Выбрать главу

Sam nie patrzyła na niego. Tak było bezpieczniej.

– Tak. Rozdanie dyplomów za niecały tydzień. Ale jak pan słyszał, profesor może mnie cofnąć, gdy się dowie, że zabrałam pracę. Wtedy będę musiała powtarzać rok. A jeśli niechcący coś się uszkodzi, to jak nic obniży mi ocenę.

– Proszą się teraz o to nie martwić. Nawet jeśli spełni się ten najgorszy scenariusz, sam wyjaśnię wszystko pani profesorowi.

Potrząsnęła głowa.

– Nie zna go pan. Jak raz coś sobie postanowi, to nikt, nawet pan, nie zdoła go przekonać.

– To się okaże – stwierdził krótko.

Jechali w milczeniu. Dopiero kiedy zatrzymali się przed biurowcem, ogarnęła ją panika. Przecież nie może zagwarantować, że jego oczekiwania się spełnią.

– Panie Kostopoulos… Nie oderwę tej kartki bez specjalnych narzędzi. Mam je w domu. Jeśli mnie pan tu zostawi, to zdąży pan na spotkanie. Zadzwonię, jak tylko skończę.

– Gdzie pani mieszka?

Zadowolona, że bez zastrzeżeń przystał na jej propozycję, podała mu adres i usiadła wygodniej. Cieszyła się, że jeszcze chwila, a uwolni się od jego towarzystwa.

Nie wyobrażała sobie, że stałby za nią i patrzył, jak odrywa kartkę. Nie mogłaby się skupić. Nie dość, że się przy nim denerwowała, to tak intensywnie odczuwała jego obecność, że nie potrafiła tego ukryć.

– Na następnych światłach w lewo. Mieszkam tam, gdzie te bloki. Straszny tu ruch. Najlepiej będzie, jak wysadzi mnie pan na rogu.

Zwolnił przed światłami. Sięgnęła do klamki, ale drzwi nie dały się otworzyć. Odwróciła się do niego.

– Może pan otworzyć?

Jej prośba trafiła w próżnię, bo Kostopoulos właśnie rozmawiał przez komórkę. Z jego słów zorientowała się, że instruuje sekretarkę, by przełożyła spotkanie na następny tydzień.

Serce zabiło jej niespokojnie. Budziło się w niej podejrzenie, że Kostopoulos jednak zamierza z nią iść i nadzorować operację.

Miała przynajmniej kilka powodów, dla których nie mogła do tego dopuścić. Przede wszystkim w mieszkaniu jest niesamowity bałagan. Nie mówiąc już o tym, że jest tak małe, iż nawet jedna osoba z trudem się w nim poruszała. Właściwie to pokój z sypialnią i aneksem kuchennym. Jedynym miejscem, na którym mogła go posadzić, była kanapa, z której najpierw musiałaby pozdejmować różne rzeczy.

Otworzyła usta, bo Kostopoulos skręcił na parking zarezerwowany dla dostawców, ale już wiedziała, że żadne argumenty nie powstrzymają go przed tym, co sobie zamierzył. Dla niego przepisy nie istniały.

Z ulgą wysiadła z auta, on natomiast wyjął z bagażnika płótno i wszedł za nią do budynku. Wystukała kod domofonu, by otworzyć drzwi do przedsionka z windami. Wolała, by z nią nie jechał. Na samą myśl ogarniała ją klaustrofobia.

Chwyciła głęboki oddech.

– Nie musi pan ze mną jechać. Jeśli zostawi pan swój telefon, zadzwonię, gdy tylko skończę.

Nadjechała winda, otworzyły się drzwi. Kostopoulos gestem wskazał, by wsiadała. Obrzucił ją uważnym spojrzeniem.

– Skoro już tu jestem, to poczekam. Tak będzie prościej.

Kiedy winda stanęła na siódmym piętrze, wysiedli. Przed drzwiami swego mieszkania, zerknęła na niego niespokojnie.

– Może jednak lepiej, żeby poczekał pan w samochodzie – powiedziała bez tchu.

Ściągnął brwi.

– Jeśli boi się pani reakcji swojego chłopaka, to chętnie mu wytłumaczę, dlaczego wdzieram się do pani mieszkania.

Poczuła, że oblewa się rumieńcem.

– To mieszkanko jest tak małe, że nawet dla mnie nie starcza miejsca, nie mówiąc już o drugiej osobie.

Lekceważąco wzruszył ramionami.

– W takim razie nie ma problemu. Ja całe dzieciństwo spędziłem w pokoiku nie większym od szafy. Nie ma się czego wstydzić.

– A nie pomyślał pan, że może nie jestem przygotowana na przyjmowanie gości?

