– Samantha Telford? Czy to pani?
Amerykanin. W dodatku zna jej panieńskie nazwisko. Ale w zasadzie cóż w tym dziwnego? Dziennikarze mają dostęp do wszelkich informacji. Mimo to zwolniła, obejrzała się przez ramię. Też miał ciemne okulary.
– Czy ja pana znam? – prychnęła.
– Nie.
– W takim razie nie mam panu nic do powiedzenia.
Nie czekając na odpowiedź, otworzyła drzwi samochodu. Mężczyzna nagle znalazł się tuż obok niej.
– Ale ja mam. Bardzo dużo. I, prawdę mówiąc, nie wiem, od czego zacząć. Liczę na pomoc. Jestem twoim ojcem. Nazywam się Jules Gregory.
Sam skamieniała. To nieprawdopodobne, by spotkanie twarzą w twarz z człowiekiem, który skrzywdził jej mamę i którego ona sama nie chciała widzieć na oczy, było jedynie dziełem przypadku. Nigdy w to nie uwierzy.
Co on tu robi, skoro mieszka na Sycylii? Jakim sposobem dotarł na Serifos w tym samym czasie, kiedy ona tu jest? Nie mówiąc już o tym, że chodził za nią krok w krok.
Im dłużej się nad tym zastanawiała, tym bardziej oczywiste było przekonanie, że to nie mógł być zbieg okoliczności.
Z tego, co wiedziała, nigdy nie szukał kontaktu ani z nią, ani z jej mamą. Więc dlaczego teraz?
Ktoś, kto wiedział, że jest jego córką, musiał mu o niej powiedzieć. To jedyne wyjaśnienie, jakie się nasuwa. Tylko kto to zrobił? Nikt przecież nie wie o łączącym ich pokrewieństwie. Nikt z wyjątkiem Perseusa.
Serce zabiło jej jak szalone. Chyba nie odszukał jej ojca, skoro wiedział, że ona nie chce mieć z nim nic wspólnego? Nie mógł tego zrobić. Chyba że postanowił wtrącić się w zupełnie nie swoje sprawy.
Wprawdzie przed laty kupił od niego portret mamy, ale zwykła przyzwoitość nakazywała nie czynić czegoś wbrew jej woli, na siłę nie godzić ją z człowiekiem, który nie chciał wiedzieć o jej istnieniu.
Jeśli Perseus to zrobił – a wszystko wskazywało na to, że tak właśnie było – potrafiła zrozumieć motywy, jakimi się kierował. Sam przez dwadzieścia lat bezskutecznie szukał po świecie swojej Sofii; pewnie był święcie przekonany, że ona też szukała ojca. Jednak nic nie usprawiedliwiało faktu, że zrobił to poza jej plecami, nie pytając o zdanie. Takich rzeczy się nie wybacza.
Tylko ktoś taki jak Perseus mógł doprowadzić do tego, że ojciec zostawił swoje sprawy na Sycylii i przyjechał na Cyklady, by po dwudziestu czterech latach poznać córkę. Jej mamie to się nigdy nie udało.
Im dłużej o tym myślała, tym większą czuła gorycz. Ciekawe, ile mu zapłacił, by doszło do spotkania na wyspie, na której już przed laty ubili pierwszy interes… Co tym razem Perseus mu zaoferował? Czym skłonił do odegrania tej sceny na ulicy?
Może obiecał mu własne galerie w największych miastach Europy i Stanów? Albo pokaźne sumy ulokowane na kontach przynoszących godziwy dochód, jako zabezpieczenie na czarną godzinę? Artystom proponuje się podobne wsparcie… nawet tak znanym jak Jules Gregory.
Perseus mógł to zrobić… ale tym samym odebrał jej resztki złudzeń. Jej świat legł w gruzach. Nie mogła płakać, cierpienie, jakie ją przepełniło, było zbyt bolesne. Po raz ostatni zerknęła na mężczyznę.
– Przepraszam pana, ale mama nauczyła mnie, by nie rozmawiać z obcymi.
W jednej chwili była za kierownicą. Widziała jeszcze w lusterku jego twarz. Dobrze, że nie próbował jej zatrzymać. Okazał chociaż odrobinę wyczucia.
Jechała, nie zauważając mijanej drogi. Nieoczekiwanie spłynął na nią dziwny spokój. Tak bała się tych jedenastu miesięcy pod jednym dachem z Perseusem, lękała się, że jej uczucie jeszcze się pogłębi. Teraz to już koniec. Prowokując to spotkanie, naruszył ich umowę. Czuła się zwolniona z danego słowa. Zresztą już i tak wykonała swoje zadanie. Nie powinna mieć żadnych skrupułów.
