– To niemożliwe.
– Dlaczego? – zdumiała się. – Jutro podpiszę wszystko, co trzeba i znów będziesz wolny.
– Nie o to chodzi, Samantho. Nawet jeśli jej ojciec umrze w ciągu kilku dni, żałoba będzie trwać bardzo długo.
– Ale wy czekaliście na to dwadzieścia lat! – zawołała z niedowierzaniem. – To straszne, że trzeba czekać jeszcze kilka tygodni.
– ____________________t dwa tygodnie.
– Ile? – Otworzyła szeroko oczy.
Zatrzymał się słysząc ogromne zdziwienie w jej głosie.
– Nasze zwyczaje nie pozwolą Sofii wyjść za maż wcześniej niż przynajmniej po roku żałoby.
– Jak to możliwe? Po tym, co przeżyliście, mielibyście aż tyle czekać? Przecież to okrutne! – To było dla niej nie do pojęcia.
– Takie są greckie zwyczaje, a oboje jesteśmy tradycjonalistami. I nie mamy ochoty stać się obiektem plotek. Tak czy inaczej do tej pory musisz pozostać moją wierną żoną.
Być z nim przez cały rok, ale nie do końca tylko na niby? To przecież niemożliwe! Nie dam rady, nie wytrzymam!
– Czy myśl o spędzeniu przy mnie całego roku jest dla ciebie nie do zniesienia? – spytał, widząc jej przerażoną minę.
– Skądże! – wykrzyknęła. – Co też ci przyszło do głowy. Pomyślałam tylko o tobie. Że to okropne! Mieszkać na tej samej wyspie ze świadomością, że ona jest tak blisko, a mimo to nie móc być razem, nie móc… – Głos się jej łamał. Odrzuciła głowę. – Powiedziałeś jej prawdę?
– Sofia zna moje uczucia nie ma obawy, że zajdzie jakieś nieporozumienie.
– I myślisz, że nie czuje do mnie żalu czy nienawiści?
– A czy ktoś może z całą odpowiedzialnością stwierdzić, że zna czyjeś ukryte uczucia? – odpowiedział pytaniem. – Wystarczy, że powiedziałem jej prawdę. Teraz od niej zależy, jak sobie z tym poradzi. Ciebie to w żaden sposób nie dotyczy.
Targały nią sprzeczne uczucia.
– Gdybym ja była na jej miejscu, to bez względu na to, co bym wiedziała, nie mogłabym znieść świadomości, że mieszkasz z inną Ja… Wprost nie mogę sobie tego wyobrazić. To by mnie zabiło. Pewnie bym jej wydrapała oczy!
Uśmiechnął się nieoczekiwanie, oczy mu błysnęły. Z tym uśmiechem wydał się jej o całe lata młodszy. I jakże przystojny! Chyba zemdleje z wrażenia!
– Taka gwałtowność… – urwał. – Prawdziwy szczęściarz z tego, kto potrafi wzbudzić w tobie takie emocje. – Bezwiednie dotknął palcem blizny na policzku. – Aha, byłbym zapomniał ci powiedzieć, że w przyszłym tygodniu chcę polecieć do Aten, by usunąć tę bliznę.
Zaskoczył ją tak nieoczekiwanie zmieniając temat. Pewnie to Sofia go do tego zdopingowała, nie chce, by ta blizna ciągle przypominała dawne wydarzenia. Zrobiło się jej dziwnie przykro. Odwróciła się i ruszyła z powrotem. Nie obchodziło jej, czy fale zmoczą brzeg sukienki.
Perseus podążył za nią.
– Jeśli nie chcesz zostać tu sama, możesz polecieć ze mną.
Wezbrała w niej złość.
– Może jeszcze tego nie zauważyłeś, ale jestem dorosła i już od dawna mieszkam sama – powiedziała ze złością.
– Zauważyłem – podjął. – Dlatego twoje intencje są dla mnie zupełnie jasne: nie masz zamiaru być dla mnie niańką, kiedy będą dochodzić do siebie po operacji. Tego nie przewidywała nasza umowa.
– Specjalnie udajesz, że nie wiesz, o co mi chodzi.
– W takim razie wyjaśnij mi, dlaczego decyzja o operacji tak cią zdenerwowała?
– Wcale mnie nie zdenerwowała! – Przyśpieszyła jeszcze, by znaleźć się dalej od niego.
– Więc dlaczego tak uciekasz?
Poczuła się głupio. Zwolniła.
– Popatrz na mnie, Samantho.
Nie chciała patrzeć. Jeśli spojrzy na niego, Persus zobaczy w jej oczach tą samą miłość, jaka na obrazie promieniowała z oczu jej mamy. I wtedy już wszystko będzie dla niego jasne…
– Jeśli się o mnie martwisz, to zupełnie niepotrzebnie. Dzisiejsza chirurgia plastyczna potrafi zd____________________dzając pacjentom bólu – powiedział uspokajająco.
