może być potrzebne do zaprojektowania naszego ogrodu. Jeśli czegoś zabrakło, będę u siebie. Me sinchorite.
Pożegnał się i odszedł.
Stała bez ruchu, wspierając się o krzesło, pośpiesznie próbując przypomnieć sobie kolejne fragmenty początkowo zupełnie beztroskiej, wręcz żartobliwej rozmowy, zakończonej tym nieprawdopodobnym, przejmującym pocałunkiem.
Wzmianka o Sofii zupełnie zwarzyła mu humor. Dlaczego zareagował tak ostro? Fatalnie to wszystko wygląda. Dopiero co czuła się szczęśliwa jak nigdy. I jak ma teraz wziąć się w garść, nie mówiąc już o projektowaniu ogrodu, którym Perseus naprawdę mógłby się poszczycić?
Cieszyła się, że będą to robić wspólnie, ale za późno się opamiętała. Sama sobie jest winna. Po co rozmawiała z nim o Sofii.
Wyciągnij z tego nauczkę, przykazała sobie w duchu, sięgając po pierwszy z brzegu katalog. Nigdy nie idź na współpracę z wrogiem, nawet w najlepszych intencjach. Wbij to sobie dobrze do głowy i miej w pamięci, kiedy wieczorem zabierze cię na spotkanie z Sofią. I nie słuchaj jej racji ani nie dyskutuj na jej temat z Perseusem.
Właściwie, kiedy się nad tym zastanowić, Perseus miał prawo się na nią rozgniewać. Dała sobą manipulować, przez co okazała się względem niego nielojalna. Więcej nie powtórzy tego błędu.
Jego ostre słowa i nagłe odejście popsuły jej nastrój. Nie mogła się otrząsnąć. Postanowiła teraz o tym nie myśleć, tylko wziąć się do pracy. Godziny mijały niezauważenie. Kiedy przyszła Ariadne posprzątać po śniadaniu, pochłonięta rysowaniem Sam nawet jej nie zauważyła.
Koncepcja coraz bardziej się klarowała. Oczami wyobraźni już widziała ogólny zarys ogrodu, kompozycję barw. Teraz musi tylko wyszukać rośliny, które zniosą tutejszy klimat i rodzaj gleby. Dobrze, że zamówione przez Perseusa katalogi podają aż tak wyczerpujące dane.
Minęło kilka godzin. Ariadne przyniosła lekki lunch: łososia z grilla i apetyczny owoc. Perseus się nie pojawiał. Pewnie nie ma go w domu. Bardzo możliwe, że poleciał do Aten. Helikopterem to przecież żaden problem. Yanni mógł go zawieźć na lądowisko… ale tego się nie dowiem, pomyślała z żalem.
Około wpół do czwartej zdecydowała, że na dzisiaj dosyć. Zebrała rzeczy i ruszyła do domu. Była z siebie zadowolona, dobrze jej poszło. Posiedziałaby jeszcze nad projektem, ale skoro wieczorem wychodzą pora się przygotować.
Zamierzała włożyć letnią sukienkę z kremowego krepdeszynu. Dopasowany fason podkreślał figurę a prostota kroju zachwycała elegancją. Nic dziwnego, znać rękę znakomitego projektanta.
Ale skoro chce w niej wystąpić, musi choć odrobinkę się opalić, jej cera jest przy tym stroju zbyt blada. Jeśli popływa w morzu i przez chwilę poleży na słońcu, skóra nabierze złocistości, a włosy ładnie zjaśnieją. Nie tracąc czasu, pośpiesznie przebrała się w kostium, chwyciła ręcznik i wybiegła na dwór. Popatrzyła na morze.
W oddali, tuż przy horyzoncie, widać było sylwetki kilku jachtów i prom. Niebo stapiało się z wodą. Zrzuciła sandałki i wbiegła do wody. Pobaraszkowała w niej parę minut, a potem wyciągnęła się na ręczniku. Wprawdzie była blondynką, ale jej skóra miała lekko oliwkowy odcień i łatwo się opalała. Jednak tu słońce jest ostre, musi uważać, żeby się nie poparzyć.
Postanowiła poleżeć tylko dziesięć minut. Zamknęła oczy, próbując odegnać od siebie wszelkie myśli. Powoli ogarnął ją błogi spokój. Czuła się jak w raju. Słońce przyjemnie grzało, rozkoszną ciszę zakłócał tylko szmer wody i krzyki mew. Zapadła w sen.
– Jeśli szukasz pretekstu, by nie iść wieczorem na spotkanie, to nieźle ci idzie. – Ostry głos przerwał jej senne marzenia.
Zerwała się na równe nogi.
– Perseus… – Cofnęła się przed nim, ale zdążył schylić się po ręcznik i zarzucić go jej na ramiona.
Popatrzyła na niego stropiona. Nie była do końca pewna, skąd się bierze ten dziwny niepokój, który tak nieoczekiwanie ją ogarnął. Czy dlatego, że jest na nią zły, czy raczej widok jego muskularnego, opalonego ciała wywołuje w niej lęk? Nadal był tylko w szortach.
– Chciałam się troszeczkę opalić. Tylko przez kilka minut.
– Dwadzieścia – poprawił ją. – Jeszcze chwila i spalisz się na raka. Chodź do domu. Już!
Unikała jego wzroku. Miał rację, już czuła nieprzyjemne pieczenie na brzuchu i udach, gdzie skóra rzadko miała kontakt ze słońcem. Włożyła sandały i ruszyła za nim.