Wyjedzie z Grecji, musi tylko odzyskać paszport. Intuicja jej podpowiadała, że pewnie jest w sejfie w Atenach. Dziś wieczorem musi go odzyskać. Perseusowi powie otwarcie, co o nim myśli. Jeśli nie zechce jej puścić, zagrozi, że jeżeli do dziesiętej nie dostanie paszportu, Yanni zawiezie Sofii list, w którym opisała ich układ. Była przekonana, że po przeczytaniu takiego listu Perseus będzie w oczach Sofii skompromitowany.
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
Po dziesięciu minutach dojechała do domu. Robotnicy już zniknęli. Miejsca pod przyszłe klomby były gotowe. Można zacząć sadzenie roślin.
Teraz już Sofia będzie się tym zajmować, pomyślała ze ściśniętym sercem, wchodząc do willi.
– Kyria Kostopoulos…
Popatrzyła na Ariadne, instynktownie domyślając się, co od niej usłyszy.
– Pani ojciec był tutaj. Chciał się z panią spotkać. Powiedziałam mu, gdzie pani jest. Prosił o telefon, gdyby nie udało mu się pani odnaleźć. Zostawił swój numer.
A więc dla Ariadne też była wyznaczona rola.
Gospodyni podała jej żółtą karteczkę. Taka sama kartka niedawno zmieniła jej życie, zamieniła je w piekło.
Czyli pierwsze przeczucie jej nie zawiodło… Kiedy razem z Perseusem zjeżdżali windą do garażu, miała wrażenie, że stała się zakładniczką Hadesa, uwożoną do jego podziemnego królestwa, skąd już nigdy nie ujrzy dziennego światła. Jakie to było prorocze!
Popełniła błąd, lekceważąc to przeczucie. Perseus zaoszczędziłby sporo pieniędzy, a ona uniknęłaby niepotrzebnych cierpień.
– Zatrzymał się w Delphi w Livadi.
– Dziękuję. – Gorycz dławiła ją w gardle. – Czy mój mąż może dzwonił?
– Nie, Kyria.
To niepodobne do Perseusa. Sam skrzywiła się gorzko. No tak, zastawił pułapkę i teraz czeka, co z tego wyniknie.
– Yanni prosił, by pani przekazać, że będzie gotowy o wpół do siódmej.
– Świetnie. I jeszcze coś, Ariadne. Jeśli ktoś będzie dzwonił, sama odbiorę. – Nie myśl sobie, że nie włączę się do tej gry, pomyślała w duchu. – Może razem z resztą personelu zrobicie sobie wolny wieczór? Ja zostaję z mężem na kolacji w Atenach, a wracamy dopiero jutro wieczorem.
Oliwkowa twarz gospodyni rozjaśniła się w szerokim uśmiechu.
– Efcharisto, Kyria - podziękowała i zniknęła.
Wiedziała, co powinna zrobić. Przede wszystkim napisze list do Sofii. Potem weźmie prysznic, umyje głowę i wystroi się na wieczór. Perseus nie może się niczego domyślić. Dowie się, gdy przyjdzie pora.
Zabierze ze sobą tylko torebkę i siedemset dolarów w drachmach, które niemal siłą wcisnął jej Perseus, poza tym niewielką torbę z kosmetykami, bielizną i ubraniem na zmianę. Niczego więcej nie weźmie, przecież w tym domu nic do niej nie należy. Jej skromny dobytek był na przechowaniu w Nowym Jorku. Tam się wszystko zaczęło i tam się skończy.
Żądza zemsty dodawała jej energii. Działała szybko. Nawet się nie spostrzegła, gdy podjechał Yanni. Jeszcze chwila i już byli w drodze do Livadi.
– Yanni – zwróciła się do kierowcy. – Mój mąż zostawił na biurku list do Sofii Leonidas. Miał go wysłać i pewnie zapomniał. Jak tylko się z nim zobaczę dowiem się, czy nie trzeba go dostarczyć. Jeśli do dziesiątej nie damy ci znać, to odwieź go jej, dobrze?
– Ne - potwierdził po grecku i schował list do kieszeni.
Jak na razie idzie całkiem nieźle, ucieszyła się w duchu.
Lot helikopterem nieco zwarzył jej humor. Przez cały czas towarzyszyły jej nieprzyjemne uczucia, żołądek podchodził do gardła. Dużo lepiej leciało się jumbo jetem. Zamknęła oczy, gdy roześmiany pilot zaczął podchodzić do lądowania na dachu biurowca Perseusa. Nie mogła znieść widoku ziemi, przybliżającej się do nich w zawrotnym tempie.
– Kochanie! – Głos Perseusa przywrócił ją do rzeczywistości. Pomógł jej wysiąść. – Czekałem na ciebie.