– Wiem – wydusiła nieswoim głosem.
– W takim razie, w czym problem? Wyciągnę z ciebie odpowiedź, choćbyśmy tu mieli zostać do rana.
Schyliła się, by podnieść z piasku muszelkę.
– Rób, jak uważasz. Rozumiem, że Sofia nie może patrzeć na tą blizną, bo przypomina jej, co ci zrobiła.
Zawahała się lekko.
– Chcę ci tylko powiedzieć, że… że nie wyobrażam sobie ciebie bez tej szramy. Miałam zajęcia z rzeźby. I uważam, że nieskazitelne posagi, które w oczach znawców uchodzą za niedościgłe arcydzieła ludzkiego geniuszu, dla mnie wcale takimi nie są. Brakuje im czegoś, co je wyróżnia, czegoś, co sprawia, że są wyjątkowe, unikatowe.
Kiedy skończyła, Perseus stał nieruchomo, z kamienną twarzą. Dopiero poniewczasie uświadomiła sobie, że znów niepotrzebnie się wyrwała. Z jej słów jednoznacznie wynika, że jest dla niej ideałem, chodzącą doskonałością. Jaka szkoda, że gdzieś obok nie cz____________________gnąć w głębiny.
– Ciekawy jestem, czy byłabyś taka odważną gdybyśmy nie mieli tej umowy.
Odwróciła się ze złością na pięcie.
– Umowa nie ma z tym nic wspólnego. Nie ma takiej kobiety, której byś się nie podobał.
– Dowiedź mi tego. Zapomnij o umowie i pokaż, że ta blizna wcale cię nie zraża.
Nieoczekiwanie zobaczyła w nim dumnego chłopca, który wolałby umrzeć, niż przyznać, że boi się odrzucenia. Zupełnie ją tym rozbroił. Postąpiła krok w jego stronę.
Nie zastanawiając się nad tym co robi, zarzuciła mu ręce na szyję i wspięła się na palce. Dotknęła ustami naznaczonego blizną policzka. Przecież kocha go nad życie, dotąd nawet nie przeczuwała, że można kochać aż tak.
Zamruczał coś po grecku, odszukał jej usta. Od tego pocałunku zawirowało jej w głowie, zapomniała o wszystkim. W jego ramionach było tak cudownie, a pocałunki upajały. I ciągle było ich mało…
Puścił ją nieoczekiwanie, cofnął się. Chyba uświadomił sobie, że całuje nie tę, że to pomyłka. Ruszył przodem, Sam szła za nim, w sercu czuła przeraźliwy ból.
A więc dowiodła, że ta blizna niczego nie zmienia, nie odbiera mu uroku. Ale ten pochopny czyn jest początkiem jej klęski. I sama jest temu winna.
Niestety, refleksja okazała się spóźniona, nie można było cofnąć tego, co się stało. Gorzko żałowała, że dała się sprowokować tamtej nocy, że zapomniała o hamulcach. Cóż z tego, że w zasadzie łączy ich tylko umowa, skoro nic już nie było takie jak dawniej. Otworzył przed nią inny świat, poznała smak doznań, których istnienia przedtem nawet nie przeczuwała.
A przecież to, co zrobili, nie było według niej niczym innym jak żałosnym naigrawaniem się z istoty małżeństwa, które powinno być czymś niewzruszonym i świętym. Co gorsze, w obecności Perseusa nie potrafiła już się zdobyć na obojętność, udawać, że nic się nie zmieniło.
Jedynym ratunkiem było zatracenie się w pracy. Całymi godzinami przesiadywała w ogrodzie, nadzorując mężczyzn przywożących ziemię, zakładających system zraszaczy, zapewne jedyny na wyspie. Jeszcze dzień czy dwa i będzie można zacząć sadzić rośliny.
– Kyria Kostopoulos? Telefon! – zawołała z domu Ariadne.
Pewnie ktoś dzwoni w interesach do Perseusa, nieraz to się zdarzało. Zwłaszcza, że był teraz zajęty pomaganiem Sofii przy formalnościach związanych z pogrzebem. Upierał się by Sam, jako ukochana żona, wszędzie mu towarzyszyła. Rozumiała go: w końcu był tu pod obstrzałem krajanów, którzy uważnie go obserwowali.
Kochała go, więc odgrywanie roli zakochanej żony przychodziło jej z łatwością. Zbyt łatwo. Z radością przyjmowała jego otwarcie wyrażane uczucia, rozkoszowała się każdym pocałunkiem, każdym gestem obliczonym na wprowadzenie w błąd postronnych obserwatorów. Przed światem byli parą nowożeńców w podróży poślubnej, spragnionych siebie i ciągle nienasyconych.