– Nie jestem gościem – odparł z nonszalancją, która doprowadzała ją do białej gorączki. – No dobrze. Proszą dać mi klucz.

Nie minęła sekundą jak wyjął klucze z jej sztywnych palców i otworzył zamek. Poczekał, aż wejdzie.

Nie mogła się pozbierać. Wprawdzie tylko musnął jej rękę, kiedy brał klucze, ale ten dotyk był jak rażenie prądem. Jeszcze nigdy nic podobnego jej się nie zdarzyło. Nie mogła się skoncentrować.

– Gdzie mam to położyć? – spytał rzeczowo.

Zła na siebie, że zachowuje się jak idiotka, podeszła do małego stolika i pośpiesznie uprzątnęła pozostałości po przełkniętym w biegu śniadaniu. Nie sumitując się, wymamrotała:

– Może pan to tutaj postawić.

Z konieczności deptał jej po piętach. Ostrożnie przestąpił nad leżącą na podłodze suszarką do włosów i gazetą pochlapaną farba.

Wczoraj w nocy skończyła pracę nad kolażem i spryskała go zabezpieczającym sprayem. Bojąc się, że werniks nie zdąży wyschnąć z powodu większej niż zwykle wilgoci, wstała wcześnie rano i suszyła go suszarką.

– Zaraz znajdę młotek i dłutko.

Materiały i przybory trzymała w niewielkiej garderobie przy łazience, ale przez ostatnie miesiące doszły jeszcze puszki i słoiczki z farbami; nagromadziło się ich tyle, że musiała wszystko poprzestawiać, by dostać się do narządzi.

Weszła do pokoju, położyła przyniesione rzeczy na stoliku. Kostopoulos był zajęty przyglądaniem się batikowemu obrusowi rozłożonemu na oparciu kanapy. Jej ostatnie dzieło. Właśnie wysychał po farbowaniu.

Zauważyła, że Kostopoulos coś trzyma w ręce. Dopiero po chwili zorientowała się, że to wysłużony wałek do ciasta. Jej służył do innych celów. Po raz pierwszy odkąd go poznała miała wrażenie, że w jego czarnych oczach błysnął cień uśmiechu. Podniósł wyżej wałek i przyjrzał mu się z uwagą.

– Domyślam się, że ma go pani pod ręka, by bronić się przed intruzami.

– To świetny pomysł! – Dotąd nie przyszło jej do głowy, że wałek mógłby służyć do obrony.

Ten spontaniczny okrzyk chyba go rozbawił, bo leciutko wygiął w uśmiechu kąciki ust. A już myślała, że nie jest do tego zdolny.

– Używam go przy pracy nad kolażami…

Nie okazał zdziwienia.

– Proszę mówić dalej – zamruczał.

– Chce pan poznać szczegóły?

– Owszem. Muszę przyznać, że od dawna nikt mnie tak nie zaciekawił.

Tę jego uwagę można było odczytać na wiele sposobów. Żaden z nich nie był szczególnie miły.

– Fascynuje mnie, jak ten prozaiczny przyrząd przyczynia się do powstania końcowego produktu – dodał.

Ciekawe tylko, czy ten końcowy produkt przypadł mu do gustu? Jak do tej pory nie wypowiedział się na ten temat.

– Skoro tak panu zależy. – Unikając jego badawczego wzroku, wzięła wałek. Z leżącej na podłodze gazety oderwała strzęp papieru.

Nie było miejsca, by się choć trochę od niego odsunąć. Cały czas czuła jego obecność, gdy tak stał tuż obok niej. Z niewielkiego kuchennego blatu odsunęła szkło i sztućce, by zrobić miejsce. Zgniotła papier w kulkę i zaczęła go wałkować.

– Trzeba przejechać wałkiem przynajmniej dziesięć razy, w różnych kierunkach. Dopiero wtedy jest właściwy efekt. Robiłam tak z każdym kawałkiem papieru, który chciałam wkleić do kolażu. Po rozprostowaniu jest zmieniona fakturą ma mnóstwo drobniutkich zmarszczek. Wtedy spryskuję go lakierem do włosów. Każda, nawet najdrobniejsza kreska, staje się bardziej wyrazista, inaczej odbija światło. Ma się wrażenie, że patrzy się na cieniutką porcelanę pokrytą siateczką miniaturowych pęknięć. Kiedy już dobrze wyschnie, palcami nadaję właściwy kształt, na przykład ludzkie sylwetki czy te greckie motywy zdobiące elewację. Potem podwijam pod spód końce i wkładam do kleju do tapet. Na koniec umieszczam w odpowiednim miejscu.